Afery bidena. Wiele zawdzięcza Zełenskiemu

Afery bidena. Wiele zawdzięcza Zełenskiemu
Gdyby republikanom udało się rozkręcić aferę Huntera Bidena, demokraci wyborów prezydenckich by nie wygrali. I możliwe, że teraz bylibyśmy w innej rzeczywistości wojennej.

To ważna rozmowa i warto ją przypomnieć. Zaraz po wyborach prezydenckich w Stanach Zjednoczonych, w grudniu 2020 r., Wołodymir Zełenski udzielił wywiadu dziennikowi „New York Times”. Pytano go oczywiście, jak ocenia Bidena i Trumpa i co myśli o aferze, dotyczącej Trumpa i syna Joego Bidena – Huntera, w której grał jedną z głównych ról.

— Zostaliśmy w to wciągnięci — mówił Zełenski. — Ale myślę, że zachowywaliśmy się z godnością stosowną dla suwerennego kraju.

Ocenił także, że Biden zna Ukrainę lepiej niż Trump. — Przed prezydenturą miał bliskie relacje z Ukrainą i dobrze rozumie Rosjan, rozumie różnice między Ukrainą i Rosją oraz, jak mi się wydaje, rozumie ukraińską mentalność — tłumaczył. Dodając, że może to pomóc we wzmocnieniu relacji ukraińsko-amerykańskich i w zakończeniu wojny w Donbasie (tej rozpoczętej w roku 2014 – red.).

Ameryka republikanów, Ameryka demokratów

Odnosząc się do samych relacji, mówił, że jest wdzięczny za amerykańskie wsparcie dla Kijowa w trakcie prezydentury Trumpa, w tym za zaostrzenie sankcji wobec Rosji. — Powinienem podziękować Stanom Zjednoczonym czasów Donalda Trumpa — podkreślał.

Te kilka zdań jest bardzo ważnych. Przede wszystkim świadczy o tym, że w sprawach polityki zagranicznej nie ma wielkiej różnicy między Ameryką republikanów a Ameryką demokratów. Może być różna forma polityki, ale strategiczne cele określa racja stanu. Dlatego, również za czasów Trumpa, Stany Zjednoczone coraz mocniej angażowały się w interesy w Kijowie. I zdecydowanie występowały przeciwko Nord Stream 2. Nie tylko w imię bezpieczeństwa energetycznego Europy czy też w obawie przed wzmocnieniem Rosji, ale również (a może – przede wszystkim) w imię interesów amerykańskich producentów gazu łupkowego.

Ale Zełenski pytany był przez dziennikarzy „New York Timesa” o jeszcze jedną sprawę – aferę, która pociągnęła za sobą próbę postawienia prezydenta Trumpa w stan oskarżenia. I która mogła skończyć się dla Trumpa impeachmentem

Chodziło o Huntera Bidena, zasiadającego w radzie dyrektorów (odpowiedniku rady nadzorczej) ukraińskiej firmy Burisma Holdings, której właścicielem był Mykoła Złoczewski, oligarcha związany z Wiktorem Janukowyczem. Trump w rozmowach z Zełenskim proponował, by ukraińska prokuratura przyjrzała się jej interesom i rozpoczęła śledztwo. W tej sprawie zresztą jeździł do Kijowa prezydencki wysłannik Rudolph Giuliani. Zełenski mógł wyjść naprzeciw życzeniu Trumpa, ale tego nie zrobił.

Odtajniony transkrypt rozmowy telefonicznej, ujawniony przez Biały Dom z rozmowy prezydenta USA Donalda Trumpa z prezydentem Ukrainy Wołodymyrem Zełenskim z 25 lipca 2019 r.

Odtajniony transkrypt rozmowy telefonicznej, ujawniony przez Biały Dom z rozmowy prezydenta USA Donalda Trumpa z prezydentem Ukrainy Wołodymyrem Zełenskim z 25 lipca 2019 r.

Co to oznacza?

