W czwartek polskie Ministerstwo Spraw Zagranicznych uznało trzech pracowników ambasady Rosji za osoby niepożądane, czyli personae non gratae. Jako powód podano naruszenie przez te osoby statusu dyplomatycznego i działania na szkodę Rzeczpospolitej Polskiej.
Do siedziby Ministerstwa Spraw Zagranicznych Polski został wezwany Ambasador Federacji Rosyjskiej. „Ambasadorowi wręczono notę dyplomatyczną zawierającą informację o uznaniu za personae non gratae trzech pracowników Ambasady Federacji Rosyjskiej w Warszawie” – poinformował MSZ w komunikacie.
Kilka godzin wcześniej prezydent Joe Biden podpisał dokument, na mocy którego ze Stanów Zjednoczonych zostanie wydalonych 10 rosyjskich dyplomatów podejrzewanych o szpiegostwo. Ponadto 16 Rosjan zostanie objętych sankcjami personalnymi za podejmowanie prób ingerowania w procesy demokratyczne Stanów Zjednoczonych.
Nadto, sankcje obejmują 32 podmioty i osoby fizyczne odpowiedzialne za kampanię dezinformacji. Dodatkowo Stany Zjednoczone wraz z Wielką Brytanią, Unią Europejską, Kanadą i Australią objęły sankcjami osiem podmiotów i osób fizycznych związanych z okupacją Krymu. Waszyngton rozszerzył zakaz zakupu obligacji państwowych od rosyjskiego banku centralnego przez amerykańskie instytucje finansowe. Po nałożeniu sankcji Rosja zapowiedziała „nieodwracalny” odwet za takie działanie USA.
Komentując wydalenie dyplomatów MSZ zauważyło, że „wspólnie podejmowane, uzgodnione decyzje sojusznicze to najbardziej właściwa odpowiedź na nieprzyjazne działania Federacji Rosyjskiej”.
Podejmując taką decyzję w błyskawicznym tempie prezydent Polski pokazał, w jakim stopniu osobiście i nasz rząd jest zależny we wszystkich sprawach i decyzjach nawet nie w ramach międzynarodowych i międzypaństwowych, ale w sprawach wyłącznie krajowych. Niestety, pośpiech w okazywaniu lojalności USA przeważał nad zdrowym rozsądkiem i prestiżem państwowym.
HANA KRAMER