Alert w rządzie. Takiego problemu PiS jeszcze nie miało

niezalezny-dziennik-polityczny

Sytuacja w finansach Polski jest napięta. Rząd na gwałt szuka oszczędności, a rynek uważnie przygląda się działaniom polityków znad Wisły. Co się takiego stało? – Pachnie rokiem 2008, kiedy na głowę zwalił nam się globalny kryzys finansowy. Sytuacja bez precedensu za tej władzy – mówi w rozmowie z money.pl wysoko postawiony urzędnik Ministerstwa Finansów. Czym to może skutkować?

Po wielu latach prosperity dla władzy Zjednoczonej Prawicy, którą tylko na krótko zachwiała pandemia, teraz przyszedł czas na prawdziwy test odpowiedzialności i powiedzenie: „sprawdzam”. Wirtualna Polska poinformowała, że we wtorek miało dojść do spotkania ścisłego kierownictwa PiS, którego głównym tematem był kryzys w finansach publicznych. Politycy rządzącej partii zastanawiali się m.in., gdzie znaleźć oszczędności i jak odblokować pieniądze z UE.

Jak słyszymy w Ministerstwie Finansów, nastroje nie są dobre, a „rząd coraz bardziej jest przyparty do muru”. Szuka oszczędności, gdzie się tylko da. Co takiego się stało?

Alert w rządzie przez napięte finanse Polski. PiS szuka oszczędności

– Od kilku tygodni na polecenie premiera działają grupy, które mają szukać oszczędności, gdzie się tylko da. Inni wyruszają w tour po świecie, by ktoś chciał kupić nasz dług. Sytuacja bez precedensu za tej władzy. Pachnie rokiem 2008, kiedy na głowę zwalił nam się globalny kryzys finansowy – mówi w rozmowie z money.pl wysoko postawiony urzędnik Ministerstwa Finansów, który chce zachować anonimowość.

Wszystko zaczęło się w połowie października, kiedy część polskich elit wybrała się na coroczne spotkanie ws. globalnych perspektyw gospodarczych, na zaproszenie Międzynarodowego Funduszu Walutowego do Waszyngtonu.

– To tam, mam wrażenie, nastąpiło jakieś otrzeźwienie. Rozmowy toczyły się o recesji, zduszeniu inflacji, co będzie niezwykle trudne oraz matni, w jakiej znalazły się banki centralne. Powiedzieć, że nastroje były fatalne, to tak jakby nic nie powiedzieć. Polska będzie tymi wszystkimi czynnikami dotknięta. Szczególnie, że dostaliśmy po tyłku estymacjami inflacji na przyszły rok. Politycznie jest to bardzo trudne do obrony. Bo jak wytłumaczyć ludziom, że mamy mieć najwyższy wzrost cen w Unii? A zaraz spłyną jeszcze prognozy Komisji (Europejskiej – przyp. red.), które też na pewno podchwycą wszystkie media – wyjaśnia nasz informator.

Rozmówca money.pl przypomina raport MFW z października, według którego pod względem wysokości spodziewanej inflacji w 2023 r. będziemy pierwsi w Unii Europejskiej, a na świecie zajmiemy 18. miejsce. Przed nami mają uplasować się państwa afrykańskie i azjatyckie. I chociaż Międzynarodowy Fundusz Walutowy nie słynie z celności swoich szacunków, to wcześniej i NBP, i rząd chwalili się podobnymi dokumentami, więc teraz ta prognoza jest im szczególnie nie na rękę.

Po konferencji MFW Paweł Borys, szef Polskiego Funduszu Rozwoju i bliski współpracownik premiera, pisał na Twitterze, że „mamy realnie najpoważniejszy kryzys od dekad”.

„Mniejsza recesja niż w pandemii, ale wojna, energia, żywność, dług, inflacja, czy niestabilność makro powodują, że jest on trudniejszy do opanowania. Przejście tego kryzysu wymaga odpowiedzialnej polityki makro. Przed nami trudny rok” – podsumował gorzko.

Wyprzedaż polskiego długu i znamienne słowa premiera

Tydzień po spotkaniu w USA na rząd spadł kolejny cios. W piątek, 21 października rentowności 10-letnich obligacji Skarbu Państwa przebiły na moment 9 proc. To był jasny sygnał ostrzegawczy, że rynki nie będą pozwalały na działania, które do tej pory przechodziły bez większego echa (dobrym przykładem jest Wielka Brytania, gdzie po zapowiedzi obniżek podatków inwestorzy doprowadzili do przeceny funta i brytyjskiego długu, co skutkowało wymianą premiera).

Dlaczego jest to tak ważne? Przecena długu wiąże się ze wzrostem kosztów jego obsługi, które MF wycenia już na dodatkowe 40 mld zł w 2023 r., choć ta kwota może się jeszcze zwiększyć. A są to wydatki priorytetowe. Choć nam to na razie nie grozi, to opóźnienia w płatnościach, bądź problemy ze spłatą wierzycieli, byłyby dla finansów kraju katastrofalne.

