Informację o zakupie granatników automatycznych K4 dla polskich sił zbrojnych wywołała sporo kontrowersji. Z jednej strony ze względu na skalę i koszt kilkudziesięciu milionów dolarów (dokładna cena nie jest jeszcze znana), a z drugiej z uwagi na brak transferu technologii czy też zakupu granatników w Polsce. Mówimy tu o 500 000 sztuk amunicji i kilkuset egzemplarzach granatnika maszynowego kalibru 40 mm. Obecnie w siłach zbrojnych mamy około 200 granatników Mk19 Mod 3 produkcji amerykańskiej i niesprecyzowaną liczbę niemieckich HK GMG używanych w Wojskach Specjalnych.
Jeśli chodzi o sprzęt obecnie używany, to jak widać najliczniejsze są granatniki Mk19 Mod 3. Pierwsza wersja granatnika Mk 19 powstała w latach sześćdziesiątych na zamówienie US Navy, aby zastąpić granatnik Mk 18. Był on mało wygodny w użyciu, gdyż Mk 18 co prawda był zasilany z taśmy, ale napędzany korbą którą musiał obracać strzelec. Nie ułatwiało to celowania, stąd decyzja US Navy o poszukiwaniu bardziej funkcjonalnej alternatywy.
Mk 19 pod względem konstrukcji, która w zasadzie jest powielana przez inne konstrukcje tej klasy, łączy w sobie cechy strzelającego z otwartego zamka karabinu maszynowego i granatnika. Pozwala to na ostrzał celów z donośnością ponad 2000 metrów (chociaż celownik wyskalowany jest jedynie do 1500 m) z szybkostrzelnością teoretyczną do 365 strz./min, co realnie przekłada się na 40-60 strz/min w ogniu ciągłym. Broń może strzelać ogniem bezpośrednim lub pośrednim i służy do zwalczania siły żywej oraz pojazdów lekko opancerzonych. Można powiedzieć, że w tym zakresie łączy funkcjonalności karabinu maszynowego i lekkiego moździerza. Oczywiście ładunek granatów 40 mm jest znacznie mniejszy niż moździerzy 60 mm, ale granatnik automatyczny, nazywany też maszynowym, nadrabia to z nawiązką szybkostrzelnością.
Dostępna jest szeroka gama wysokociśnieniowej amunicji 40 mm różnego typu. Pomimo identycznego kalibru amunicja stosowana w 40 mm automatycznych granatnikach nie jest zamienna ze stosowaną w granatnikach rewolwerowych czy podwieszanych. Łuska ma długość 53 mm a nabój generuje znacznie większe ciśnienie podczas strzału niż stosowane w granatnikach podwieszanych naboje 40×46 mm. Ze względu na znaczną masę i odrzut granatniki maszynowe zwykle stanowią uzbrojenie pojazdów lub są montowane na trójnogu. Mogą skutecznie zwalczać różne rodzaje celów, dysponując m. in amunicją przeciwpancerną i odłamkową. W ostatnim czasie dostępne są również pociski programowane, które dzięki ustalonemu wcześniej czasowi detonacji mogą razić cele znajdujące się za osłoną.
Granatniki automatyczne w polskiej armii
Obecnie stosowana w wielu armiach, w tym również w Polsce, wersja Mk 19 Mod 3 pochodzi z początku lat osiemdziesiątych ubiegłego wieku. W toku rozwoju obniżono masę broni do około 36 kg i zmniejszono liczbę elementów, aby uprościć obsługę i obniżyć koszty produkcji. Obecnie Mk 19 produkowane są nie tylko w USA, ale m. in. w RPA i Izraelu, skąd z resztą pochodziły pierwsze polskie Mk 19, dostarczone nieodpłatnie w 2007 roku. Broń ta pokazała dużą przydatność podczas misji zagranicznych w Iraku i Afganistanie, co z pewnością miało wpływ na jej szersze wprowadzenie do użytku.
