Brak źródeł finansowania już na początku inwestycji był podstawową przyczyną porażki przy budowie elektrowni węglowej Ostrołęka C. Tak wynika z dokumentów NIK, które widział Onet. Wyłania się z nich obraz niegospodarności, niekompetencji i świadomego wręcz sabotowania całego procesu, co już przyniosło 1 mld 350 mln zł strat. Doprowadziły do tego decyzje państwowych spółek i lokalnych polityków PiS, którzy stworzyli sobie z tej inwestycji finansowe eldorado, trwające do dziś. Przedstawiamy kulisy tego nieudanego projektu.
Najwyższa Izba Kontroli ma gotowy raport z kontroli przeprowadzonych w trzech kluczowych spółkach, które odpowiadały za wybudowanie bloku węglowego Ostrołęka C o mocy 1000 MW. Byłaby to największa tego typu inwestycja w Europie o kluczowym znaczeniu dla bezpieczeństwa energetycznego Polski.
Akta z kontroli, które dotyczyły dwóch państwowych spółek – Enea SA i Energa SA – funkcjonujących w terminologii projektu inwestycyjnego jako tzw. sponsorzy, a także spółki celowej Elektrownia Ostrołęka sp. z o.o., liczą 39 tomów i obejmują ponad 15 tys. stron oraz nośniki elektroniczne.
Brak kompetencji, gigantyczne straty
Onet poznał główne dokumenty pokontrolne, wraz z zeznaniami kluczowych osób, na których spoczywa prawna odpowiedzialność za podjęte najważniejsze decyzje w procesie budowy elektrowni, które doprowadziły do straty oszacowanej przez NIK na co najmniej 1 mld 348 mln 904 tys. zł. Z ich lektury wyłania się obraz braku kompetencji i świadomego sabotowania całego procesu budowy, co w konsekwencji spowodowało upadek tego projektu.
Dokumenty i złożone zeznania ujawniają szereg patologicznych zjawisk związanych zarówno z samym procesem inwestycyjnym, jak i również w obszarze usług wspierających proces, a także wpływanie członków rządu RP na działanie organów spółek prawa handlowego.
Jednocześnie zgromadzony materiał ujawnia brak zaangażowania i właściwych reakcji przedstawicieli Skarbu Państwa na sygnalizowane od samego początku inwestycji problemy, w tym głównie natury finansowej, co miało decydujący wpływ na zamknięcie jednego z najważniejszych dla bezpieczeństwa kraju projektów.
Prace nad projektem budowy węglowego bloku energetycznego Ostrołęka C sięgają 2009 r. W listopadzie państwowy koncern Energa powołał spółkę do jego budowy, a dwa lata później ogłoszony został przetarg na wybór wykonawcy. Wówczas planowano, że Ostrołęka C będzie gotowa ok. 2016 r., kiedy prognozowano deficyt energii w Polsce. Pierwotnie, w fazie przygotowawczej, realizacja projektu została wstrzymana przez rząd PO-PSL, gdyż nie można było pozyskać wystarczającego finansowania z rynku, ze względu na spore wątpliwości dotyczące opłacalności całego przedsięwzięcia. Do tego doszło zaostrzenie polityki klimatycznej przez Unię Europejską, co jeszcze bardziej pogorszyło wskaźniki ekonomiczne inwestycji.
Duda: przerwanie tej inwestycji jest zbrodnią
Reaktywacja projektu nastąpiła po wygraniu wyborów parlamentarnych w 2015 r. przez Prawo i Sprawiedliwość, które w trakcie kampanii wyborczej uczyniło z Ostrołęki jeden z ważniejszych swoich bastionów. To właśnie to miasto wówczas odwiedzali najważniejsi politycy partii Jarosława Kaczyńskiego, z nim samym na czele.
Obietnice wznowienia budowy elektrowni węglowej w Ostrołęce, która miała być największym i najnowocześniejszym tego typu obiektem w Europie, składali wówczas choćby Beata Szydło czy ubiegający się o urząd prezydenta RP Andrzej Duda, który nazwał porzucenie tej inwestycji przez rząd PO „zbrodnią”.
