Brak środków europejskich oznacza niższe PKB, wyższe bezrobocie i mniejsze inwestycje. A to jeszcze nie jest największe zagrożenie, które płynie z konfliktu Warszawa-Bruksela i ryzyka utraty 75 mld euro unijnych funduszy.
- Bloomberg kilka dni temu poinformował, że konflikt na linii Warszawa-Bruksela zagraża nie tylko pieniądzom z KPO, ale także funduszom spójności
- Scenariusz braku tych pieniędzy jakiś czas temu opublikował jeden z resortów w rządzie Mateusza Morawieckiego
- W skrócie brzmi on: słabsza gospodarka, wyższe bezrobocie i ubożsi Polacy
- Poważnym problemem może być też fakt, że postrzeganie Polski jako miejsca do lokowania inwestycji zostanie mocno nadszarpnięte
Niepokojące doniesienia o ryzyku odcięcia Polski nie tylko od zamrożonego KPO, ale również unijnych funduszy spójności przekazał w minionym tygodniu Bloomberg.
„Dostęp Polski do 75 mld euro jest zagrożony w sporze o sądownictwo” — pisała agencja, wskazując, że na drodze rządu Mateusza Morawieckiego do tych pieniędzy są zmiany w sądownictwie, które są w zawieszeniu po złożeniu przez prezydenta Andrzeja Dudę wniosku do Trybunału Konstytucyjnego. I choć jeszcze w piątek 24 marca premier Mateusz Morawiecki zapewniał, że „nie ma problemu z wypłatami z Funduszu Spójności” i do Polski wpłynęły zaliczki, to pamiętając zapewnienia szefa rządu o tym, że KPO jest już na wyciągnięcie ręki, postanowiliśmy przyjrzeć się temu, co dla Polski oznaczałby ewentualny brak unijnych pieniędzy.
Szybki bilans napływu unijnych środków
Na początek odrobina historii. Z raportu „Gdzie naprawdę są konfitury” przygotowanego w 2021 r. dla Polskiej Fundacji im. R. Schumana i Fundacji Adenauera wynika, że członkostwo naszego kraju w UE zapewniło ponad połowę łącznego wzrostu PKB po 2003 r. Średniorocznie wynosił on 3,6 proc. i 1,6-2,1 pkt proc. zapewniał dostęp do jednolitego rynku. Napływ funduszy unijnych dokładał do roku 0,3-0,5 pkt proc.
Środki unijne pomogły także w nadrabianiu dystansu pomiędzy zamożnością polskich regionów a unijną średnią. Według „Rocznego raportu regionalnego 2021” opublikowanego w 2022 r. przez MFPiR przy okazji rozpoczęcia nowej perspektywy finansowej (2021-2027, czyli tej, z której pieniądze mogą być zagrożone — red.), najmocniej ze środków spójności skorzystały najuboższe województwa w Polsce: podlaskie, podkarpackie, świętokrzyskie, lubelskie i warmińsko-mazurskie. Liczone w parytecie siły nabywczej PKB per capita we wschodniej Polsce w 2020 r. sięgnęło 53,4 proc. unijnej średniej. Bez wsparcia unijnych funduszy wynik ten wynosiłby zaledwie 48,5 proc.
Ok. 28 proc. nadrobionego dystansu w podlaskim, 31-33 proc. nadrobionego dystansu w świętokrzyskim, podkarpackim, 34 proc. w lubelskim, do ponad 37 proc. w warmińsko-mazurskim było efektem realizacji projektów współfinansowanych z funduszy unijnych
— podkreślono w publikacji Ministerstwa Funduszy i Polityki Regionalnej.
Co możemy stracić razem ze środkami unijnymi
Opisane dane to już historia i niewątpliwy sukces. Czas teraz spojrzeć w przyszłość i z bliska obejrzeć czarny scenariusz, w którym środki unijne nie trafią do Polski. Ironią losu jest fakt, że danych dostarcza ten sam raport przygotowany wewnątrz rządu, którego polityka postawiła pod znakiem zapytania transfery z Brukseli.
Jak wynika z raportu, roczna wartość środków na spójność w latach 2023-2029 będzie wynosił 1,25-2 proc. polskiego PKB, przy czym wskaźnik ten najwyższy będzie w 2023 r., a z każdym kolejnym będzie powoli malał.
