16 tys. zł – takie zarobki brutto otrzymuje obecnie Magdalena Słoma, dyrektor generalna, kierująca gabinetem marszałek Sejmu Elżbiety Witek z PiS. Z ustaleń „Rzeczpospolitej” wynika, że w ciągu kilku miesięcy dostała ona podwyżki sięgające w sumie 60 proc.
Jej pensja kształtowana jest na podstawie jednego z załączników do regulaminu wynagradzania pracowników Kancelarii Sejmu. Ustala on liczby, które następnie mnoży się przez kwotę bazową dla osób zajmujących kierownicze stanowiska państwowe. W 2009 roku, gdy marszałkiem Sejmu był Bronisław Komorowski, liczby te ustalono na poziomie 4,4 dla wynagrodzenia zasadniczego i 1,2 dla dodatku funkcyjnego, w sumie 5,6. Kwota bazowa wynosiła wówczas 1835,35 zł, co oznacza, że dyrektor generalny otrzymywał 10,3 tys. zł.
W 2011 roku kwota bazowa spadła do 1766,46 zł, zaś w 2017 roku wzrosła do 1789,42 zł i na tym poziomie utrzymuje się do dziś. Zmiany nie miały większego wpływu na pensję dyrektorów generalnych gabinetów kolejnych marszałków, którzy zarabiali około 10 tys. miesięcznie.
Pensja ostro w górę
Przełom nastąpił niespełna pół roku temu. 24 listopada 2021 roku szefowa Kancelarii Sejmu Agnieszka Kaczmarska podpisała aneks do regulaminu wynagradzania pracowników Kancelarii Sejmu, zgodnie z którym mnożnik wynagrodzenia zasadniczego wzrósł do 5,3, a dodatku funkcyjnego – do 1,3. Dyrektor generalna zaczęła zarabiać 11,8 tys. zł.
Kolejna podwyżka miała miejsce kilkanaście dni temu. 5 kwietnia szefowa Kancelarii Sejmu podpisała aneks do regulaminu ze wsteczną datą wejścia w życie od 1 marca, przewidujący wzrost mnożnika wynagrodzenia zasadniczego do 7,04, a dodatku funkcyjnego – do 1,92. Oznacza to, że Magdalena Słoma zaczęła zarabiać niemal dokładnie 16 tys. zł. Pod oboma ostatnimi aneksami podpis z adnotacją „akceptuję” złożyła marszałek Witek, zwierzchniczka dyrektor generalnej.
Kim jest Magdalena Słoma? To postać w świecie wielkiej polityki niemal anonimowa. Udało nam się ustalić, że do Kancelarii Sejmu przyszła z zewnątrz, co jest niepisaną tradycją na stanowisku dyrektora generalnego gabinetu marszałka. Informacji na jej temat nie udało nam się pozyskać od polityków z Legnicy, okręgu wyborczego Witek.
Niejasne powody
Powód tak znaczącej podwyżki? Na początku kwietnia spytaliśmy o to Centrum Informacyjne Sejmu, ale do dziś nie dostaliśmy odpowiedzi. Powodem mogła być chęć dorównania podwyżkom, jakie w lipcu ubiegłego roku dostali politycy na mocy rozporządzenia prezydenta Andrzeja Dudy. Ich pensje również ustala się na podstawie mnożników i kwoty bazowej dla osób zajmujących kierownicze stanowiska państwowe, a dzięki zmianom np. premier zaczął zarabiać 20,5 tys. zł zamiast 14,7 tys. zł, ministrowie 17,8 tys. zamiast 12,7 tys. zł, a posłowie i senatorowie 16,8 tys. zamiast 10,5 tys. zł.
– Przeforsowane przez PiS podwyżki dla polityków prawdopodobnie potraktowano jako pretekst – zgadza się senator KO Krzysztof Brejza, który w 2018 roku zasłynął ujawnieniem nagród otrzymanych przez członków rządu Beaty Szydło. – Jednak trudno nie oprzeć się wrażeniu, że w tym przypadku dobór osoby, której przyznano wyższą pensję, był uznaniowy – mówi.
Jego zdaniem podwyżka w wysokości 60 proc. jest szokująca, biorąc pod uwagę to, że zarobki w Kancelarii Sejmu od lat stoją w miejscu. Oscylują one wokół 10 tys. zł brutto, czyli około 7 tys. zł netto.
Podobna stagnacja jest w całej budżetówce. W jej przypadku kwoty bazowe zostały zamrożone w 2009 roku przez rząd Donalda Tuska i w ostatniej dekadzie odmrożono je tylko dwa razy. W obecnym roku budżetówka ma dostać podwyżki w wysokości 4,4 proc., jednak za pomocą zwiększenia funduszu wynagrodzeń. W praktyce oznacza to, że w niektórych urzędach zamiast podwyżek mogą pojawić się nowe etaty.
Zdaniem Krzysztofa Brejzy w Kancelarii Sejmu jest wielu doświadczonych pracowników, którzy zasługują na lepsze płace. – To np. legislatorzy, mający ogromny wpływ na jakość prawa stanowionego. Oni nie mogą jednak liczyć na podobne superpodwyżki, bo jak widać są tam równi i równiejsi – komentuje.