„Ministerstwo Obrony Narodowej forsuje projekt ustawy, która nakaże dużym firmom uzyskiwanie zgód na niemal wszystkie kluczowe decyzje biznesowe” – informuje portal money.pl. Czy mamy do czynienia z pełzającą nacjonalizacją?
– To oburzające, wygląda jak powrót do słusznie minionych czasów – twierdzi adwokat Radosław Płonka, wspólnik w kancelarii Płonka Ozga i ekspert prawny BCC.
– Tworzy się przepisy na czas wojny, które mają być stosowane w czasie pokoju. Jedyna nadzieja w tym, że w Polsce obowiązuje wiele nierozsądnych regulacji i większości z nich po prostu nikt w praktyce nie stosuje – wskazuje Cezary Kaźmierczak, prezes Związku Przedsiębiorców i Pracodawców.
Mowa o skandalicznym projekcie ustawy o organizowaniu zadań na rzecz bezpieczeństwa i obronności państwa realizowanych przez przedsiębiorców i programie mobilizacji gospodarki. Autorem tego antywolnościowego tworu jest MON – ministerstwo Mariusza Błaszczaka.
Obawiać mogą się ci przedsiębiorcy, których działalność może zostać uznana za istotną pod kątem obronności kraju. Na pierwszy rzut oka na listę mogą trafić tylko ci przedsiębiorcy, którzy wyrażą na to zgodę.
W rzeczywistości jednak rządzący będą mogli dopisać do listy kogo chcą. „Bez wątpienia będą to przedsiębiorcy z branży wojskowej, firmy telekomunikacyjne, branża chemiczna i wiele innych” – czytamy na money.pl.
Artykuł 9. projektu zakłada, że przedsiębiorcy, którzy zostaną wpisani do wykazu będą musieli uzyskiwać zgodę na dokonanie istotnych czynności prawnych. Brak zgody np. na przeniesienie siedziby za granicę, sprzedaż lub rozebranie ważnej infrastruktury czy zaprzestanie określonej działalności, skutkować będzie „niewywołaniem skutków prawnych czynności prawnej”.
Mówiąc wprost: taki przedsiębiorca będzie musiał dostać od państwa zgodę na każdą istotną decyzję biznesową. Straci panowanie nad własnym biznesem.
Polska Izba Informatyki i Telekomunikacji już teraz alarmuje, że „przepis nieproporcjonalnie ingeruje w chronione konstytucyjnie wartości, jakimi są swoboda działalności gospodarczej oraz prawo własności”.
– To forma pełzającej nacjonalizacji. Politycy i wysoko postawieni urzędnicy będą musieli zgodzić się na sposób prowadzenia firmy przez przedsiębiorców, nawet gdy działalność prowadzona jest zgodnie z prawem. Kuriozum – twierdzi Radosław Płonka.
– To sposób na wszechobecny paraliż. Trudno sobie wyobrazić, by np. duża drukarnia czekała kilka miesięcy na decyzję w sprawie sprzedaży swojej linii produkcyjnej, którą chce wymienić – zauważa Cezary Kuźmierczak – prezes ZPP.
Na ten moment antywolnościowy pomysł MON jest tylko projektem. Miejmy nadzieję, że masowe protesty przedstawicieli różnych branż spowodują, że nigdy nie wejdzie on w życie.