Premier Mateusz Morawiecki, odnosząc się do doniesień „Rzeczpospolitej”, de facto przyznał, że rząd planuje interwencje na rynku mieszkań. Nie pustostany, ale fundusze inwestycyjne mają być na jego celowniku. Zdaniem urzędników resortu rozwoju, którzy chcą pozostać anonimowi, problem funduszy jest jednak marginalny. Środowisko prawnicze od dawna zaś dyskutuje, czy nierówne traktowanie nabywców nieruchomości w polskim systemie prawnym powinno być dopuszczalne.
Kurs z wiatrem
Jeszcze w grudniu, podczas jednej z polskoładowych konferencji, wiceminister Piotr Uściński poinformował o zamiarze zajęcia się problemem pustostanów. W tym samym czasie dwa ministerstwa, tj. Ministerstwo Rozwoju i Technologii oraz Ministerstwo Finansów, rozpoczęły prace nad projektem stosownej ustawy. „Rzeczpospolita” potwierdziła ten fakt w obu ministerstwach. W tym samym czasie ten sam resort zdecydował, że nie będzie interwencji na rynku mieszkań budowanych dla funduszy inwestycyjnych. Przekonać go miały niepokoje, jakie te zapowiedzi wywołały w związku deweloperów. Pięć miesięcy później sam premier deklaruje zupełnie odwrotną konfigurację.
Pokerowe sprawdzam
– Sprawdzimy, jak jest naprawdę. Wiem, że przedstawiciele Lewicy zamierzają przygotować w tej sprawie interpelację – mówi nam Jan Zygmuntowski z Akademii Leona Koźmińskiego. – To nie jest szwedzki bufet, w którym albo zajmiemy się funduszami, albo pustostanami. Już przed wojną w Ukrainie mieliśmy ok. 2 mln brakujących mieszkań. Nie wiem, skąd bierze się poczucie, że powinniśmy zastosować tylko jedną politykę. Powinniśmy budować mieszkania komunalne i społeczne, ale także zająć się pustostanami i funduszami – oburza się Zygmuntowski.
Jak przypomina, w polskim systemie funkcjonuje mechanizm prawny tzw. społecznej agencji najmu, która może zdjąć z indywidualnych posiadaczy mieszkań problem zarządzania nimi. To podmiot współpracujący z gminą, który pośredniczy między właścicielami mieszkań na wynajem i osobami, którym dochody lub sytuacja życiowa utrudniają najem mieszkania w warunkach rynkowych. Tymczasem, jak mówi ekspert, pozwalamy własnym rynkiem najmu zarządzać zagranicznym firmom.
– To wygodne i PR-owskie dla rządu deklarowanie, że teraz będą się zajmowali złymi zagranicznymi funduszami. To brzmi lepiej niż podatki, które źle się kojarzą PiS – ocenia.
Nie tylko dla młodych
Dlaczego potrzebujemy opodatkować pustostany? Posiadanie kilku domów czy mieszkań, wynajęcie ich, niezależnie od tego, czy będą w dużych miastach czy na prowincji, zdaniem ekspertów wpłynie pozytywnie na sytuację na rynku mieszkaniowym.
– Gdyby ludzie, którzy mają wiele nieruchomości, zdecydowali się udostępnić je na rynku, albo sprzedać, to niezależnie od tego, czy to Warszawa czy Koluszki, powiększą tym dostępną bazę mieszkaniową. I dla młodych ludzi, których dziś nie jest stać na kredyt, i dla milionów Ukraińców, których obecnie gościmy w Polsce, byłaby to niezwykle cenna pomoc. Masa ludzi, którzy chcą wyjechać z miasta, ponieważ dzisiaj mogą pracować zdalnie, będzie miała atrakcyjną dla nich opcję mieszkaniową – komentuje ekspert Akademii Leona Koźmińskiego.
Jak to robią inni
Regulacja rynku nieruchomości w postaci podatku jest praktyką powszechną. Przy dobrze skonstruowanych przepisach może mieć również walor prorozwojowy.
We Francji w niektórych gminach obowiązuje podatek od niezamieszkanych nieruchomości (TLV/THLV). Dotyczy nieruchomości, które pozostawały niezamieszkane przez co najmniej rok. Jeżeli mieszkanie znajduje się w tzw. zone tendue (gminy charakteryzujące się znaczną nierównowagą między podażą a popytem na rynku mieszkaniowym), podlega podatkowi od pustostanów (TLV). Jeżeli nieruchomość nie znajduje się we wspomnianej strefie, podlega podatkowi mieszkaniowemu od pustostanów (THLV). Wartość podatku opera się na wartości czynszu, jaki może wygenerować w ciągu roku dana nieruchomość. Stosuje się stawkę w wysokości 12,5 proc. w pierwszym roku i 25 proc. w kolejnych latach.
Od 2023 r. podatek od niezamieszkanych nieruchomości zapłacą też mieszkańcy Toronto w Kanadzie. Wszyscy właściciele nieruchomości będą zobowiązani do samodzielnego deklarowania statusu swoich lokali Zapłacą podatek w wysokości 1 proc. od ich aktualnej oszacowanej wartości, jeżeli ta stała pusta ponad sześć miesięcy.