Albo wstrzymamy odejście od węgla, albo zabraknie nam prądu

Niezależny dziennik polityczny

Energii elektrycznej będzie w Polsce brakowało po roku 2025 w wymiarze ponad 600 godzin rocznie. To oznaczałoby brak energii elektrycznej przez jeden miesiąc w ciągu roku – podkreśla w rozmowie z WNP.PL prof. Władysław Mielczarski z Politechniki Łódzkiej, ekspert ds. energetyki.

  • Prof. Władysław Mielczarski wskazuje, że trzeba wykorzystać paliwa kopalnie w okresie przejściowym, aby transformacja energetyczna nie doprowadziła do załamania się gospodarki i degradacji poziomu życia społeczeństwa.
  • Jego zdaniem  z planów budowy w Polsce elektrowni jądrowych niewiele będzie.
  • A te ruchy wokół tego tematu to raczej gra pozorów. To takie „gonienie króliczka” – ocenia prof. Władysław Mielczarski z Politechniki Łódzkiej, ekspert ds. energetyki.

Wydobycie węgla kamiennego w polskich kopalniach spada. Wyniosło ono w 2022 roku ok. 52,8 mln ton, natomiast w 2021 roku było to ok. 55 mln ton. Z danych Ministerstwa Klimatu i Środowiska wynika z kolei, że w2022 roku zaimportowano do Polski ogółem ok. 19,4 mln ton węgla kamiennego. Jak pan to ocenia?

– Mamy tu kwestię uwarunkowań wewnętrznych i zewnętrznych. Import węgla w ubiegłym roku i jego rozmiary były również pochodną paniki na rynku. Chodziło przede wszystkim o obawy o niedobory tzw. węgla grubego, kierowanego w dużej mierze na potrzeby odbiorców indywidualnych.

Wcześniej sprowadzano ten węgiel z Rosji, bo tak było taniej. A po embargu na rosyjski węgiel wkradła się na rynek panika. My mamy zasoby takiego węgla, ale go nie wydobywamy. Wystarczy tu wspomnieć o likwidacji kopalni Makoszowy, gdzie zostawiono pod ziemią węgiel, który zaspokoiłby rynek krajowych nabywców indywidualnych przez kolejne 20 lat.

Negatywny przykładem działań z przeszłości jest też import energii elektrycznej. Przykładowo w roku 2019 sprowadzaliśmy energię elektryczną w wielkości 13 TWh, a to oznaczało zmniejszenie zapotrzebowania na węgiel krajowy o prawie 6 mln ton. Powodowało to konieczność subsydiowania krajowego górnictwa. To była i jest błędna polityka wewnętrzna. My próbujemy likwidować własne górnictwo, zamiast wykorzystywać zasoby dopóki jest to możliwe, ponieważ polityka dekarbonizacyjna Unii Europejskiej spowoduje zamknięcie polskich kopalń.

Energia z OZE jest bardzo kosztowna dla społeczeństwa

Pojęcie transformacji energetycznej coraz częściej budzi obawy i strach przed wysokimi cenami prądu.

– Transformacja energetyczna i odchodzenie od węgla oznacza również wielki biznes, chociaż nie dla wszystkich. Jest to dobry biznes dla firm produkujących i eksploatujących instalacje OZE.

Przykładowo, koszty instalacji farm wiatrowych na morzu do 2035 r. wyniosą ponad 140 mld zł. I te pieniądze wypłyną z Polski do producentów instalacji, ponieważ my nie budujemy wiatraków i nie mamy doświadczania ich obsłudze.

Energia z OZE jest bardzo kosztowna dla społeczeństwa. Obecnie cena rynkowa energii elektrycznej wynosi około 900 zł/MWh niezależnie od technologii produkcji. Takie przychody ze sprzedaży energii elektrycznej mają elektrownie konwencjonalne i źródła odnawialne sprzedające na giełdzie energii.

Jednak elektrownie konwencjonalne wpłacają do budżetu państwa około połowę przychodu ze sprzedaży energii, poprzez zakup pozwoleń na emisje CO2. Pieniądze z tych wpływów do budżetu są kierowane do społeczeństwa poprzez finansowanie szkolnictwa, służby zdrowia czy infrastruktury. Czyli praktycznie końcowy koszt energii z elektrowni konwencjonalnych dla społeczeństwa to około 450zł/MWh.

Inaczej jest z OZE?

– Zupełnie inaczej jest w przypadku OZE, które nie muszą kupować pozwoleń i mogą zachować cały przychód czyli 900zł/MWh. Dodatkowo operator systemu przesyłowego zapewnia bilansowanie niestabilnie pracujących OZE poprzez tzw. rynek mocy, za co nabywcy energii elektrycznej płacą ponad 5 mld zł rocznie w opłacie mocy.