Drugi typ, wykorzystywany jedynie przez Wojska Specjalne to obecnie HK GMG, który jest uważany za nieco lepszy niż Mk 19. Jego niezaprzeczalnymi zaletami jest mniejsza masa, poniżej 30 kg, oraz możliwość zasilania z lewej lub prawej strony. Na wyposażeniu jest kilkadziesiąt egzemplarzy, montowanych na różnego typu pojazdach wykorzystywanych przez ten rodzaj wojsk, ale również na jednostkach pływających.
Warto też odnotować fakt, że w Polsce opracowano kilka typów granatników automatycznych, jednak żaden nie trafił do produkcji. Przede wszystkim ze względu na brak zainteresowania ze strony MON i podlegających mu instytucji zakupowych. W 2001 roku pojawił się projekt a potem prototypy granatnika GA-40. Jednak broń ta nie doczekała się nigdy przyjęcia do produkcji, pomimo tego, że jej rozwój był współfinansowany przez Dezamet i ZM Tarnów. Podobny los spotkał kilka kolejnych projektów, w tym najnowszy lekki granatnik LGA-40, który opracowała firma Jakusz wraz z Instytutem Mechaniki Precyzyjne. Zademonstrowana w 2017 roku broń charakteryzuje się bardzo niska masą i wysoką szybkostrzelnością dzięki zastosowaniu unikalnej, opatentowanej konstrukcji zamka.
Atak koreańskiego czarnego konia, czyli kontrowersje
Na tym tle dość rewolucyjnie wygląda decyzja resortu obrony, której wykonawcą jest Agencji Uzbrojenia, dotycząca zakupu granatników z Korei Południowej. Co ciekawe, informacja na ten temat pojawiła się właśnie w koreańskich mediach i została potwierdzona przez rzecznika Agencji – „Jest to zakup interwencyjny z terminem realizacji w ciągu kilku miesięcy o wartości kilkunastu milionów USD. Umowa obejmuje kilkaset 40 mm granatników AGL K4 wraz z pół milionem sztuk amunicji.” – napisał 26 września w mediach społecznościowych rzecznik Agencji Uzbrojenia ppłk Krzysztof Płatek.
Jest to więc kolejny duży zakup w Korei, związany z pilnymi potrzebami sił zbrojnych wynikającymi z trwającej obecnie wojny w Ukrainie. Obecnie jednak brak jest publicznie dostępnych informacji o jego szczegółach, pomimo tego, że jak przyznał ppłk Płatek, transakcja została zawarta kilka dni przed wspomnianą informacją. Należy mieć nadzieję, że więcej informacji na ten temat pojawi się wkrótce.Oczywiście pojawiają się w tym miejscu pytania, takie jak:
Czy granatnik automatyczny K4 to dobra konstrukcja?
Dlaczego nie kupiono granatników w Polsce?
Ile koreańskich granatników kupujemy?
Dlaczego nie zamówiono amunicji w kraju?
Czy umowa będzie związana z jakimś transferem technologii?
I wiele innych z nimi związanych. W tych kwestiach od razu rozgorzały dyskusje, często oczywiście odnoszące się do wspomnianych wcześniej polskich konstrukcji. Rozumiem wiele argumentów jakie tam padają i zgadzam się co do jednego.
Wojsko Polskie przez długie lata nie kupowało ani nie rozwijało nowych granatników automatycznych, korzystające ze sprzętu pozyskanego wcześniej. Najstarsze egzemplarze są z pewnością poważnie wyeksploatowane, szczególnie jeśli były wykorzystywane w warunkach bojowych misji irackiej czy afgańskiej. Ten sprzęt, jeśli nawet nie dziś, to niebawem będzie wymagał wymiany. Jak się wydaje nie zadbano o systematyczną wymianę w związku z czym prawdopodobnie część z tych kilkuset egzemplarzy ma zastąpić najbardziej zużyte granatniki Mk 19 będące dziś w eksploatacji. Prawdopodobnie również zapasy amunicji są obecnie niewielkie.
