Ceną za COVID-19 i wojnę w Ukrainie, którą poniosą wszyscy Polacy, będzie kilka lat z drenującą portfele inflacją. Przez ostatnie trzy lata średni wzrost cen wyniósł 14 proc. Kolejne trzy upłyną na niemal trzykrotnie większych podwyżkach. Sytuacja wróci do normy prawdopodobnie dopiero w 2026 r. Można ten proces przyspieszyć, ale wymagałoby to konkretnego, odważnego działania.
- Przez 20 lat, z poważnymi kryzysami po drodze, inflacja nie przekraczała 5 proc. w skali roku. Teraz sięga niemal 18 proc., a jej szczyt nastąpi dopiero za kilka miesięcy
- W najbliższych miesiącach bardzo mocno odczuwalne będą podwyżki cen żywności i energii. Jeszcze wyraźniej niż do tej pory. Od połowy 2023 r. na pierwszy plan wyjdzie tzw. inflacja bazowa
- Prognozy zakładają, że skumulowana inflacja w latach 2022-2024 wyniesie około 40 proc. Ekonomiści dostrzegają jednak wiele ryzyk, które mogą jeszcze bardziej podbić ceny
- Trafienie inflacji idealnie w cel, czyli powrót do 2,5 proc., może nastąpić dopiero na początku 2026 r. Proces można przyspieszyć, ale wymagałoby to np. dużych podwyżek stóp procentowych
Przez 20 lat ceny w Polsce rosły w różnym tempie, ale w porównaniach rok do roku podwyżki nie przekraczały 5 proc. Gdy sięgały tego poziomu, podnosiły się głosy krytyki pod adresem władz. W tym czasie mieliśmy m.in. globalny kryzys, który wziął się z pęknięcia bańki na amerykańskim rynku nieruchomości. W pewnym momencie także strefa euro trzęsła się w posadach w związku z bankrutującą Grecją.
Punktem zwrotnym okazała się dopiero pandemia koronawirusa, a następnie wojna w Ukrainie, która skutkuje kryzysem energetycznym. Nagle inflacja wymknęła się spod kontroli i wszystko wskazuje na to, że jej odzyskanie, przynajmniej w Polsce, zajmie sporo czasu.
Były prezes PKO BP Zbigniew Jagiełło na kongresie poświęconym wyzwaniom polskiej gospodarki zorganizowanym przez Federację Przedsiębiorców Polskich (FPP) wskazał na szereg poważnych problemów, z którymi będziemy się musieli zmierzyć.
Obok wojny w Ukrainie, zagrożenia niewydolnością energetyki i dużych kosztów długu w związku z nadwyrężoną wiarygodnością naszego kraju na arenie międzynarodowej, wskazał na rosnące ceny. Zauważył, że skumulowana inflacja za lata 2019-2021 wyniosła 14 proc. Z kolei w latach 2022-2024 wyniesie aż 40 proc.
Inflacja w kolejnych latach
To samo wynika z najnowszych prognoz NBP, które zakładają, że z największym prawdopodobieństwem inflacja CPI w 2022 r. wyniesie 14,5 proc., w 2023 r. — 13,1 proc., a w 2024 r. — 5,9 proc. Po skumulowaniu (nie mylić ze zsumowaniem) podwyżek wyjdzie ponad 37 proc. Taka będzie cena za COVID-19 i wojnę w Ukrainie, którą poniosą wszyscy Polacy.
Trzeba brać też poprawkę na te prognozy, które zdaniem wielu ekonomistów są obarczone dużym ryzykiem niedoszacowania. „Z naszego punktu widzenia ryzyka dla wzrostu gospodarczego, inflacji i czasu obowiązywania wysokich stóp układają się raczej w górę niż dół” — oceniają ekonomiści Banku Pekao.
Sceptycznie nastawieni do tych prognoz są też niektórzy z członków RPP. — Ścieżka inflacji wynikająca z projekcji NBP jest optymistyczna, inflacja będzie wyższa — ocenia Joanna Tyrowicz.
Spodziewany na tę chwilę przebieg inflacji dobrze obrazuje wykres nakreślony przez ekonomistów NBP (poniżej). Widać na nim, że zbliżamy się do szczytu drożyzny. Powinna przypaść na pierwsze miesiące 2023 r. Później nastąpi systematyczny spadek wskaźnika, ale należy podkreślić, że nie jest to równoznaczne ze spadkiem cen, a jedynie z wolniejszym ich wzrostem.
W najbliższych miesiącach bardzo mocno odczuwalne będą podwyżki cen żywności i energii. Jeszcze wyraźniej niż do tej pory. Ich wpływ w porównaniach rok do roku będzie spadał od drugiego kwartału 2023 r., gdy będziemy porównywać ceny z wyższymi stawkami obowiązującymi już po wybuchu wojny.
Wtedy na pierwszy plan wyjdzie tzw. inflacja bazowa, czyli miernik wzrostu cen pomijający żywność, energię i paliwa. Pokazuje on tendencje cen tych dóbr i usług, na które polityka pieniężna prowadzona przez NBP ma relatywnie duży wpływ.
