Resort obrony kupił tureckie drony za miliard bez przetargu

Resort obrony kupił tureckie drony

Najpierw ogłoszono zakup tureckich dronów Bayraktar TB-2 dla armii za ponad 1 mld zł, po czym minister Błaszczak zapowiedział, że z tureckim odpowiednikiem rozmawia już o kolejnych obszarach współpracy wojskowej. Eksperci nie mają wątpliwości, że zapadające właśnie w Ankarze decyzje będą niosły ze sobą długofalowe, negatywne skutki dla polskiego wojska, przemysłu i naszych relacji z NATO i USA.

Misje wojskowe w Iraku i Afganistanie odsłoniły spore braki w sprzęcie i wyposażeniu, z jakim resort obrony wysłał na te wojny polskich żołnierzy. Skomplikowane procedury przetargowe powodowały jednak, że nie tak łatwo można było kupić i wysłać na misje potrzebny wojsku sprzęt.

Dlatego Ministerstwo Obrony uprościło to, wprowadzając nową procedurę zakupową nazwaną pilną potrzebą operacyjną. Uruchamia się ją na wniosek dowódcy operacyjnego lub generalnego, gdy zachodzi „potrzeba natychmiastowego pozyskania sprzętu wojskowego bezpośrednio związana z wystąpieniem sytuacji kryzysowej”.

Czy polskie wojsko rusza na nową misję?

Nie wiadomo, czy w ciągu ostatnich miesięcy zaszła jakaś wyjątkowa sytuacja kryzysowa w polskim otoczeniu międzynarodowym, ale MON postanowił kupić cztery tureckie zestawy bezzałogowych systemów powietrznych Bayraktar TB2 właśnie w ramach pilnej potrzeby operacyjnej. Tym samym otworzył sobie furtkę, by nie organizować przetargu na ten sprzęt.

– Ten zakup jest dużym zaskoczeniem. Z jednej strony potrzebujemy takich rozwiązań jak systemy bezzałogowe, natomiast tryb i sposób ich pozyskania jest mocno zaskakujący – ocenia gen. Mirosław Różański, były dowódca generalny rodzajów sił zbrojnych, obecnie prezes Fundacji Bezpieczeństwa i Rozwoju Stratpoints.

– Tej klasy bezzłogowców poszukujemy od 2005 r., od czasów misji w Afganistanie. Było kilka podejść, lecz kupiono jedynie dwa zestawy dronów taktycznych dla wojsk specjalnych. Wojska lądowe nadal nic nie dostały – mówi ekspert z zakresu techniki wojskowej. – Zatem potrzeba była, ale żeby pilna? Nie wiem, jakie mogło być jej uzasadnienie. Rozumiałbym sens takich zakupów, gdyby nasze wojsko jechało na misję taką jak w Afganistanie, ale dziś nie bierzemy w takich udziału.

Gen. Tomasz Drewniak, były inspektor sił powietrznych, obecnie ekspert Fundacji Bezpieczeństwa i Rozwoju Stratpoints przypomina, że MON od lat prowadzi kilka programów, w ramach których chce pozyskać bezzałogowce. – Wojsko dokonało analizy potrzeb sił zbrojnych, określiło sposoby wykorzystania tego sprzętu, jego parametry m.in. pod kątem naszego położenia geograficznego, zagrożeń itp. I nagle MON kupuje zestawy, które się nie wpisują w te programy – podkreśla były dowódca sił powietrznych.

Kupujemy klocki, które do siebie nie pasują

Z naszych nieoficjalnych informacji wynika, że pomysł zakupu tureckich dronów w MON-ie pojawił się zaledwie kilka miesięcy temu. Wojskowi nie mieli wiele do powiedzenia w kwestii ich wyboru, ponieważ od początku był to zakup polityczny, lecz, jak twierdzą nasi rozmówcy, kilku oficerów z Inspektoratu Wsparcia Sił Zbrojnych z Bydgoszczy niedawno było w Ankarze, by uzgodnić szczegóły wojskowe tej transakcji.

Kontrakt został podpisany w poniedziałek podczas oficjalnej wizyty prezydenta Andrzej Dudy w Turcji. Resort obrony wieczorem poinformował, że w ramach podpisanego kontraktu armia dostanie cztery zestawy Bayraktar TB2. W skład każdego z nich wchodzi sześć uzbrojonych dronów. Pierwszy ma trafić do polskiej armii już w 2022 r. Całość zamówienia zaś zostanie zrealizowana do końca 2024 r.