Dlaczego potrzebujemy 500 tys. sztuk amunicji z Korei?
Ostatnie większe zamówienie amunicji do granatników automatycznych pochodzi z 2015 roku i obejmuje dostawy 36 tys. granatów odłamkowo-burzących i 23 tys. granatów ćwiczebnych… w dostawach rozłożonych na 3 lata. W 2018 roku uruchomiono postępowania na amunicję ćwiczebną i odłamkowo-penetrującą na lata 2018-2021, ale oba zostały unieważnione. Dziś dowiadujemy się, że pół miliona sztuk zostanie dostarczonych z Korei w ciągu kilku miesięcy od zawarcia kontraktu. To sugeruje nie tyle zakup interwencyjny, co wręcz kryzysowy. Logicznym jednak wydaje się pytanie – dlaczego nie zamówiono amunicji w kraju?
ZM Dezamet produkuje amunicję 40 mm, która jest wykorzystywana od lat w granatnikach Mk 19 używanych w Wojsku Polskim. Pytanie oczywiście, czy byłby wstanie dostarczyć pół miliona w ciągu kilku miesięcy? Jednak równie istotną kwestią jest to, czy faktycznie polska potrzebuje w tak krótkim terminie ogromnych, wręcz wojennych zapasów amunicji kalibru 40 mm. Z drugiej strony jest to jeden z wielu podobnych zakupów. W podobnym trybie zamówiono w lipcu kilkanaście tysięcy lekkich jednorazowych granatników M72 EC Mk1, których dostawa ma zostać zrealizowana „w krótkim czasie” jak informowała Agencja Uzbrojenia. Z drugiej jednak strony wysokociśnieniowa amunicja 40 mm jest produkowana od lat w Polsce, w odróżnieniu od granatników M72.
Czy amunicja z Dezametu pasowałaby do koreańskich granatników K4? Prawdopodobnie nikt tego nie sprawdzał, ale ponieważ współpracuje z granatnikami Mk 19 i jest zgodna ze standardami NATO, nie powinna mieć z tym problemu. Zakład należący do PGZ być może nie byłby w stanie dostarczyć 500 tys. sztuk amunicji w ciągu kilku miesięcy, ale wydaje się mało prawdopodobne, aby taką ilość ad hock można było zamówić u dowolnego producenta. Można się więc spodziewać, że będzie ona pochodziła z zapasów koreańskich sił zbrojnych, lub też jej dostawy są rozłożone na czas dłuższy niż dostawa granatników. „Pewnym niedopatrzeniem” ujmując rzecz bardzo delikatnie, wydaje się to, że nawet niewielka część tego zamówienia nie trafiła do polskiego przemysłu, pomimo istniejących w nim kompetencji w tym względzie.
Dlaczego nie polski granatnik?
Rzecz zupełnie inaczej moim zdaniem wygląda, jeśli chodzi o same granatniki. Oczywiście od razu po potwierdzeniu tej informacji pojawiły się głosy o wspaniałych, nowatorskich i znacznie lepszych niż koreański granatnik K4 konstrukcjach polskich. Wszystkie one jednak mają jedną wspólną wadę – nie były i nie są produkowane seryjnie. Istnieją jedynie w prototypach i to od wielu lat. Oczywiście głównym powodem jest to, że MON i jego instytucje, takie jak kiedyś Inspektorat Uzbrojenia a dziś Agencja Uzbrojenia, nie wyrażały zainteresowania zakupem granatników automatycznych kalibru 40 mm. Nie było więc podstaw, aby broń tego typu wdrażać do produkcji.