Patrząc na wyniki wyborów prezydenckich w roku 2020, na to, jak niewielką liczbą głosów Biden wygrał z Trumpem w kluczowych stanach, śmiało można zaryzykować tezę, że gdyby republikanom udało się rozkręcić aferę Huntera Bidena, demokraci tych wyborów by nie wygrali.

Innymi słowy, Joe Biden wiele zawdzięcza Zełenskiemu. Być może nawet prezydenturę. Bo bezpardonowo naciskany przez Trumpa zachował się powściągliwie. Jak sam mówi – z godnością.

Afera

Dlaczego śledztwo przeciwko Hunterowi Bidenowi mogłoby zaszkodzić kampanii demokratów? Odpowiedź jest prosta – Hunter Biden nie ma dobrej prasy w USA. Media w Ameryce wiele razy pisały o jego trudnej przeszłości, uzależnieniu od alkoholu i narkotyków, orgiach seksualnych, laptopach z filmami pornograficznymi i o tym, że jest biznesowo zaangażowany w Rosji, Ukrainie i Chinach oraz że te interesy nie zawsze wyglądają podręcznikowo.

I tak m.in. CNN informowała, że prokuratura badała, czy Hunter Biden i jego współpracownicy złamali prawo podatkowe oraz regulacje dotyczące prania pieniędzy w ich działalności biznesowej za granicą, głównie w Chinach. Sam Trump głośno o tym mówił, domagając się prześwietlenia interesów Bidena z Chińczykami.

Jeśli chodzi o Rosję, to zupełnie niedawno, już po inwazji na Ukrainę, Donald Trump zwrócił się do Władimira Putina, aby ujawnił wszelkie informacje, które mogą skompromitować syna Joego Bidena. Jakie? Otóż Trump oskarżył Huntera Bidena, że przyjął dużą sumę pieniędzy od żony burmistrza Moskwy Eleny Baturiny. — Dała mu 3,5 mln dol., więc teraz myślę, że Putin zna odpowiedź — mówił Trump. — Myślę, że powinien to upublicznić, a my powinniśmy poznać tę odpowiedź.

Ale największy potencjał, jeśli chodzi o oskarżenia, miały związki Bidena syna z firmą Burisma Holdings, której właścicielem był – jak wspominaliśmy – Mykoła Złoczewski, człowiek z otoczenia Wiktora Janukowycza, prezydenta Ukrainy w latach 2010-2014.

Gdy notowania Janukowycza zaczęly pikować w sondażach i szanse na to, że zostanie on wybrany na drugą kadencję, szybko malały, jego ludzie zaczęli szukać wsparcia w innych ośrodkach. Złoczewski uznał, że warto postawić na Amerykę. To był słuszny wybór, bo po 2014 r. nie musiał uciekać do Rosji, tylko przeniósł się do Monako. Stamtąd organizował na nowo swoje interesy. M.in. dotarł do Huntera Bidena, którego ojciec, ówczesny wiceprezydent, odpowiadał w Białym Domu za relacje m.in. z Ukrainą.

W ten sposób Hunter Biden wszedł w skład rady dyrektorów Burismy, gdzie zarabiał 50 tys. dol. miesięcznie, a jego firma Rosemont Seneca Partners zawarła kontrakt gwarantujący jej wpływy rzędu 166 tys. dol. W sumie Biden junior zarobił w Burismie przez niewiele ponad cztery lata ponad 3 mln dol.

Dodajmy, że Burisma została zarejestrowana w 2002 r. na Cyprze, a obszarem jej aktywności miała być działalność w zakresie poszukiwań i wydobycia gazu oraz ropy. Gdzie? Przede wszystkim na Ukrainie. Ale ciekawsze nastąpiło później. I o tym piszą media.