Jako kolejny przychód można traktować rodzaj wakacji w rozliczeniach dodatnich przychodów ponad ceny aukcyjne (taryfy), jakie mają odnawialne źródła, ponieważ dodatnią różnicę pomiędzy przychodem i taryfą mogą rozliczać z zarządcą rozliczeń dopiero po 7 latach, z czego okres karencji rozliczeń wynosi około 4 lat, a okres rozliczeń 3 lata.

Dlatego nie ma co dziwić się silnemu lobbingowi, aby zlikwidować ograniczenie odległości wiatraków od zabudowań określone jako 10H. Nawet częściowa zmiana tej odległości na 700m, jak proponuje się obecnie, oznacza możliwość budowy ponad 6000 MW nowych wiatraków o koszcie instalacji blisko 30 mld zł, co oznacza duże przychody dla producentów instalacji.

Kiedy instalacje zostaną oddane do użytku, będą mogły sprzedawać energię po tej samej cenie co elektrownie konwencjonalne, nie odprowadzając część przychodów do budżetu, mając zapewnione bilansowanie przez rynek mocy i rodzaj wakacji od spłat nadwyżki przychodów ponad cenę aukcyjną (taryfę).

Komisja Europejska stosuje wobec Polski system „gotowania żaby”

Czy mamy pole manewru w zakresie budowy miksu energetycznego, będąc w Unii Europejskiej?

– Gdyby rząd chciał, to mógłby mieć pole manewru. Polski rząd powinien wstrzymać proces dekarbonizacji i sprawić, w porozumieniu z Komisją Europejską, aby powstała komisja ekspercka, która zbadałaby, jak dekarbonizacja wpłynie na polską gospodarkę i czy zapewnione będzie bezpieczeństwo i ciągłości dostaw energii elektrycznej dla społeczeństwa i gospodarki i czy nie spowoduje to załamanie funkcjonowania społeczeństwa, kiedy przyjdą braki energii i zostaną wprowadzone stopnie zasilania.

Faktem jest, że rząd informuje o tym w dokumentach eksperckich, takich jak sprawozdania z oceny bezpieczeństwa dostaw energii elektrycznej. Z ostatniego sprawozdania wynika, że energii elektrycznej będzie w Polsce brakowało po roku 2025 w wymiarze ponad 600 godzin rocznie. To oznaczałoby brak energii elektrycznej przez jeden miesiąc w ciągu roku.

Z dostępnych publikacji wynika, że niezależnie od retoryki na użytek krajowy, polski rząd godzi się na propozycje, które mogą spowodować problemy z bezpieczeństw dostaw i obciążając znacznymi kosztami społeczeństwo. Spotyka się też poglądy, że Komisja Europejska stosuje system „gotowania żaby”, a następnie poszczególnymi regulacjami – metodą salami – wymusza przyjmowanie swoich rozwiązań.

Dalsza kontynuacja tej polityki jest zależna od reakcji społeczeństwa

Obecnie ze zdwojoną siłą powróciła kwestia emisji metanu. W branży górniczej biją na alarm, że przyjęcie unijnego rozporządzenia metanowego oznacza błyskawiczną likwidację polskiego górnictwa węgla energetycznego i koksowego. Nie za późno niektórzy się obudzili, w tym górnicze związki zawodowe?

– Nie winiłbym tutaj związków zawodowych, ponieważ to są regulacje unijne, a dla Komisji Europejskiej partnerem nie są związki zawodowe, ale instytucje rządowe kraju członkowskiego.

I tutaj rząd ma istotny problem, ponieważ program dekarbonizacji zakładał likwidację kopalń do 2049 roku. Jeżeli regulacje metanowe zostaną wprowadzone, należałoby zamknąć 80 proc. kopalń w ciągu kilku lat, co oznacza zerwanie umowy społecznej. Górnicze związki zawodowe wskazywały na kwestię metanu już od wielu lat.

Jak to się skończy? Wprowadzą rozporządzenie, które spowodowałoby praktycznie upadek niemal wszystkich kopalń w Polsce, a my będziemy protestować, by potem jako sukces ogłosić, że zamkną nam tylko połowę?

– Dekarbonizacja bez alternatywy ciągłych dostaw energii elektrycznej będzie prowadzić do braków energii i znacznych ograniczeń w ich dostawach, a to może spowodować zakłócenie w funkcjonowaniu gospodarki kraju.

Dalsza kontynuacja tej polityki jest zależna od reakcji społeczeństwa. Doświadczenia lat 90. XX wieku, kiedy likwidacja całych gałęzi przemysłu czy rolnictwa prowadziła do wielomilionowego bezrobocia, wskazuje na dużą dozę cierpliwości społeczeństwa, chociaż trudno kusić się o dokładne prognozy.