Rola RPP i NBP w tłumieniu inflacji
Duża część ekonomistów bankowych ma do tej polityki sporo zastrzeżeń, sugerując, że przy ciągle rosnącej inflacji stopy procentowe powinny być wyższe. Tymczasem na ostatnich dwóch posiedzeniach RPP nie uległy zmianie. Główna stawka to 6,75 proc. i zapowiada się na to, że w najbliższym czasie nie wzrośnie.
„Brak inflacji w celu zarówno w starym, jak i nowym horyzoncie projekcji jest powodem, przez który uważamy, że nie jest to projekcja na pauzę w cyklu (jak nazywa to prezes Glapiński) lub na jego koniec (jak mimo wszystko widzimy to my)” — wskazują ekonomiści mBanku.
Patrzący z pewnego dystansu ekonomiści amerykańskiego banku inwestycyjnego Goldman Sachs, uważają, że główna stawka oprocentowania w Polsce powinna wzrosnąć z 6,75 do 8 proc.
„Obawiamy się bardziej niż NBP, że mocna dynamika inflacji bazowej w tym momencie odzwierciedla trwające odkotwiczanie oczekiwań inflacyjnych, co naszym zdaniem uzasadnia dalsze zacieśnienie polityki” — czytamy w komentarzu Goldman Sachs.
— Inflacja jest daleko od celu banku centralnego i bardzo trudno będzie ją tam sprowadzić. Każda kolejna projekcja NBP ostatnio pokazuje rewizje w górę ścieżek inflacji. Im wyższa i im bardziej negatywnie zaskakuje, tym trudniej będzie z nią wrócić do celu i dłużej to potrwa — ostrzega główna ekonomistka Banku Pocztowego Monika Kurtek.
Tego typu poglądy mają też będący w mniejszości członkowie samej RPP.— Obawiam się, że to, co się wydarzyło w trakcie dwóch ostatnich posiedzeń RPP, stanowi duże ryzyko dla pożądanego procesu obniżania inflacji — przyznał Ludwik Kotecki w niedawnym wywiadzie udzielonym Business Insiderowi.
Kiedy inflacja wróci do normy?
Ciekawą symulację zrobili ekonomiści Banku Pekao. Z ich szacunków wpływu polityki pieniężnej zawartych w prezentacji NBP wychodzi, że podwyższenie prognozy inflacji na 2024 r. musiałoby zostać skontrowane przez podwyżki stóp przekraczające 3 pkt proc.
„To skutkowałoby recesją w 2023 r. rozumianą jako spadek PKB w ujęciu średniorocznym. Sprowadzenie inflacji do celu w 2024 r. według tego samego rozumowania wymagałoby niemal dwukrotnie wyższych stóp niż obecnie” — wskazują eksperci Pekao. Przyznają, że żaden z tych scenariuszy wobec podejścia RPP nie jest realistyczny.
Przy założeniu utrzymania obecnych stawek stóp procentowych do 2025 r., ekonomiści NBP zakładają, że inflacja może wrócić w okolice celu (od 1,5 do 3,5 proc.) dopiero w 2025 r.
Ekonomiści mBanku widzą to jednak nieco inaczej. „Analitycy NBP namieszali, wydłużając horyzont projekcji do 2025 r. Jednak ani w oryginalnym horyzoncie (2024), ani w nowym (2025) inflacja nie wraca do 2,5 proc.” — wskazują.
Faktycznie, prognoza NBP dla czwartego kwartału 2024 r. to 4,9 proc. inflacji, a dla czwartego kwartału 2025 r. to 3 proc. (w paśmie dopuszczalnych odchyleń od celu, ale wciąż nie punktowo w celu).
Kiedy wróci normalność? „Aptekarskie spojrzenie na nową projekcję, którego ekonomiczny i statystyczny sens jest wątpliwy, pokazuje, że trafienie inflacji idealnie w cel następuje zapewne na początku 2026 r.” — oceniają ekonomiści Pekao.
Zwracają jednak uwagę na istotny aspekt prognoz dotyczących cen. „Lata 2024-2025 pozostają bardzo odległe z prognostycznego punktu widzenia. O ile narracja wspierająca spadek inflacji z obecnych poziomów, jako taki, jest całkiem łatwa do skonstruowania, o tyle o zbiegnięciu do celu dużo trudniej wyrokować” — podkreślają.
businessinsider.com.pl
Тhat іs realⅼy interestіng, You’re а very skilleԀ blogger.
І’ve joined youг rsѕ fеed and stay up for in search of eхtra of yoսr magnificent post.
Aⅼѕo, І’ve shаred your sіte in my social networks
Inflacja nie jest dopustem bożym, jest wyborem przez rządzących kierunku w stronę komunizmu i pogłębiania go pod dyktando anglosasów. Gdyby dopuścić do władzy Polaków z ekonomicznym zacięciem, mielibyśmy koniec inflacji. Nawet ja wiem jak to zrobić.