– Jeśli zostanę wybrany na prezydenta, to natychmiast będę rozmawiał z rządem o budowie elektrowni węglowej w Ostrołęce. Przerwanie tej inwestycji jest zbrodnią – mówił w 2015 r. Andrzej Duda.
W zamyśle polityków PiS w Ostrołęce miała powstać historyczna wręcz inwestycja — „elektrownia na miarę naszych czasów”.
Ponowne uruchomienie projektu nastąpiło w czerwcu 2016 r., gdy władzę w Polsce sprawował już rząd PiS. Projekt ten najbardziej forsował ówczesny minister energii Krzysztof Tchórzewski, który przekonywał, że budowa dużego, stabilnego źródła wytwórczego w północno-wschodniej Polsce ma istotne znaczenie dla bezpieczeństwa energetycznego oraz rozwoju gospodarczego zarówno dla tego regionu, jak i dla całego państwa.
Prywatny folwark dla swoich
Problem w tym, że PiS, zamiast zatrudnić do przeprowadzenia tak ważnej inwestycji ekspertów, postanowił zrobić z niej swój prywatny folwark. Karty rozdawał Arkadiusz Czartoryski. Poseł na Sejm z PiS, były wiceminister spraw wewnętrznych i administracji oraz były prezydent Ostrołęki był swego rodzaju „kadrowym”, jeżeli chodzi o obsadzanie stanowisk. To z jego rekomendacji prezesem spółki Elektrownia Ostrołęka, powołanej do budowy bloku C, został w 2016 r. Edward S. Nie podajemy jego nazwiska, ponieważ obecnie ma on zarzuty korupcyjne.
Intratne zatrudnienie znaleźli także inni lokalni działacze, pojawiający się od lat w kręgu znajomych Czartoryskiego, którzy są obecnie na celowniku CBA i prokuratury. Osoby te dzięki wzajemnym powiązaniom stworzyły sobie finansowe eldorado, zarabiając na budowie elektrowni węglowej potężne pieniądze. I choć – na wielu z nich – w prokuraturze leży poważny materiał dowodowy, to ich sprawy ciągną się miesiącami, a „ostrołęccy bonzowie” wypuszczani są z aresztów śledczych.
Kluczowym – jak wynika z dokumentów NIK – zdarzeniem dla projektu było zawarcie 8 grudnia 2016 r. pomiędzy spółkami Energa SA, Enea SA i Elektrownia Ostrołęka sp.z.o.o. tzw. umowy inwestycyjnej. Zgodnie z jej postanowieniami udziałowcy spółki celowej (Energa SA i Enea SA – po 50 proc. udziałów w kapitale i głosach na zgromadzeniu wspólników – red.) mieli zapewnić finansowanie projektu w równych proporcjach z uwzględnieniem możliwych do pozyskania środków od inwestorów finansowych.
Tym samym w odniesieniu do projektu węglowego Ostrołęka C spółki te nie tylko pozostawały w relacji właścicielskiej względem spółki celowej, ale również były zaangażowane w pozyskiwanie środków na inwestycję czy udzielanie określonych zgód.
Z węgla na gaz. Demontaż projektu Ostrołęki
Latem 2018 r. zawarta została bardzo korzystna dla amerykańskiego konsorcjum GE Power i Alstom umowa na budowę węglowego bloku energetycznego o mocy 1000 MW, które wygrało przetarg o wartości ponad 6 mld zł. Przy czym zawarcie umowy nie oznaczało automatycznego rozpoczęcia budowy. Determinowane to miało być wydaniem tzw. polecenia rozpoczęcia prac (NTP – ang. Notice to Proceed), wymagającego również uchwały zgromadzenia wspólników spółki celowej, a tym samym zgody jej wspólników, czyli Energa SA i Enea SA. Wydanie polecenia rozpoczęcia prac generalnemu wykonawcy nastąpiło 28 grudnia 2018 r.
Faza budowy bloku energetycznego Ostrołęka C w technologii węglowej trwała do 14 lutego 2020 r., kiedy zapadła decyzja o zawieszeniu prac, które do tego momentu były realizowane zgodnie z harmonogramami.