Śledztwo, śledztwo

Otóż już po Majdanie prokuratura generalna Ukrainy pod kierownictwem Wiktora Szokina wszczęła śledztwo w sprawie nadużyć w przedsiębiorstwie Burisma Holdings. W tym samym czasie Joseph Biden, wiceprezydent u boku Baracka Obamy, który Ukrainę odwiedzał wielokrotnie, miał naciskać na władze w Kijowie, aby zdymisjonowały Szokina, bo prokuratura przez niego kierowana wyjątkowo słabo spisuje się w walce z korupcją. Żeby sprawa była jasna – naciskał nie tylko on, podobne sygnały były kierowane ze strony Banku Światowego, MFW i Unii Europejskiej.

Ostatecznie w marcu 2016 r. doszło do dymisji. I cóż – Szokin tłumaczył, że zdymisjonowano go, bo prowadził niewygodne śledztwa, m.in. w sprawie Burisma Holdings. Ten trop podjął Trump, sugerując, że Joseph Biden interweniował, by zdymisjonować szefa prokuratury, która prowadziła dochodzenie niewygodne dla jego syna (był w radzie dyrektorów Burismy do kwietnia 2019 r.). Trump chciał więc trafić jednocześnie i ojca, i syna. Tyle że nie miał żadnych dowodów na potwierdzenie swoich oskarżeń. Mogło je przynieść jedynie śledztwo ukraińskiej prokuratury. Energiczne, nagłośnione. A tu nic…
Po prostu kłopot Trumpa polegał na tym, że śledztwo związane z Burismą, które przez jakiś czas prowadziła ukraińska prokuratura, dotyczyło lat 2010-2012. Czyli okresu, kiedy Huntera Bidena jeszcze tam nie było. A jeśli chodzi o czasy późniejsze? — Ukraina wszczęłaby śledztwo w sprawie okresu, kiedy pracował tam Hunter Biden, gdyby pojawiły się nowe, przekonujące dowody, ale nie może tego zrobić z własnej inicjatywy, na podstawie komentarzy, które pojawiają się w USA — mówił w wywiadzie radiowym, w roku 2019, szef wydziału ds. śledztw antykorupcyjnych w prokuraturze generalnej Nazar Chołodnicki.
 
Później ukazała się inna informacja. Niezależna rosyjska „Nowaja Gazieta” opublikowała artykuł na temat śledztwa przeciwko innemu z oligarchów – Serhijowi Kurczence, nazywanemu skarbnikiem rodziny Janukowyczów. To śledztwo zostało wszczęte przez ukraińską prokuraturę generalną w 2014 r., ale już po ucieczce Janukowycza i jego ludzi z Ukrainy. Dochodzenie dotyczyło sprzedaży bazy przeładunku ropy naftowej w Chersoniu – sprzedawał Złoczewski, kupował Kurczenko. Prokuratorzy uważali, że pieniądze na zakup pochodziły z przestępstwa, więc transakcja była rodzajem prania brudnych pieniędzy. Dodajmy, że posłużyły one później do uregulowania należności wobec Bidena juniora i pozostałych członków rady dyrektorów.

Rozmowa

O tym, że Donald Trump marzył, by za sprawą Burismy i Bidena juniora uderzyć w swojego głównego konkurenta, i nie przebierał w środkach, dowiedzieliśmy się, gdy ujawniono rozmowę telefoniczną między Trumpem a Zełenskim z lipca 2019 r.

To był ich pierwszy kontakt, zaraz po ukraińskich wyborach. Trump dzwonił do Zełenskiego z gratulacjami. I już przy tej okazji, winszując zwycięstwa, poprosił go o „przysługę” i zaczął namawiać, by prokuratura ukraińska powróciła do sprawy Burismy Holdings. Zamiary Trumpa były oczywiste – na kilkanaście miesięcy przed wyborami chciał uderzyć w swojego głównego przeciwnika.

Chciał go skompromitować, pokazując, że i Hunter Biden, i Joe Biden byli uwikłani w niejasne interesy, korupcję i pranie brudnych pieniędzy ludzi Janukowycza. Trzeba było mu tylko jednego – by na Ukrainie przeciwko Bidenowi ruszyło śledztwo. Więc nacisnął Zełenskiego. A o tych naciskach dowiedzieliśmy się, gdyż jeden z urzędników Departamentu Stanu uczestniczących w rozmowie zameldował o tym prokuraturze.