Droga od prototypu do produkcji seryjnej, nawet tak w sumie prostej broni, jak granatnik automatyczny, to minimum 2-3 lata. Do tego należy dodać czas niezbędny do produkcji i oczywiście ryzyko, że broń będzie wymagała modyfikacji w wyniku wad ujawnionych w toku testów lub wstępnej eksploatacji. Trzecia i najważniejsza moim zdaniem kwestia jest taka, czy Polska na pewno musi produkować ten typ uzbrojenia? Moim zdaniem niekoniecznie. O ile produkcja amunicji jest zdecydowanie potrzebna, to granatnik automatyczny jest bronią na tyle specyficzną i z drugiej strony wymaganą w relatywnie małej liczbie, że uruchamianie produkcji wydaje się przesadą. Nawet dla zamówienia na 500 sztuk. Co potem? Dostawy części zamiennych nie uzasadnią ekonomicznie podtrzymywania możliwości produkcyjnych.
Zapotrzebowanie na rynku zagranicznym nie jest aż tak duże. Realnie w kalibrze 40 x 53 mm NATO broń tego typu produkuje jedynie kilka państw na świecie. Co warto zaznaczyć, większość z nich wytwarza na licencji granatniki Mk 19. Polska być może byłaby w stanie zaoferować broń posiadającą jakieś unikalne cechy, ale nie spodziewam się, aby osiągnęła ona mimo to wielki sukces eksportowy. Obecnie producenci są w stanie dostarczyć broń tego typu z pewnością dużo szybciej i dużo taniej, zważywszy na wielkość ich produkcji. Pojawia się tu klasyczny problem efektu skali. Produkując dużo, nie tylko ogranicza się cenę i zwiększa dostępność, ale też na znacznie mniejsze części rozkładają się koszty rozwoju i opracowania produktu oraz uruchomienia jego produkcji.
Krótko podsumowując, Polska nie musi produkować wszystkich używanych typów uzbrojenia w kraju, ale powinna posiadać w kraju kompetencje w zakresie odtwarzania zdolności bojowych. Z jednej strony oznacza to odpowiedni serwis, zapasy części zamiennych itp. a z drugiej zdolność do produkcji amunicji. Hasło, że „bezpieczeństwo nie ma ceny” jest tylko połowicznie prawdziwe. Wolność faktycznie ceny nie ma, ale posiada jasno określone koszty. A jeśli tak, to należy je w miarę możliwości optymalizować.
Granatnik K4. Czy to dobra konstrukcja?
Wybrany przez MON granatnik automatyczny K4 został opracowany przez koncern Daewoo Precision Industries na przełomie lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku i wprowadzony do służby w siłach zbrojnych Republiki Korei od roku 1993. Broń wykorzystuje system działania z zamkiem swobodnym, strzela z zamka otwartego z szybkostrzelnością teoretyczną 350 strz/min. Zasięg skutecznego ognia to 1500 metrów a masa własna broni wynosi 34,5 kg. Poza masą niższą o około kilogram nie odbiega to znacząco od parametrów amerykańskiego granatnika Mk 19 Mod 3.
Generalnie patrząc na konstrukcję granatnika K4, ogólny układ oraz po prostu wygląd, można powiedzieć w dużym uproszczeniu, że jest to broń bazująca na dobrze znanym w polskiej armii amerykańskim granatniku Mk 19 Mod 3. Został on nieco unowocześniony i „odchudzony”. Na pierwszy rzut oka mimo wszystko może być trudno odróżnić go od amerykańskiego pierwowzoru, choć uważny obserwator znajdzie kilka charakterystycznych różnic. Ale też drobne, wizualne różnice można by znaleźć, pomiędzy amerykańskim Mk 19 a jego licencyjnymi wariantami np. z Turcji czy Izraela. Można spodziewać się, że każdy z producentów dostosował nieco broń do potrzeb klienta ale też własnego zaplecza przemysłowego.
Nie oznacza to, że broń koreańska ustępuje pod względem technicznym innym, bardziej popularnym na świecie konstrukcjom w swojej klasie. Najlepszym dowodem jest to, że K4 znalazł odbiorców zagranicznych, choć są to dotąd jedynie siły zbrojne Meksyku i Libii. Nie jest to jednak konstrukcja deklasującą np. produkowany przez turecki MKEK czy singapurski ST Kinetics czy wspominane wcześniej granatniki eksploatowane obecnie w Wojsku Polskim.
