Ujawnienie przez szefa MON tajnych wojskowych planów obrony z 2011 roku, a także polityczna kampania uderzająca w film Agnieszki Holland „Zielona Granica”, mają służyć konkretnemu celowi: zmobilizowaniu wyborców, a w konsekwencji utrzymaniu stanu posiadania PiS w kluczowych okręgach wyborczych. Wirtualna Polska poznała efekty analiz w tej sprawie. PiS stawia wszystko na jedną kartę.
Według informacji Wirtualnej Polski, w ostatnich tygodniach Prawo i Sprawiedliwość przeprowadziło badania, które miały potwierdzić, iż niemal niemożliwe jest zdobycie większej liczby mandatów poselskich względem 2019 roku w kluczowych i najbardziej sprzyjających PiS okręgach – na ścianie wschodniej Polski.
– Celem na te wybory jest nie zwiększenie liczby mandatów poselskich – bo to, jak wynika z naszych analiz, jest praktycznie niemożliwe – ale utrzymanie stanu posiadania. Dlatego mocno inwestujemy w kampanię na wschodzie – mówi nam osoba zaangażowana w działania PiS.
Rdzeń prawicy
Co więcej, z wewnętrznych badań PiS – przeprowadzonych jeszcze wcześniej – miało wynikać, że na ścianie wschodniej przybyło wyborców Zjednoczonej Prawicy, którzy w ostatnich latach zniechęcili się do rządzących. I trafili do koszyka „niezdecydowanych” lub – jak mówią niektórzy – wyborczej „poczekalni”.
– Ten proces zaczął się mniej więcej po wybuchu pandemii, gdy rząd wprowadzał lockdowny. Później PiS pojechało z „piątką dla zwierząt”, a zbijać kapitał na tym zaczęła Konfederacja – mówi nam osoba zorientowana w strategii PiS.
Jednocześnie to ta grupa wyborców – ze ściany wschodniej – jest najbardziej zniechęcona do Platformy Obywatelskiej (i partii liberalnych w ogóle), a w związku z tym – teoretycznie najłatwiejsza do ponownego zmobilizowania przez PiS.
– To są wciąż nasi wyborcy. Część z nich na różnych etapach mogła przechodzić do koszyka tych, którzy polityką się zniechęcili, ale przy urnach wyborczych ci ludzie będą z nami. Nasz cel jest taki, żeby ci wyborcy, rdzeń prawicy, namówili do głosowania swoje rodziny, znajomych, żeby poczuli realną stawkę tych wyborów – tłumaczy nasze źródło z centrali PiS.
Wschód jest celem
Jak przyznają nasi rozmówcy współtworzący kampanię Zjednoczonej Prawicy, wszystkie jej kluczowe elementy związane z „bezpieczeństwem” – temat zapory przy granicy, niezgoda na relokację migrantów, ujawnienie tajnych planów wojskowych z czasów rządów PO-PSL, które miały rzekomo prowadzić do oddania „połowy Polski Rosjanom” i uczynienie z miast wschodniej Polski „drugiej Buczy”, a także uderzenie w film „Zielona Granica” – mają doprowadzić do maksymalnej mobilizacji przeciwko Donaldowi Tuskowi. I de facto zmusić mieszkańców wschodniej Polski – bo to o nich dziś toczy się gra – by poszli do urn wyborczych i oddali głos na PiS.
– To w tym koszyku wyborców jest duża część wyborców niezdecydowanych. I to na nich właśnie liczymy – mówi nam źródło z obozu władzy.
PiS może tylko stracić
O tym, że PiS będzie chciało „dopalić” swoje wyborcze bastiony, pisaliśmy już przy okazji ujawniania przez nas kolejnych nazwisk liderów Zjednoczonej Prawicy, których partyjna centrala skierowała do okręgów na wschodzie Polski. Chodziło m.in. o ministrów Mariusza Kamińskiego (Chełm), Zbigniewa Ziobrę (Rzeszów) czy Jacka Sasina (Białystok).
Warto przy tym podkreślić, że w wyborach do Sejmu w 2019 roku Zjednoczona Prawica większość swoich mandatów poselskich uzyskała w 13 na 41 okręgów. To pokazuje, że i w tych wyborach najważniejsze będą tzw. bastiony – okręgi, w których PiS dotychczas miażdżyło rywali.
O poparcie w których okręgach bije się dziś PiS? Chodzi o kilka kluczowych.
Okręg nr 24 – Białystok. Tu w sumie do zdobycia jest 14 mandatów poselskich. W 2019 r. PiS zdobyło tu 8 mandatów. Wedle wewnętrznych szacunków, które poznała WP, nie ma szans na więcej – PiS może jedynie stracić.
– Przesunięcie do tego okręgu Jacka Sasina ma na celu wygaszenie konfliktów w podlaskim PiS, a nie maksymalizację wyniku wyborczego – mówi Wirtualnej Polsce prof. Waldemar Wojtasik z Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach.
Okręg nr 18 – Siedlce. Tu w sumie do zdobycia jest 12 mandatów poselskich. W 2019 r. PiS zdobyło w tym okręgu 9 mandatów. Wedle wewnętrznych szacunków w tym roku partia rządząca może stracić mandat.
Okręg nr 6 – Lublin. Tu w sumie do zdobycia jest 15 mandatów poselskich. W 2019 r. PiS zdobyło tu 9 mandatów. Wedle wewnętrznych szacunków są niewielkie szanse na więcej; walka będzie toczyć się o utrzymanie stanu posiadania.
