Wysokie ceny węgla kamiennego spowodowały, że mieszkańcy Wałbrzycha i okolic przypomnieli sobie o czarnym złocie w swoich ogródkach i na posesjach. Wydobycie z biedaszybów idzie pełną parą, odradza się podziemna struktura wydobycia i sprzedaży. Policja i służby miejskie nie nadążają w likwidowaniu nowych dziur i tuneli. Tymczasem wydobywanie spod ziemi węgla – nawet z własnej nieruchomości – jest w Polsce nielegalne.
Miał na posesji 15 ton węgla. Policjantom, którzy go kontrolowali, powiedział, że wykopał go w swoim ogródku i nie sprzedawał go, ale rozdawał. Potrzebującym. Postawiono mu więc zarzut nielegalnego wydobycia.
– Węgiel, który znajduje się pod powierzchnią ziemi – bez względu z jakiej głębokości został wydobyty i że nieruchomość jest własnością prywatną – należy do Skarbu Państwa. Trzeba mieć koncesję na jego wydobywanie – przypomina podkom. Marcin Świeży, oficer prasowy z Komendy Miejskiej Policji w Wałbrzychu.
Osób zajmujących się nielegalnym wydobyciem węgla w Wałbrzychu jest dużo więcej. Cała południowa część miasta położona jest na węglonośnej żyle. Ludzie mają cenną kopalinę dosłownie na wyciągniecie ręki. Nowe wyrobiska pojawiają się również w okolicach Chełmca od strony Boguszowa-Gorc oraz na Sobięcinie.
Węgiel jest już na głębokości metra pod powierzchnią ziemi. Ale jest kiepskiej jakości, jest bardzo zwietrzały, więc kopacze schodzą niżej, na trzy do pięciu metrów głębokości. Ściągając w ten sposób na siebie i postronnych ludzi duże niebezpieczeństwo. W lasach przykrywają dziury dywanami i gałęziami. O wypadek nie jest trudno.
Tomasz Sakowski ze Straży Miejskiej w Wałbrzychu przyznał, że kilkakrotnie był już wyciągany przez kolegów z biedaszybów, w które wpadał. – Na dostępnym dla kopaczy poziomie węgla praktycznie już nie ma. To, co było, zostało wybrane lata temu, teraz została glina i trochę miału – powiedział kilka dni temu „Gazecie Wrocławskiej”.
Według Sakowskiego wśród kopaczy raczej nie ma już byłych górników, którzy mieli jakieś pojęcie o tym, jak „należy” obudować i zabezpieczyć korytarz, by zwiększyć bezpieczeństwo. – To nigdy nie było bezpieczne, ale teraz w ogóle kopacze idą na żywioł, zdecydowana większość to kompletni amatorzy, którzy o sztuce górniczej w ogóle nie mają pojęcia – podsumował.
Zabawa w kotka i myszkę
– To cud, że nikomu jeszcze nie stało się nic poważniejszego, chociaż w przeszłości poważne wypadki u nas były – przyznaje pokom. Świeży. Dodaje, że Policja wykonuje ok. 30 kontroli biedaszybów dziennie, ale rzadko udaje się im przyłapać kogoś na gorącym uczynku, podczas kopania węgla.
Zwykle, kiedy zjawia się patrol, po kopiących zostaje tylko dziura w ziemi, którą pracownicy magistratu od razu zasypują piaskiem. Miesięczny koszt dla miasta takiej „zabawy” w kopanie i zasypywanie dziur to ok. 7 tys. zł.
Z wyliczeń podkom. Świeżego wynika, że we wrześniu na gorącym uczynku – czyli podczas kopania dziur – zatrzymanych zostało 11 osób, a w październiku – 6.
Przeciw wszystkim skierowano wnioski do sądu z artykułu 177. punkt 2 Ustawy prawo geologiczne i górnicze. Grozi im wysoka kara grzywny, a nawet aresztu.