2 czerwca 2020 r. Energa SA, Enea SA i PKN Orlen zawarły porozumienie wyrażające wolę zmiany technologii budowanego bloku energetycznego z węglowej na gazową. Od tego momentu rozpoczął się proces kosztownej rozbiórki elementów elektrowni węglowej oraz sprzedaży mienia, składającego się na projekt węglowy.
Symbolem zburzonych marzeń polityków Prawa i Sprawiedliwości o wielkiej elektrowni węglowej w Ostrołęce stał się demontaż na jej terenie fundamentów chłodni kominowej oraz dwóch ponadstumetrowych wież – pylonów – będących elementem wstrzymanej inwestycji w nowy blok węglowy.
Wnioski NIK. Luka na ponad 4 mld zł
Z dokumentów NIK, które widział Onet, wynika, że podstawową przyczyną niepowodzenia inwestycji Ostrołęka C w wariancie węglowym był brak źródeł finansowania, czego przejawem było wydanie generalnemu wykonawcy polecenia rozpoczęcia prac w momencie, w którym struktura finansowa projektu była nieaktualna i zakładała niemożliwe do uzyskania finansowanie zewnętrzne. Jak wynika z dokumentów pokontrolnych NIK, luka finansowa w momencie rozpoczęcia prac budowlanych wynosiła ponad 4 mld zł.
„Wydanie w takiej sytuacji w dniu 28 grudnia 2018 r. przez Zarząd Spółki Generalnemu Wykonawcy Polecenia Rozpoczęcia Prac było działaniem niegospodarnym, albowiem rozpoczęto budowę w warunkach wysokiego ryzyka jej niedokończenia. Ryzyko to się zmaterializowało, a inwestycja w blok energetyczny w wariancie węglowym nie została sfinalizowana” – czytamy w jednym z dokumentów pokontrolnych NIK.
„Pomimo nieustalenia i niewypracowania pomiędzy Sponsorami (tj. Energa SA i Enea SA) źródeł i form finansowania projektu oraz w sytuacji braku wiążącego rozstrzygnięcia ich własnego zaangażowania, rozpoczęto realizację prac, skutkujących obowiązkiem pokrywania kosztów i zapłaty wynagrodzenia za ich wykonanie. Wszystkie zaangażowane podmioty miały świadomość braku istnienia uzgodnionej struktury finansowania i problemów w jego pozyskaniu” – czytamy w innym miejscu raportu.
„Z wydatkowanych na powyższą inwestycję środków finansowych o łącznej wysokości 1 339 693 tys. zł. uwzględniając kwotę 242 069, 5 tys. zł wydatków szacowanych do rozliczenia Projektu węglowego tj. łącznie z kwoty 1 581 762,5 tys. zł. bezpowrotnie została utracona kwota ok. 1 348 904,5 tys. zł” – stwierdzają w oficjalnych dokumentach kontrolerzy NIK.
Energa i Enea straciły setki milionów złotych
Z raportu wynika także, że rozpoczęcie etapu budowy bloku energetycznego Ostrołęka C nie byłoby możliwe bez zgody Energa SA i Enea SA. Ich zewnętrznym przejawem było oddanie głosu przez przedstawicieli tych spółek na nadzwyczajnym zgromadzeniu wspólników Elektrowni Ostrołęka sp. z o.o. za wyrażeniem zgody na wydanie przez zarząd spółki celowej polecenia rozpoczęcia prac generalnemu wykonany.
„Zarząd Energa SA w momencie wyrażania zgody na wydanie NTP przez pełnomocnika miał pełną świadomość istnienia luki finansowej w projekcie. W momencie udzielania powyższej zgody w szczególności nie został uzgodniony pomiędzy Sponsorami model finansowy, a struktura finansowa, którą dysponowała Energa SA, była nieaktualna i zakładała niemożliwe do uzyskania finansowanie zewnętrzne, w tym od Funduszu Inwestycyjnego Zamkniętego Aktywów Niepublicznych Energa (FIZAN Energa) w kwocie 1 mld zł oraz od banków” – stwierdzają kontrolerzy NIK.
Dodają w innym miejscu, że promesy bankowe dla spółek zaangażowanych w projekt w dniu podejmowania decyzji o rozpoczęciu budowy były już nieaktualne, bowiem zdążyły wcześniej wygasnąć.