Ewentualne wstrzymanie transferów na politykę spójności istotnie obniży również i tak radzące sobie słabo inwestycje. Te same inwestycje, które w zakurzonej już nieco Strategii na Rzecz Odpowiedzialnego Rozwoju stworzonej przez jeszcze wicepremiera Mateusza Morawieckiego miały być kołem zamachowym polskiej gospodarki.
W latach 2023-2029 r. unijne środki w cenach bieżących miały stanowić od 5,6 proc. do niemal 17 proc. nakładów na środki trwałe w Polsce. Co istotne, to wyliczenia, które nie uwzględniają ewentualnego uruchomienia Krajowego Planu Odbudowy.
– Kluczowe jest zrozumienie, że zagrożone może być dużo więcej niż tylko 75 mld euro transferów. Środki unijne stanowią najczęściej jedynie „zaczyn” inwestycji. Bardzo często są one powiązane z dodatkowymi inwestycjami bankowymi czy emisjami – wskazuje w rozmowie z BI Polska ekonomista Marek Zuber.
Polskie rodziny też odczują brak środków
Unijne pieniądze to jednak nie tylko PKB, inwestycje i „wielki biznes”. Jak jasno pokazuje resort funduszy, to także wyższy poziom codziennego życia Polaków.
W raporcie czytamy, że środki spójności pozwolą na dalsze zmniejszanie dystansu pomiędzy zamożnością Polaków a unijną średnią, liczoną jako PKB per capita w parytecie siły nabywczej.
„Prognoza zakłada osiągnięcie 80 proc. średniej UE już na przełomie lat 2025/2026, a w 2029 r. osiągnięcie poziomu blisko 84 proc. tej średniej. Bez środków UE nie byłoby to możliwe w tak szybkim czasie” – czytamy w raporcie.
Z przygotowanego modelu wynika, że nadrabianie dystansu bez środków z puli spójności sprawi, że dystans pomiędzy Polską a UE w tym roku byłby większy o 4 pkt proc. i 3,7 pkt proc. w 2024 r.
Wreszcie brak środków z polityki spójności podniesienie stopę bezrobocia, obniży wskaźnik zatrudnienia i zmniejszy realny dochód polskich rodzin. W wartościach w parytecie siły nabywczej środki pozostające do dyspozycji polskich rodzin bez funduszy spójności będą o ok. 3,3 proc. niższe, niż gdyby unijne pieniądze napłynęły do Polski.
Co istotne, te prognozy, jak zaznacza w opracowaniu resort, „należy traktować jako swego rodzaju minimum wpływu, jaki fundusze UE mogą wywrzeć na sytuację społeczno-gospodarczą w Polsce”.
Utracony wizerunek, czyli największe zagrożenie
Sama wartość środków i ich ewentualny wpływ na polskie wskaźniki gospodarcze oraz poziom życia Polaków to jeden aspekt ryzyka możliwości ich utraty.
— Drugim aspektem jest to, że środki unijne są „znaczone”. Sposób ich wydawania jest jasno określony. Łatwo sobie wyobrazić, że gdyby decyzja należała tylko do polskiego rządu, to wydatków na gospodarkę cyfrową i opartą na wiedzy byłoby zdecydowanie mniej – podkreśla Marek Zuber, dodając, że ewentualny brak środków unijnych niesie ze sobą jeszcze jedno poważne zagrożenie.
— Fakt, że od 2004 r. jesteśmy w Unii Europejskiej, bardzo mocno obniżał ryzyko inwestycyjne w naszym kraju. Jeśli nie otrzymamy tych środków, to w świat pójdzie informacja: Polska jest na kursie kolizyjnym z Brukselą. Dla potencjalnych inwestorów będzie to sygnał, że w Polsce dzieje się coś złego. Jeśli dołożymy do tego wojnę tuż za naszą granicą, to postrzeganie Polski jako miejsca do lokowania inwestycji z całą pewnością zostanie mocno nadszarpnięte – ostrzega ekonomista, przypominając, że w skali globu zachodzą właśnie procesy, których efektem będzie decentralizacja produkcji i zmiany kierunków inwestycyjnych, na czym moglibyśmy zyskać.
— Być może nadszarpnięcie naszego wizerunku jest właśnie największym zagrożeniem w czarnym scenariuszu brak środków spójności — podsumowuje Marek Zuber.
Źródło: businessinsider.com.pl