Okazało się, że rozmów Trumpa z Zełenskim było kilka. Trump sugerował w nich współpracę ukraińskiej prokuratury z jego wysłannikiem Rudolphem Giulianim w sprawie Burismy. Jedną z formą „zachęty” do współpracy, do rozpoczęcia śledztw, było zatrzymanie przez Trumpa uchwalonego przez Kongres pakietu pomocy dla Ukrainy w wysokości 391 mln dol. I to na kilka dni przed rozmową z Zełenskim. Patrząc z boku, była to oferta z gatunku mafijnych. Miliony za współpracę. Państwowe pieniądze, i to w dodatku przyznane przez Kongres, w zamian za zupełnie prywatną przysługę.

Ta blokada wywołała furię w Kongresie, pieniądze zostały do Kijowa przekazane. A gdy na jaw wyszło, w jakim celu Trump je blokował, furia się zwielokrotniła. I 24 września 2019 r. szefowa Izby Reprezentantów Nancy Pelosi rozpoczęła wstępne dochodzenie w sprawie zasadności uruchomienia procedury impeachmentu wobec urzędującego prezydenta. Demokraci uważali, że Trump chciał przy pomocy obcego państwa (za pieniądze amerykańskiego podatnika!) wpływać na wynik wyborów w USA.

Procedura impeachmentu i przesłuchania wysokich urzędników pokazały oprócz działań Trumpa przeciwko politycznym przeciwnikom zaangażowanie Stanów Zjednoczonych w Ukrainie. Łącznie w latach 2014-2018 USA przekazały do Kijowa ponad 2 mld dol. na pomoc gospodarczą i militarną oraz udzieliły trzech pożyczek w wysokości 3 mld dol. Oprócz tego mieliśmy rosnący udział firm amerykańskich w ukraińskim rynku. Współpraca odbywała się ponad politycznymi podziałami. Burisma Holding była związana z ludźmi z grupy prorosyjskiego Wiktora Janukowycza.

Przy okazji przesłuchań w sprawie impeachmentu dla Trumpa mogliśmy również się dowiedzieć, że grupa ważnych ukraińskich polityków współpracowała z Krajowym Komitetem Partii Demokratycznej (DNC) oraz ambasadą USA w Kijowie. Na jaw wyszły także działania dwóch biznesmenów amerykańskich pochodzenia ukraińskiego – Lwa Parnasa i Igora Frumana, współpracujących z republikanami.

Z przesłuchań w Izbie Reprezentantów wyłonił się więc model polityki USA wobec Ukrainy. Był on dwutorowy. W pierwszym, oficjalnym, nurcie Stany Zjednoczone wspierały odbudowę gospodarczą i militarną Kijowa. W drugim – politycy amerykańscy uczestniczyli w zakulisowych rozgrywkach. Rudy Giuliani, wysłannik Trumpa, naciskał na uruchomienie ukraińskiej prokuratury w sprawie Burismy, łącząc to z kwestią programów amerykańskiej pomocy.

Mówił o tym przesłuchiwany w komisji wywiadu Izby Reprezentantów William Taylor, chargé d’affaires a.i. w Ukrainie. Zeznawał on, że w działania Giulianiego zaangażowani byli także sekretarz energii Rick Perry, ambasador USA przy Unii Europejskiej Gordon Sondland oraz specjalny wysłannik do Ukrainy i Rosji Kurt Volker. Celem ich działań miało być „oswojenie” prezydenta Zełenskiego i jego doradców z koniecznością wszczęcia śledztw w sprawie Bidena oraz kontaktów ukraińskich polityków z Partią Demokratyczną. Chodziło też o to, by zrozumieli, że od tych działań zależy, jak prezydent Trump będzie traktować Ukrainę – zwłaszcza w kwestiach pomocy finansowej i militarnej.