Okręg nr 7 – Chełm. Tu w sumie do zdobycia jest 12 mandatów poselskich. W 2019 r. PiS zdobyło tu 8 mandatów. Wedle wewnętrznych szacunków partia rządząca nie ma szans na więcej.
Okręg nr 22 – Krosno. Tu w sumie do zdobycia jest 11 mandatów poselskich. W 2019 r. PiS zdobyło tu 8 mandatów. Wedle wewnętrznych szacunków nie ma szans na polepszenie wyniku, a co więcej – jak słyszymy – rządzący mogą stracić w tym okręgu mandat na rzecz Konfederacji.
Okręg nr 23 – Rzeszów. Tu w sumie do zdobycia jest 15 mandatów poselskich. W 2019 r. PiS zdobyło tu 10 mandatów. Wedle wewnętrznych szacunków PiS może albo utrzymać stan z poprzednich wyborów, albo stracić mandat (ze względu na Konfederację i Trzecią Drogę, które stanowią największe zagrożenie dla PiS we „wschodnich” okręgach).
Jak widzi to ekspert? – W okręgu numer 6 Zjednoczona Prawica może stracić mandat, choć umieszczenie na jedynce Przemysława Czarnka może pomóc, aby zmniejszyć potencjalną stratę – wskazuje prof. Waldemar Wojtasik z Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach. Podobnie, zdaniem naszego rozmówcy, ma wyglądać sytuacja w okręgu nr 7 i umieszczenie na „jedynce” Mariusza Kamińskiego (w miejsce Jacka Sasina).
Prof. Wojtasik wskazuje, że prawdopodobna jest utrata mandatu przez PiS w okręgu nr 18, ale tutaj może „uratować” rządzących popularność obecnej senator Marii Koc. – Ciekawa jest sytuacja w okręgu nr 22. Tam PiS jest silny, ale „jedynką” na liście jest Marek Kuchciński, który tym razem może okazać się słabością dla listy – wskazuje ekspert.
Stymulowanie lęków
Sztab wyborczy PiS wraz z partyjną centralą przy Nowogrodzkiej robią wiele, by rozhuśtać emocje przed kluczowym okresem kampanii wyborczej. Z ust najważniejszych polityków obozu władzy pada najcięższy kaliber oskarżeń. Niektóre z nich brzmią tak niedorzecznie, że opozycji trudno jest z nimi polemizować.
Przykłady? Szef MON Mariusz Błaszczak zarzuca Donaldowi Tuskowi, że chciał oddać pół Polski Rosjanom i zakładał wymordowanie mieszkańców wschodnich miast w Polsce („chciał drugiej Buczy”). Miało to – zdaniem PiS – wynikać z tajnych planów wojskowych podpisanych przez ministra obrony w rządzie PO-PSL Bogdana Klicha.
Eksperci wojskowi i generałowie działania ministerstwa obrony i Mariusza Błaszczaka w tym zakresie uznali za niedopuszczalne.
Kolejny przekaz kampanijny PiS: powrót do władzy Tuska oznacza natychmiastowe rozebranie zapory przy granicy z Białorusią i wpuszczenie tysięcy migrantów nasłanych przez Łukaszenkę. Rządy lidera PO to również miliony nielegalnych migrantów w Polsce, a co za tym idzie – gwałty na polskich kobietach i dewastacja polskich miast (takie teorie powtarzają kolejni politycy przedstawiciele obozu władzy).
Teraz na tapet sztab PiS wziął film fabularny „Zielona Granica” Agnieszki Holland. Rządzący twierdzą, że produkcja (której, jak sami przyznają, jeszcze nie widzieli) jest uderzeniem w funkcjonariuszy polskich służb, a sama reżyserka (nazywana przez niektórych w PiS „hieną”) stosuje metody rodem z hitlerowskiej propagandy.
W narrację PiS wszedł prezydent Andrzej Duda, który określił widzów filmu zdaniem: „Tylko świnie siedzą w kinie” (cytując rzekome rozmowy z funkcjonariuszami SG), a Jarosław Kaczyński nazwał produkcję „zaplanowaną i zorganizowaną operacją, po to, by Polacy się poddali”.
– Ten film to jest propagandowe przygotowanie pod demontaż zapory z Białorusią. To, w jaki sposób szkalowany jest polski mundur, jak obrażani są poprzez ten film funkcjonariusze i żołnierze, jest czymś niebywałym i godnym najwyższej nagany. Przed tym filmem pseudoelity rozkładają czerwony dywan – grzmiał na konferencji prasowej poświęconej filmowi Holland premier Mateusz Morawiecki.
I to kolejny cel władzy: wywołanie podziału „my, dumnie broniący honoru żołnierzy” kontra „elity, które gardzą Polakami i polskim mundurem”. Ta próba wpisania się w silną emocję, dominującą u znacznej części wyborców prawicy, może przynieść PiS-owi określony, pozytywny wyborczo skutek.
Te kampanijne metody PiS – jakkolwiek brutalne – są tylko i aż politycznym wyrachowaniem. Rozmówcy z obozu władzy – przy szczerym ich wzburzeniu filmem Holland – nie kryją, że utrzymywanie na agendzie wyżej wymienionych tematów i wątków służy podtrzymywaniu stanu wrzenia, silnych antyopozycyjnych emocji i stworzeniu silnej dychotomii: albo my, albo oni.
To ma być najskuteczniejsza metoda na jeszcze mocniejsze zachęcenie wyborców wschodniej ściany Polski do pójścia na wybory: mobilizacja poprzez stymulowanie lęku. Zdaniem PiS: absolutnie uzasadnionego. To ci wyborcy mogą dla rządzących okazać się kluczowi. A może i przesądzający.
Źródło: wp.pl