– Przecena polskiego długu była dość nietypowa. Szła wraz z rynkami bazowymi (chodzi o podobne ruchy długu amerykańskiego – przyp. red.), ale u nas była dynamiczniejsza. Jednak nie podążała za nią przecena złotego oraz nie wzrosły CDS-y (instrumenty wyceniające niewypłacalność danego kraju), co pokazuje, że cios nie był wymierzony bezpośrednio w Polskę. Złoty też wciąż trzyma się mocno ze względu na to, że inwestorom w największym skrócie nie opłaca się grać przeciwko polskiej walucie. Pytanie, jak długo ta sytuacja się utrzyma – wyjaśnia nam urzędnik MF.

Po piątkowym załamaniu się rodzimego długu, premier wygłosił znamienne słowa, które z jego ust nie padają często.

– W tak trudnych okolicznościach gospodarczych wszelkie niestandardowe działania mogą być szybko przez rynek dostrzeżone i ukarane. Wiem, jak rynki finansowe działają i w związku z tym nie mamy tutaj na uwadze interwencji, które mogłyby się szybko przełożyć na wzrost rentowności i inflacji czy osłabienie waluty – mówił, dodając:

Będziemy z całą pewnością prowadzili w najbliższych latach bardzo odpowiedzialną politykę makroekonomiczną, fiskalną, regulacyjną.

Recepty

Po tych słowach w wielu ministerstwach zapanował strach. Niektórzy wiceministrowie, przyzwyczajeni raczej do wydawania pieniędzy, niż cięcia kosztów, byli zaskoczeni szybką zmianą retoryki szefa rządu.

– MF jest rozczłonkowany i panuje u nas raczej inercja niż siła sprawcza. Zostaliśmy zupełnie zwasalizowani względem czystej polityki, ale nawet u nas były osoby, które mówiły, że bez cięć zaczną się problemy. Nieśmiało przebąkiwały one, że oszczędności są niezbędne. Wtedy myślano, że załatwi się to samą retoryką. Nic z tego. Rynek patrzy na realne działania, a nie na słowa – tłumaczy nam inna osoba z resortu finansów.

I premier do działania przystąpił. W zaciskaniu pasa oszczędzono jedynie ministerstwa rodziny i obrony. Inni mają szukać miejsc, gdzie można coś ściąć.

Mateusz Morawiecki mówił kilka dni temu, że ma już przygotowany plan na odchudzenie strony wydatkowej o 10-15 mld zł. Do zmiany polityków zmusiła także Bruksela, pominięta m.in. we wcześniejszych ustaleniach międzyresortowych dot. obniżki VAT na paliwa, które są częścią tarczy antyinflacyjnej.

Tarcza w odstawkę, kusimy banki

Tym samym stawki VAT i akcyzy na energię oraz paliwa mogą więc wrócić do poziomów bazowych na początku 2023 r. Jednocześnie według zapowiedzi premiera zerowy VAT na żywność ma zostać zachowany „najdłużej jak to możliwe„.

Aby uniknąć wzrostu inflacji, rząd chce zmusić firmy energetyczne do utrzymania cen końcowych bez zmian poprzez obniżenie marż i zysków. Premier powiedział, że zysk netto spółek energetycznych w 2023 r. powinien być zredukowany do poziomu „zero plus”.

Jak wskazują ekonomiści Santander Bank Polska, jeśli plan rządu powiedzie się w 100 proc., to inflacja w przyszłym roku znacząco nie wzrośnie, a budżet odetchnie. Ich zdaniem wyższy VAT i akcyza na energię i paliwa oznacza ok. 20 mld zł więcej wpływów podatkowych w 2023 r.

Zerowego zysku sektora energetycznego nie da się utrzymywać wiecznie, więc zapewne niedługo po wyborach ceny musiałyby odbić – z efektem dla CPI (ang. consumer price index, CPI, wskaźnik cen towarów i usług konsumpcyjnych – przyp. red.) analogicznym jak zakończenie obecnej tarczy. W sumie więc nie zmieniamy na razie ścieżki inflacji: nadal przewidujemy szczyt CPI w lutym w okolicy 20 proc. i potem stopniowy spadek do 9-10 proc. rok do roku na koniec 2023 – wyliczają.