„Czyszczono” też Kijów z wpływów demokratów. M.in. odwołano przed terminem ambasador USA w Ukrainie Marie Yovanovitch, mianowaną jeszcze za prezydentury Baracka Obamy. Sprawa jej odwołania jest o tyle interesująca, że pokazuje ówczesną specyfikę politycznych gier. Otóż według doniesień Bloomberga za jej dymisją stał… prokurator generalny Ukrainy Jurij Łucenko (następca Szokina, kierował prokuraturą do 29 sierpnia 2019 r.). To on miał informować Giulianiego, że Marie Yovanovitch utrudnia prowadzenie śledztwa w sprawie Burismy, czyli Bidenów. Z kolei Yovanovitch ripostowała, że te oskarżenia to próba obrony Łucenki przed zarzutami, że prokuratura wciąż nie walczy z korupcją.

Ludzie

Bliskie relacje amerykańskich urzędników i ukraińskich polityków nie były czymś nadzwyczajnym. Związki te sięgają początków wieku i prezydentury Wiktora Juszczenki. Jego żona była Amerykanką, a on sam otwierał Ukrainę na Amerykę i zachodnią Europę, stawiając za cel członkostwo w NATO i Unii Europejskiej.

Nie był to tylko wybór Juszczenki i ludzi z jego otoczenia – ukraińskie elity, w pewnym stopniu opinia ta odnosi się również do osób związanych z prorosyjskim Wiktorem Janukowyczem, stawiały na Zachód. Ameryka, Europa Zachodnia bardziej im imponowały niż Rosja.

Charakterystyczny przebieg miała kampania w wyborach prezydenckich w roku 2010, kiedy to wszyscy liczący się kandydaci korzystali z usług firm i lobbystów zachodnich. Przyszły zwycięzca Wiktor Janukowycz zatrudnił Paula Manaforta, waszyngtońskiego stratega politycznego, który pomagał w kampanii prezydenckiej McCaina w 2008 r.

Jego główna rywalka, Julia Tymoszenko, wynajęła firmę konsultingową AKPD, którą założył szef sztabu Obamy, David Axelrod. Z kolei prezydent Wiktor Juszczenko zaprosił do współpracy stratega kampanii Clintona Marka Penna oraz waszyngtońską firmę konsultingową PBN. Z amerykańskich bądź brytyjskich firm korzystali też inni kandydaci.

Ludzie z amerykańskim paszportem pojawili się również w innych sferach aktywności. Byli w rządzie (nawet na stanowiskach ministrów, na przykład Ulana Suprun kierowała resortem zdrowia za czasów prezydenta Poroszenki), w administracji, w bankowości i przede wszystkim w armii.

Po roku 2014 rozpoczęła się przebudowa ukraińskich sił zbrojnych i amerykańscy instruktorzy odegrali w tej operacji kluczową rolę. W jednym tylko Jaworowskim Ośrodku Szkolenia Bojowego w zachodniej Ukrainie szkolenie prowadziło 300 instruktorów z USA. Kształcili oficerów i podoficerów. Jak niedawno podał „New York Times”, „od roku 2015 w okolicach Lwowa Amerykanie wyszkolili ponad 27 tys. ukraińskich żołnierzy”. W momencie rosyjskiej inwazji amerykańscy instrukotrzy zostali z bazy wycofani.

Z kolei jesienią 2021 r. pracę w Ukrainie rozpoczęła specjalna komórka wojsk USA specjalizująca się w obronie przed atakami cyfrowymi. Amerykanie rozbudowali ukraiński system cyberbezpieczeństwa. Odniesiono sukces – Ukrainie udało się odeprzeć jeszcze przed wybuchem wojny, 14 stycznia i 15 lutego 2022 r., dwa groźne cyberataki – na ministerstwa obrony i energetyki oraz system bankowy. Odparty został również cyberatak przeprowadzony w noc poprzedzającą inwazję .