Wnioski, czyli koreański pakiet
Podsumowując, zakup granatników K4 nie jest z pewnością złą decyzją, choć może budzić liczne kontrowersje. Brak jest jednak szczegółowych informacji o kluczowym znaczeniu, takich jak cena, dokładny pakiet w jakim pozyskujemy sprzęt czy wreszcie czas dostawy. To ostatnie jest z pewnością jednym z decydujących o decyzji czynników, jak z resztą w przypadku innych zakupów sprzętu wojskowego i uzbrojenia z Republik Korei.
Należy z resztą moim zdaniem rozpatrywać ten zakup jako element szerszego programu MON dotyczącego współpracy z Koreą w zakresie uzbrojenia i wyposażenia. Obok czołgów K2, haubicoarmat K9 czy samolotów FA-50 należy więc umieścić granatniki K4. Tworzy to spójny kontekst i lepiej wyjaśnia, dlaczego nie kupujemy np. amerykańskich Mk 19 Mod 3. Nie jest też wykluczone, że K4 miały znacznie krótszy czas dostawy niż alternatywne opcje, co wpisuje się w ostatni program masowych i „ekspresowych zakupów” realizowany przez MON. Warto zauważyć, realizowanych obecnie niemal wyłącznie w Republice Korei, która nagle wyrosła na strategicznego partnera Polski w kwestiach obronnych.
Na koniec zostawiłem sobie spekulacje dotyczące liczby granatników. Jest to ciekawa kwestia i w tej chwili trudno jednoznacznie odpowiedzieć. Logika tego typu zakupów wskazuje, że liczba egzemplarzy broni jest powiązana z wielkością zamówienia w kwestii amunicji. Moim zdaniem liczba 500 000 pocisków sugeruje zakup 500 granatników automatycznych K4, każdego z 1000 sztuk amunicji. Z drugiej strony oznaczałoby to w zasadzie potrojenie liczebności broni tego typu w polskich siłach zbrojnych, nawet zakładając, że częściowo zastąpią one najstarsze Mk 19 mod 3. Bardziej realistyczne wydaje się moim zdaniem 250 egzemplarzy K4 co i tak oznacza podwojenie ich liczby. W takim wypadku każdy byłby zaopatrzony w 2000 pocisków.Oczywiście wszystko to są obecnie jedynie spekulacje, oparte na homeopatycznej ilości informacji jakimi dzieli się z nami Agencja Uzbrojenia i MON. Co trzeba podkreślić, dzieli się tylko dlatego, że strona koreańska „puściła parę z ust” w temacie umowy. Nie jest to moim zdaniem ani zdrowy, ani dobry objaw, jeśli chodzi o funkcjonowanie instytucji państwowej, nawet jeśli zajmuje się ona bezpieczeństwem kraju.
W tym zakresie są oczywiście informacje których nie należy udostępniać, ale moim zdaniem nie zaliczają się do nich dane na temat tego, ile i na jaki cel wydaje środki budżetowe Ministerstwo Obrony Narodowej. Szczególnie, gdy mówimy o sumach idących w „setki milionów dolarów.” Jest to o tyle istotne, że jest ono w tej kwestii zobowiązane do pewnej, ściśle określonej transparentności zarówno przez prawo krajowe jak i europejskie. Odnoszę jednak wrażenie, że w obu przypadkach Agencja Uzbrojenia i MON podchodzą dość swobodnie do tematu informacji publicznej oraz przejrzystości i konkurencyjności procedur zakupowych. Natomiast dobrze, że po długich latach stagnacji w wielu kwestiach dotyczących wyposażenia i uzbrojenia Sił Zbrojnych RP nastąpiło tak znaczące wzmożenie działań modernizacyjnych.