Polski wynalazek przeraził Rosjan i sieje popłoch wśród ich pilotów. Ten sprzęt chce mieć też armia USA

Blady strach padł na rosyjskich lotników. Każdy lot nad Ukrainą może dla nich zakończyć się śmiercią, a postrach wśród nich sieje wynalazek polskich techników. Opracowane i wyprodukowane w Polsce ręczne wyrzutnie przeciwlotnicze „Piorun” nie tylko zdały egzamin wojenny, ale okazały się najlepsze na świecie. Teraz chcą je kupić Amerykanie.

Wojna na Ukrainie jest kolejnym konfliktem zbrojnym, który udowodnił, że polskie wynalazki zbrojeniowe leżą na najwyższej światowej półce. Udowodniły to wyrzutnie przeciwlotnicze „Piorun”, które jeszcze w przed wybuchem konfliktu Polska przekazała Ukrainie.

Skuteczność polskiej broni przeciwlotniczej na światło dzienne wyszła po raz pierwszy w 2008 roku podczas wojny Rosji z Gruzją. Wówczas to Polska sprzedała Gruzinom 30 wyrzutni „Grom”. W trakcie kilkudniowych walk na ich konto zapisano zniszczenie nawet 9 rosyjskich samolotów i śmigłowców. Sukces spowodował, że polscy technicy zabrali się do wytężonej pracy. W 2010 roku MON zleciło rozpoczęcie prac nad następcą „Groma”. Tak na deskach kreślarskich narodził się „Piorun”.

– Za największe osiągnięcie z punktu widzenia polskiego przemysłu obronnego należy uznać opracowanie reprogramowalnej, cyfrowej, dwuspektralnej głowicy samonaprowadzania do Pioruna i fotodiody InSb (antymonek indu) PV pracującej w warunkach głębokiego schłodzenia – wyjaśnia „Faktowi” Andrzej Kiński, redaktor naczelny miesięcznika „Wojsko i Technika”

Dzięki temu głowica automatycznie wykrywa i śledzi cel lecący w dowolnym kierunku, zarówno na kursie spotkaniowym, jak i pościgowym. Wprowadzenie kolejnych udoskonaleń pozwala pociskowi trafiać w małe cele, jak na przykład drony. Doskonale radzi sobie nawet z pociskami manewrującymi, do których zaliczyć można groźne, rosyjskie Kalibry. A właśnie tą bronią Rosjanie od miesięcy starają się straszyć europejskie armie.

Polacy przyłożyli się też do innych elementów tej ręcznej, przeciwlotniczej wyrzutni

– Dzięki zastosowaniu nowych, specjalnie opracowanych elementów optoelektronicznych i metod detekcji uzyskano wielokrotnie zwiększoną zdolność wykrywalność celów. Zapewniło to ponad dwukrotne zwiększenie zasięgu wykrycia i efektywnego rażenia celu – wyjaśnia ekspert.

W ten sposób polski pocisk prześcignął światową konkurencję, mogąc trafiać w cel odległy nawet o 6,8 kilometra, lecący na wysokości od 10 do 4000 metrów. Rewolucyjny jest też polski celownik optyczny. Ten pozwala śledzić zbliżający się cel już z odległości 10 kilometrów, dając operatorowi wyrzutni niezbędny czas.

Zalety „Pioruna”, produkowanego przez polską firmę MESKO, doceniła nie tylko polska armia, która już w 2016 roku zamówiła w 1300 pocisków i 420 zestawów startowych. Uwagę na nie zwróciły także Stany Zjednoczone, bowiem ich wysłużone „Stingery” mają o wiele gorsze osiągi. „Piorunami” interesują się też inne armie państw NATO.

– Jeśli operator poprawnie przechwyci cel i odpali pocisk, przed Piorunem w zasadzie nie ma ucieczki. Skuteczność rażenia zestawu określana jest na ponad 90%. Piorun nie ma dziś na Zachodzie konkurencji – podsumowuje Andrzej Kiński.

FAKT.PL

Więcej postów