Dzikie Pola

Gdybyśmy jednak na tej podstawie chcieli wysunąć tezę, że Ukraina była krajem, gdzie Amerykanie rozdawali karty, byłaby to spora pomyłka. Jeszcze większe pieniądze niż z USA szły do Kijowa z Unii Europejskiej. Pomoc UE dla Ukrainy w latach 2014-2018 wyniosła 3,5 mld dol., a Europejski Bank Odbudowy i Rozwoju w formie bezpośrednich inwestycji i kredytów przekazał dodatkowo 3,8 mld dol.

Patrząc zaś szerzej – zauważymy, że dla Zachodu jeszcze atrakcyjniejszym krajem do inwestowania niż Ukraina była Rosja. Jeśli zaś chodzi o Europę, to głównym inwestorem w Rosji były Niemcy. Po zapaści 2014 r. niemieckie koncerny, mimo gospodarczych ograniczeń, zaczęły odbudowywać swoją pozycję w Rosji. A ich roczne inwestycje zaczęły przekraczać 3 mld euro rocznie.

Wielki biznes, wielkie koncerny, były zafascynowane Rosją i możliwościami handlu. 140 mln konsumentów, bogactwa naturalne – to wszystko rozbudzało wyobraźnię. I kształtowało niemiecką politykę. Co interesujące – niemiecko-rosyjska wymiana handlowa była na poziomie wymiany niemiecko-węgierskiej. I była trzykrotnie niższa niż wymiana niemiecko-polska! Lecz te dane na niemieckich menedżerach nie robiły żadnego wrażenia. Liczył się miraż przyszłych interesów w Rosji.

Tymczasem ten miraż od kilku lat jest weryfikowany przez realia. Większość niemieckich firm, które inwestowały w Rosji, kończyła ze stratami. To powodowało, że zaczęły się wycofywać z niemieckiego rynku. W roku 2011 działało w Rosji 6300 firm z udziałem kapitału niemieckiego. W roku 2021 było ich już tylko 3651. I zapowiadano, że to nie koniec, że będą się wycofywać kolejne. Biznes wyliczał – płytki rynek, wysokie koszty działalności, niejasne przepisy, wszechobecna korupcja. A do tego doszły ostatnie posunięcia administracji.

Otóż jeszcze przed inwazją na Ukrainę, w grudniu 2021 r., prezydent Putin podpisał ustawę, na mocy której przebywający w Rosji cudzoziemcy mają być regularnie badani pod kątem zażywania narkotyków, chorób zakaźnych, takich jak HIV, kiła, gruźlica i koronawirus. Także dzieci powyżej szóstego roku życia oraz współmałżonkowie mają co trzy miesiące poddawać się badaniom, w tym „badaniom rentgenowskim z wysokim poziomem promieniowania.

Obowiązkowe są również rozmowy z psychologami”, podkreślał niemiecki portal RND. Dla zachodnich menedżerów pracujących w Moskwie i Petersburgu ustawa była szokiem. Zwłaszcza że musieli godzinami czekać na badania i wyniki. „Jest oczywiste, że jeszcze więcej firm spakuje manatki w 2022 r., jeśli wkrótce nie zostaną znalezione rozwiązania, które ustabilizują klimat biznesowy”, mówił Matthias Schepp, szef Niemiecko-Rosyjskiej Izby Handlu Zagranicznego.

Taki zresztą, jak mówili przedstawiciele biznesu, był zamysł Moskwy. Żeby zachodni menedżerowie nie chcieli pracować w Rosji i żeby ich stanowiska przejęli miejscowi. Ale to już jest przeszłość. Niemiecko-Rosyjska Izba Handlu Zagranicznego, która jeszcze 14 lutego 2022 r. promowała wielką kampanię lobbingową na rzecz rosyjsko-niemieckich kontaktów, ucichła. Za to mówi się coraz więcej o przyszłej odbudowie Ukrainy.

Nie miejmy złudzeń, kto ustawi się na czele kolejki tych, którzy dostaną najlepsze kontrakty. I jakie nazwiska w różnych radach dyrektorów będą się liczyć.

Więcej postów