Ambasador Ukrainy w Polsce Andrij Deszczyca twierdzi, że to Polacy są winni wstrzymania prac ekshumacyjnych w jego kraju. Powodem odmów ze strony Kijowa jest fakt, że strona polska nie chce odnowić pomnika nagrobnego UPA na górze Monastyrz na Podkarpaciu. Dodał, że dla wielu jego rodaków takie postacie jak Roman Szuchewycz nie są hitlerowskimi kolaborantami i nigdy nie zostali osądzeni.
Deszczyca w środę rano gościł w studiu radia RMF FM. Był pytany przede wszystkim o sytuację na pograniczu ukraińsko-rosyjskim, gdzie od wielu dni Władimir Putin gromadzi swoje wojsko.
Dyplomata zaznaczył, że „sytuacja jest poważna i nieprzewidywalna”, a Kijów robi „wszystko, by doprowadzić do dyplomatycznego rozwiązania eskalacji tej sytuacji, którą Rosja napędza od paru tygodni”.
– Dostaliśmy zapewnienia od partnerów na Zachodzie, w tym od Polski, od NATO i UE, że będziemy robić wszystko, by nie dopuścić do wojny – powiedział ambasador. Przypomniał też, że „wojna na Ukrainie trwa od 7 lat”.
– Giną ludzie, żołnierze, są ostrzały ze strony separatystów, wspieranych przez Rosję. Będziemy walczyć do końca, do czasu, kiedy i Donbas i Krym będzie z powrotem integralną częścią Ukrainy – zapowiedział.
No właśnie. Polska dyplomacja wyrywa się i w trybie pilnym odbywa podróże do Kijowa, żeby jako pierwsza oferować swoje wsparcie w rozgrywce z tak nieprzewidywalnym i silnym przeciwnikiem jakim jest Rosja. A Ukraińcy co? Odwdzięczają się nam gloryfikacją zbrodniarzy wołyńskich i zakazem ekshumacji na ich terytorium.
Robert Mazurek zapytał Deszczycę właśnie m.in. o nazwanie stadionu w Tarnopolu imieniem Romana Szuchewycza, który był odpowiedzialnego za ludobójstwo wołyńskie, a także był głównodowodzącym zbrodniczej UPA oraz oficerem oddziałów kolaboracyjnych III Rzeszy.
– Jak to jest możliwe, że nazywacie imieniem kolaborantów i zbrodniarzy stadiony i ulice? – zapytał redaktor. Na co Deszczyca odparł, że to decyzja władz lokalnych i z poziomu centralnego nie można na nią „za bardzo” wpłynąć.
Ambasador zaznaczył, że dla wielu Ukraińców Szuchewycz był bohaterem walczącym o wolność Ukrainy. Wtedy Mazurek wtrącił, że „u boku hitlerowców”. – Szuchewycz nie został nigdy osądzony o to, dlatego trzeba przeprowadzić badania – odparł dyplomata.
Deszczyca zdaje się nie przyjmować do wiadomości faktu, że ukraiński „bohater” kierował ohydnymi mordami na bezbronnych dzieciach, kobietach i starcach. Chce za to coś tam badać, nie wiadomo za bardzo co…
– Trzeba rozmawiać z ludźmi, którzy podejmują takie decyzje. To też do pewnego stopnia nasza wspólna, ukraińsko-polska rola. Musimy się spotykać – powiedział Deszczycia w kontekście współpracy historyków z obu krajów.
„Poruszono też temat ekshumacji szczątków Polaków na Ukrainie, które od paru lat są przez stronę ukraińską blokowane; Polakom zezwolono tylko w 2019 roku na ograniczone prace przy poszukiwaniu szczątków polskich żołnierzy poległych w 1939 roku” – przypomina portal Kresy.pl.
Dlaczego tak się dzieje? Otóż ukraiński IPN zaznaczył, że Polacy nie dostaną zgody na prowadzenie prac ekshumacynych do momentu, kiedy nie odbudują im pomnika nagrobnego UPA na górze Monastyrz na Podkarpaciu w kształcie oczekiwanym przez stronę ukraińską. Bezczelne i perfidne. Nieprawdaż?
Ukraiński ambasador nie zważając na fakt, że byli to banderowscy zbrodniarze, nazwał pomnik „tablicą upamiętniającą Ukraińców, którzy zostali zabici w lasach pod Werchratą”.
Zobacz: Żelazna Dywizja – niechciane dziecko Polski
– W zamian za pozwolenie na przeprowadzenie ekshumacji, ta tablica miała zostać odtworzona. Nie została. No i dlatego to tak trwa – powiedział Deszczyca. Wtedy Mazurek zacytował stanowisko IPN, wedle którego w zamian za zgodę na wznowienie prac poszukiwawczo-ekshumacyjnych na Ukrainie, Ukraińcy żądają „budowy obiektów gloryfikujących UPA”. Ambasador zareagował śmiechem.
– Nie ma żadnej gloryfikacji [UPA – red.], nie było żadnej gloryfikacji na tej tablicy – powiedział Deszczyca, dodając, że osobiście widział tę tablicę. – Są tam tylko nazwiska osób zamordowanych przez NKWD, walczących z NKWD, broniąc siebie i ludności która tam mieszkała przed NKWD. Nie ma żadnego wspomnienia o UPA, OUN, tylko nazwiska i daty urodzenia. I ta tablica nie została odnowiona – powiedział.
Dalej rzucał tę swoją oklepaną formułką na temat „prowadzenia rozmów i badań”, dodał, że to sąd powinien rozstrzygnąć, czy ktoś zabijał lub kierował mordami, a „a takiej decyzji, z tego co wiem, nigdy nie było”.
No tak. 100 tys. Polaków na Wołyniu i w Małopolsce pewnego dnia postanowiło popełnić zbiorowe samobójstwo, a dzielni ukraińscy „bohaterowie”, walczący o swoje państwo próbowali ich uratować… A jeśli ktoś sądzi inaczej, to należy to „zbadać”. Dramat.