Zdaniem oficera prasowego, wraz z nadejściem chłodów, będzie coraz mniej chętnych do ciężkiej pracy fizycznej, chociaż jest ona dość intratna. Czteroosobowy zespół jest w stanie w ciągu godziny wykopać tonę węgla i zarobić ok. 1,5 tys. zł. To więcej niż 60 proc. tego, co przeciętny Polak zarabia tygodniowo.
Biedaszyby są, ale biedy nie ma
Jak relacjonuje podkom. Świeży, przez policyjne kartoteki przewijają się zwykle ci sami zatrzymywani kopacze – większość z nich biedę zna tylko ze słyszenia.
Bo jak podkreśla z kolei Edward Szewczak, rzecznik prasowy Urzędu Miasta w Wałbrzychu, chociaż biedaszyby kojarzą się zwykle z osobami bezdomnymi i najuboższymi, to w Wałbrzychu biedy wielkiej nie ma.
Bezrobocie w mieście wynosi 4 proc., w okolicznych wsiach – 12 proc. – Nie pracuje tylko ten, kto nie chce. To nie są już te czasy, kiedy ludzie kopali węgiel, by przeżyć, bo bezrobocie sięgało 20 proc. – ocenia urzędnik.
Zdaniem Szewczaka powrót do lokalnego folkloru, czyli kopania węgla, który 20 lat temu praktykowany był w Wałbrzychu i w okolicach na wielką skalę, dziś wynika głównie z cen tego surowca na rynku. – Jeśli ktoś ma w ogródku węgiel i może na tym szybko i dużo zarobić, to ulega tej pokusie i kopie – mówi krótko rzecznik.
A pokusa jest dosłownie wszędzie. – Niedawno, w trakcie budowy obwodnicy miasta, robotnicy, zdzierając warstwę ziemi, trafili na grubą żyłę węgla – podaje przykład Szewczak.
Dziury i tunele powstają również w lasach, na polach i w zaroślach. Nie wszyscy wiedzą, jednak, jak szukać nowych pokładów. Wiedza ta odeszła wraz z przejściem na emerytury najstarszych górników z zamykanych w Wałbrzychu kopalń. A było ich aż pięć.
– W miejscach, które monitorowaliśmy przez ostatnie lata, jest więcej wyrobisk – powiedział Bloombergowi Mateusz Majchrzyk, rzecznik prasowy Nadleśnictwa Wałbrzych. I dodał:
Zauważyliśmy wzmożoną aktywność wokół kopalń, wydajemy też więcej pieniędzy na piasek, którego używamy do wypełniania dołów.
Z informacji przekazanych dziennikarzom programu „Uwaga” w TVN przez kopaczy oraz nielegalnych dystrybutorów wynika, że w Wałbrzychu odradza się podziemny, zorganizowany biznes węglowy z monitorowanymi całą dobę minikopalniami oraz nielegalnymi składami węgla.
Rzecznik prasowy magistratu Edward Szewczak przekonuje jednak, że powrotu do węgla już nie ma. Mimo, że wałbrzyski węgiel jest bardzo różnorodny i bardzo dobrej jakości, a złoża nie są jeszcze na wyczerpaniu.
Przed laty o zamknięciu tamtejszych kopalń zadecydowały dwa kluczowe czynniki: nieopłacalność produkcji i bezpieczeństwo ludzi pracujących przy wydobyciu. Czy i dzisiaj zapadłyby podobne decyzje dotyczące wałbrzyskich kopalń?
Próba wskrzeszenia wydobycia węgla kamiennego (koksującego) w Ścinawce Średniej wisi dosłownie na włosku. W projekt małej kopalni Heddi II zaangażowany jest niemiecki inwestor. Komisja Europejska miała jednak w połowie listopada postawić władzom regionu twarde ultimatum: albo fundusze, albo wydobycie węgla.
money.pl