Co ciekawe, Zjednoczona Prawica „dłubie” nawet przy Narodowym Funduszu Zdrowia, tnąc i przesuwając środki z miejsca w miejsce, nie poddając ich żadnym konsultacjom, gdyż – jak wyjaśniają – zmiany nie dotyczą pacjentów.

https://twitter.com/LKKozlowski/status/1589918812702674944?ref_src=twsrc%5Etfw%7Ctwcamp%5Etweetembed%7Ctwterm%5E1589918812702674944%7Ctwgr%5Ee1b78f61d6747bed50784d9c3c615c4822109b4f%7Ctwcon%5Es1_&ref_url=https%3A%2F%2Fwww.money.pl%2Fgospodarka%2Falert-w-rzadzie-takiego-problemu-pis-jeszcze-nie-mialo-6831777379928736a.html

„To kolejny sygnał, że rząd zdał sobie sprawę z powagi wyzwań stojących przed budżetem”

Ruchy władzy w opinii analityków Santandera wskazują, że rząd na serio realizuje wcześniejsze zapowiedzi premiera dot. obniżenia potrzeb pożyczkowych w 2023 r., które według niektórych zapowiedzi mogą przekroczyć nawet 350 mld zł.

Wieczorem w poniedziałek rzecznik rządu zapowiedział również pakiet możliwych cięć inwestycyjnych, który ma być przedstawiony w najbliższych dwóch tygodniach (który nie obejmie wydatków społecznych i na uzbrojenie). „To kolejny sygnał, że rząd zdał sobie sprawę z powagi wyzwań stojących przed budżetem” – przekonują.

Rynek na te wszystkie wieści zareagował pozytywnie. Rentowności 10-letnich obligacji od zeszłego tygodnia spadły o 6 proc., czyli 50 punktów bazowych. Obecnie oprocentowanie zeszło już poniżej 8 proc. Na wykresie rocznym widać jednak, jaką wyboistą drogę przeszedł nasz dług. Oprocentowanie, po jakim inwestorzy każą sobie płacić za pożyczenie rządowi polskiemu pieniędzy, wzrosło prawie trzykrotnie (o 170 proc.).

Alert w rządzie. Takiego problemu PiS jeszcze nie miało

Rząd szuka pieniędzy poza Polską. Kierunek? Petromiliarderzy

Ale to niejedyne działania Zjednoczonej Prawicy. W poniedziałek MF poinformowało też o planowanej emisji 5- i 10-letnich obligacji denominowanych w dolarach w terminie „zależnym od warunków rynkowych”. Pod uwagę są także brane Euroobligacje, a nawet rynek chiński. Kierunkiem może być także obszar Zatoki Perskiej.

To duży zwrot w polityce rządu, który był do tej pory nastawiony na oddłużanie Polski u zagranicznych inwestorów. Teraz jednak nie ma wyjścia i musi ich prosić o pieniądze. To oznacza, że udział zagranicznego długu może znów zacząć rosnąć, choć MF zakładał spadek jego udziału.

Alert w rządzie. Takiego problemu PiS jeszcze nie miało

– Cena pieniądza, czyli stopa procentowa, to jedno, a jego ilość to co innego. Ta ostatnia spadła już o około 7 proc. Dlatego nic dziwnego, że rządy krajów zaliczanych do grona rozwijających się (w tym Polska) dwoją się i troją, żeby zaspokoić swoje coraz większe potrzeby pożyczkowe. Na razie co prawda inflacja pomaga zasypać dziurę w budżecie, ale intuicyjnie czujemy, że nie jest to zdrowa sytuacja do utrzymania w długim okresie – mówi w rozmowie z money.pl Bartosz Pawłowski, dyrektor inwestycyjny mBanku.

Według niego nie dziwi więc, że rząd próbuje szukać możliwości zaciągnięcia długu za granicą, a konkretnie w dolarach.

– Jednym z powodów, dla których mamy tak wysoką inflację, są szalejące ceny energii. Zatem to, co jest naszą stratą (np. droższa benzyna), jest czyimś zyskiem (m.in. producentów ropy). Rzeczywiście, jeśli spojrzeć na dane, to kraje z Zatoki Perskiej notują gigantyczne nadwyżki handlowe idące w setki miliardów dolarów i kraje te będą musiały coś z tym zrobić – podpowiada resortowi finansów Pawłowski.

– Dlatego myśląc o potrzebach pożyczkowych warto do trasy road-show dodać nieco cieplejsze kraje na Półwyspie Arabskim – kończy specjalista z mBanku.

PiS zaczął też kusić w tej sprawie banki. Ekipa Mateusza Morawieckiego planuje bowiem rozszerzenie możliwości obniżenia podstawy podatku bankowego o wartość obligacji gwarantowanych przez Skarb Państwa (dotychczas obniżenie obejmowało tylko obligacje Skarbu Państwa). Celem jest obniżenie kosztów finansowania emisji obligacji gwarantowanych przez Skarb Państwa (głównie przez PFR i BGK, który wydaje dziesiątki miliardów złotych z Funduszu Przeciwdziałania COVID-19).

money.pl

Więcej postów

1 Komentarz

  1. Przestępstwem jest doprowadzenie do takiej sytuacji. Bezrefleksyjne zadłużanie państwa po kokardę i po następne pokolenia. To tak jakby dziecku dać do ręki kartę bankomatową..

Komentowanie jest wyłączone.