Z kolei zarząd Enea SA nie tylko miał świadomość występującej luki finansowej w budżecie projektu i swoich ograniczonych możliwości udziału w finansowaniu inwestycje, ale także występujących ryzyk związanych z zamknięciem finansowania w przyszłości. „Spółka podjęła decyzję o tak strategicznym znaczeniu, opierając się na deklaracjach i intencjach ewentualnych inwestorów, których w żaden sposób nie potwierdzono i nie udokumentowano” – czytamy w dokumentach.
W ocenie kontrolerów NIK działania te w rezultacie doprowadziły do olbrzymich niegospodarności także w samych spółkach. Jak czytamy, łączna kwota zaangażowanych przez Energa SA w inwestycję środków wyniosła ok. 659,4 mln zł, a w przypadku Enea SA – ok. 663 mln zł.
„Skarb Państwa przymuszał do realizacji tego projektu”
Onet dotarł także do korespondencji oraz zeznań najważniejszych osób zaangażowanych w proces budowy węglowej elektrowni Ostrołęka C.
Z dokumentów tych wyłania się obraz świadomego wręcz grania na zwłokę przez tzw. sponsorów oraz nacisków politycznych wywieranych na spółki prawa handlowego.
26 kwietnia 2019 r. do organów spółek Energa SA i Enea SA pismo skierował minister energii, w którym pisał wprost, że „zauważa niechętny stosunek obu zarządów do tej inwestycji i jako akcjonariusz większościowy bacznie obserwuje działania zarządów i rozliczenie tego zadania”.
Z kolei w zeznaniach jednego z członków zarządu Energa SA czytamy, że od samego początku „Skarb Państwa przymuszał do realizacji tego projektu”, a minister Tchórzewski „wiedział, że jest problem z domknięciem finansowania projektu”.
NIK obarcza odpowiedzialnością byłego ministra energii
Kontrolerzy NIK w dokumentach pokontrolnych wprost wskazują na ówczesnego ministra energii Krzysztofa Tchórzewskiego jako jednego z głównych odpowiedzialnych za fiasko budowy elektrowni Ostrołęka C. Jak piszą w raporcie, Tchórzewski w zasadzie nie dokonywał żadnych rozliczeń projektu, przerzucając odpowiedzialność na rady nadzorcze spółek.
Wniosek ten potwierdzają zaskakujące zeznania Tchórzewskiego, w których stwierdził, że nie przypomina sobie, aby wiedział o luce wynoszącej ponad 4 mld zł w finansowaniu projektu w momencie wydania polecenia rozpoczęcia budowy.
„Nie przypominam sobie, żebym o tym wiedział. Nawet gdybym wiedział, to z punktu widzenia energetycznego bezpieczeństwa państwa była to właściwa decyzja” – zeznał ówczesny minister energii.
„Miałem pełną świadomość, że sobie z finansowaniem poradzimy” – zeznał Tchórzewski w innym miejscu, wskazując także, że „wszystkie działania Energa i Enea w celu pozyskania finansowania, były, w mojej dzisiejszej ocenie, pozorowane”.
Tchórzewski, składając zeznania 6 maja 2021 r., stwierdził jeszcze jedną bardzo istotną rzecz, która zaprzecza wprost zapewnieniom polityków PiS, że ich flagowa inwestycja upadła przez proekologiczną politykę UE.
„Mogę stwierdzić, że gdybym był dalej Ministrem Energii, projekt węglowy byłby dalej realizowany. Zwracam uwagę, że Komisja Europejska nie wysuwała żądań w celu wstrzymania projektu węglowego. Nawet na bazie mojej wiedzy z dnia dzisiejszego, jako członka Komisja Energii, Klimatu i Aktywów Państwowych oraz Przewodniczącego Komisji Gospodarki i Rozwoju, mam przekonanie o potrzebie wybudowania tej elektrowni węglowej” – zeznał.
Tchórzewski w innym miejscu dodał: „Byłem przekonany, że ta inwestycja wyjdzie. I jestem dzisiaj przekonany, że zostałaby zrealizowana”.