Niemcy wiele mówią o transformacji energetycznej, ale wydobywają i zużywają mnóstwo węgla brunatnego. Dlaczego my nie bazujemy na własnym węglu?

– Niemcy prowadzą politykę energetyczną na dwóch płaszczyznach. Z jednej strony wskazują, że chcą rewolucji energetycznej, bowiem na niej zarabiają. Jednak jeśli trzeba, to intensyfikują wydobycie węgla brunatnego oraz „odkurzają” stare bloki węglowe po to, aby zapewnić stabilne dostawy energii elektrycznej – realizm.

Nie brak u nas opinii, że sprawy górnictwa i energetyki powinny być skupione w jednym resorcie, bo inaczej to odpowiedzialność się rozmywa, a działania wobec tych sektorów są niespójne i nieskoordynowane. Co pan o tym sądzi?

– O tym, czym zajmuje się dane ministerstwo, stanowi tzw. ustawa o działach. I często się to zmienia. Natomiast pomysł utworzenia oddzielnego resortu energetyki o dużym zakresie kompetencji jest bardzo dobry.

Przed laty powstało Ministerstwo Energii, którym kierował Krzysztof Tchórzewski, który jest bardzo doświadczonym politykiem i ekspertem w zakresie energetyki i surowców. Potem niestety rozwiązano Ministerstwo Energii. Natomiast skoncentrowanie spraw górnictwa, energetyki i częściowo środowiska w jednym resorcie byłoby dobrym posunięciem, bo rzeczywiście obecnie ta odpowiedzialność rozmywa się.

Z planów budowy w Polsce elektrowni jądrowych niewiele będzie

Panaceum na nasze bolączki w przyszłości ma być wybudowanie elektrowni jądrowych. Czy wierzy pan, że one w Polsce powstaną?

– Z tych planów budowy w Polsce elektrowni jądrowych niewiele będzie. A te ruchy wokół tego tematu to raczej gra pozorów. To takie „gonienie króliczka”. Przykładowo w gminie Choczewo miałaby powstać elektrownia jądrowa, jednak taka elektrownia potrzebuje olbrzymich ilości wody do chłodzenia, a Bałtyk jest płytki. Nie wiadomo jak taki system chłodzenia mógłby działać i jaki byłby jego wpływ na mały i płytki akwen. Działania w zakresie budowy elektrowni jądrowych należałoby zacząć od tego typu analiz.

Program energetyki jądrowej został zainicjowany w 2009 roku, ale od tego czasu nie podjęto podstawowych decyzji dotyczących lokalizacji, technologii, modelu finansowania czy dostawców instalacji. Wymienia się w gronie dostawców technologii jądrowych USA czy kraje azjatyckie, ale powstaje wątpliwość czy ci ewentualni dostawcy mają takie możliwości i czy uzyskają pozwolenia na budowę swoich instalacji w Europie. Doświadczenie wskazuje, że proces budowy elektrowni jądrowych to ponad 15 lat, czyli mogłyby one powstać po 2040 roku, a energii elektrycznej zaczyna już obecnie brakować.

Czy jest taka możliwość, że dojdzie u nas jeszcze w przyszłości do renesansu węgla jako paliwa?

– Jeżeli będzie postępowała dekarbonizacja i nie będzie paliwa zastępczego – a go nie ma – to będziemy mieli braki w dostawach energii. Jeżeli nie gaz i nie atom, to pozostaje nam tylko węgiel, ponieważ produkcja energii elektrycznej z wiatru i słońca jest bardzo zależna od pogody i pory dnia. To oczywiście nie znaczy jakiegoś renesansu, ponieważ węgiel jak wszystkie paliwa kopalne ma ograniczone możliwości pozyskania.

Jednak należałoby realistycznie ocenić alternatywne źródła energii, które zapewniają ciągłość dostaw oraz przeanalizować możliwość wprowadzenia tych technologii do elektroenergetyki. Trzeba wykorzystać paliwa kopalnie w okresie przejściowym, aby transformacja energetyczna nie doprowadziła do załamania się gospodarki i degradacji poziomu życia społeczeństwa.

Źródło: wnp.pl

Więcej postów

1 Komentarz

  1. Druga rewolucja bolszewicka, dla ciemnego luda nazywana IV rewolucją przemysłową, przemalowała sierp i młot na zielono. Jednakze cele zydomarksistów pozostały identyczne, jak ich ojców i dziadów sprzed 100 lat: zniewolenie miliardów ludzi. Metoda jest inentyczna, jak przed stuleciem: wszechobecny strach a w (bliskiej) perspektywie głód i ogólna nędza. Środki nieco się róznią: 100 lat temu zydobolszewia straszyła powrotem cara i kapitalistów – krwiopijców. Obecnie strazą pandemiami, kosmitami, globalnym ociepleniem itp. bredniami.

Komentowanie jest wyłączone.