Wartość jednego zestawu Bayraktar TB2 wynosi około 67 mln dol., zatem całość może wynieść ponad miliard złotych, ponieważ, jak informuje MON, umowa obejmuje również dostawę m.in. mobilnych stacji kontroli, radarów SAR, symulatorów oraz zapas części zamiennych, naprowadzanych laserowo kierowanych pocisków rakietowych typu MAM-L i MAM–C.

Dron ma 6,5 m długości oraz 12 m rozpiętości. Osiąga długotrwałość lotu do 27 godzin. Jego masa startowa to 650 kg, z czego około 150 kg ma stanowić ładunek, a maksymalna prędkość to około 220 km/godz. Ich zadaniem będzie wykonywanie misji rozpoznawczych, wywiadowczych i uderzeniowych, ponieważ są uzbrojone.

Problem w tym – jak zauważa gen. Różański – że cztery tureckie zestawy są jedynie częścią systemu, a nie systemem samym w sobie. – Nie posiadamy takiego, który będzie kontrolował pracę tych dronów pod względem zbierania informacji i ich przekazywania dalej. Ten zakup to kolejny przykład na to, że minister obrony narodowej zachowuje się jak klient w supermarkecie – mówi generał. Dodaje, że z oficjalnych przekazów nie dowiedzieliśmy się, czy Polska armia dostała kody źródłowe do tego sprzętu. – To kluczowa kwestia, ponieważ bez nich może się okazać, że drony owszem mamy, ale nie możemy ich użyć – podkreśla gen. Różański.

– Kody źródłowe owszem są bardzo ważne, jeśli ten turecki system ma być wpięty do systemu dowodzenia, a my go nie mamy. Niebawem zaś Amerykanie dostarczą nam Patrioty będące częścią programu obrony powietrznej „Wisła”. Sądzi pani, że Amerykanie pozwolą nam wpiąć turecki sprzęt do swojego systemu? Bardzo w to wątpię. Po tym jak Turcja zbliżyła się do Rosji, inne państwa sojuszu podchodzą do niej bardzo ostrożnie. A my za grube miliony kupujemy klocki, które do siebie nie pasują – uważa gen. Drewnik.

Co na to NATO i Stany Zjednoczone?

Zakup tureckich dronów jest kontrowersyjny, głównie jednak z powodu politycznego zbliżenia Turcji z Rosją. Szczególny niepokój w sojuszu wzbudził zakup przez Turcję rosyjskiego systemu obrony przeciwlotniczej i przeciwrakietowej S-400. Dodatkowo Kanada i USA nałożyły embargo na kluczowe komponenty zestawów Bayraktar TB-2, m.in. z powodu udziału tych maszyn w konflikcie zbrojnym w Górskim Karabachu.

– Czy my dziś robimy gwałtowny zwrot i obrażamy się na Stany Zjednoczone? Należy zdać sobie sprawę, że relacje Turcji z pozostałym państwami NATO są – delikatnie mówiąc – wymagające pewnej ostrożności. Pamiętajmy też, że Turcja blokowała decyzję szczytu NATO w 2019 r., który traktował o wzmocnieniu wschodniej flanki – przypomina były dowódca generalny i zaleca ostrożność w kontaktach politycznych z Turcją.

Również ekspert z zakresu techniki wojskowej, z którym rozmawiamy, nie ma wątpliwości, że zakup tureckich dronów należy rozpatrywać w aspektach politycznych. – Pojawia się chociażby kwestia tego, jak Amerykanie się odniosą do zakupu uzbrojenia przez Polskę w Turcji, czy to się nie odbije negatywnie na naszej współpracy wojskowej ze Stanami Zjednoczonymi. Myślę, że to może zostać źle odebrane, tym bardziej że wcześniej rozmawialiśmy ze Stanami o zakupach bezzałogowców – mówi.

Resort obrony jest jednak głuchy na takie sygnały. Minister obrony już zapowiedział, że z tureckim odpowiednikiem rozmawia o kolejnych obszarach możliwej współpracy wojskowej, w tym artylerii.

EDYTA ŻEMŁA, ONET

Więcej postów