O tym, że decyzja o wstrzymaniu budowy elektrowni węglowej i przejście na wariant gazowy miała charakter przede wszystkim polityczny, zeznają także inni świadkowie, zasiadający wówczas w zarządach spółek zaangażowanych w budowę Ostrołęki C.
Obajtek zamknął projekt gazowy w Ostrołęce
Dokumenty NIK wskazują wprost, że kluczowym momentem dla zmiany koncepcji budowy elektrowni w Ostrołęce z wariantu węglowego na gazowy jest przejęcie w grudniu 2019 r. Energa SA przez PKN Orlen, co doprowadziło do wydania polecenia zawieszania prac już na początku kolejnego roku. A następnie do porzucenia w czerwcu 2020 r. koncepcji budowy elektrowni węglowej na rzecz projektu gazowego.
Plany węglowej elektrowni w Ostrołęce przekreślił ostatecznie szef Orlenu Daniel Obajtek, który – jak pisała „Gazeta Wyborcza” – z góry uzależnił przejęcie Energi od rezygnacji z budowy w Ostrołęce elektrowni na węgiel i postawienia tam elektrowni opalanej gazem.
To ultimatum miał zaakceptować wicepremier Jacek Sasin, który w tym czasie właśnie przejął nadzór nad państwowymi spółkami energetycznymi, czyli zarówno nad Orlenem, jak i Energą. Obajtek, który przez rok był prezesem Energii, doskonale musiał zdawać sobie sprawę ze strat, jakie poniesie Energa, wycofując się z umowy na budowę zakładu w Ostrołęce.
Jak wskazują kontrolerzy NIK w dokumentach, w sytuacji braku porozumienia między spółkami i braku źródeł finansowania projektu inwestycyjnego decyzja o odstąpieniu od realizacji projektu węglowego stanowiła jedyne dostępne rozwiązanie. Choć, jak podkreślają, zmiana założeń inwestycji na tak zaawansowanym etapie realizacji stwarza poważne ryzyka związane z udziałem rynku mocy, gdyż elektrownia węglowa Ostrołęka C miała już od 2023 r. dostarczać energię na rynek.
Jak tłumaczył niepowodzenie węglowego projektu minister Sasin? – To jest raczej pomnik zmieniającej się bardzo szybko i w sposób niemożliwy do przewidzenia polityki klimatycznej Unii Europejskiej, bo w momencie, kiedy ta inwestycja była planowana, kiedy zaczęła się jej budowa, wydawało się, że elektrownia węglowa taka może powstać i może pracować – mówił Sasin, kiedy podczas wywiadu dla RMF FM został zapytany, czy ktoś poniesie polityczną odpowiedzialność za rozbiórkę bloku węglowego w Elektrowni Ostrołęka C.
Jak dodał, w międzyczasie w Komisji Europejskiej „zwyciężyły prądy takie, które mówiły o bardzo szybkim odchodzeniu od węgla”. – W konsekwencji nie było możliwości jej finansowania – stwierdził minister Sasin.
Komu zależało, by zatrzymać strategiczną inwestycję?
Z analizy dokumentów NIK, jak i zeznań kluczowych świadków, wynika wprost, że przy budowie elektrowni węglowej w Ostrołęce doszło do gigantycznej niegospodarności i wielu nieprawidłowości, o których świadomość mają od dawna państwowe instytucje, bo były informowane kolejnymi pismami o kłopotach m.in. z finansowaniem całej inwestycji. Ponadto nad kluczową dla bezpieczeństwa kraju inwestycją czuwały służby m.in. ABW i CBA, których funkcjonariusze pracujący na „podwójnych etatach” nadzorowali cały projekt, raportując o nieprawidłowościach.
Najważniejszym pytaniem w tej bezprecedensowej historii nie jest jednak to, kto i ile dorobił się na przerwanej nagle inwestycji, lecz dlaczego rząd, który sam mógł sfinansować całą budowę elektrowni w Ostrołęce, mając – wbrew oficjalnej narracji – wszelkie zgody z Komisji Europejskiej, nagle zdecydował o upadku projektu, który z założenia miał gwarantować bezpieczeństwo energetyczne Polski, co w kontekście obecnych problemów, wojny na Ukrainie i gigantycznych wzrostów cen energii nabiera zupełnie nowego znaczenia.