W obronie przeciwlotniczej powinniśmy brać przykład z Saudów

W obronie przeciwlotniczej powinniśmy brać przykład z Saudów

Arabia Saudyjska, od dłuższego czasu atakowana przez pociski balistyczne, rakiety i drony bojówek z Jemenu, stała się światowym liderem w przechwytywaniu pocisków balistycznych i innych środków napadu powietrznego. Niektóre wnioski są interesujące dla budowy Tarczy Przeciwlotniczej RP.

– Osiągnięcia Królewskich Saudyjskich Sił Obrony Powietrznej (RSADF) są imponujące. RSADF jest obecnie światowym liderem w przechwytywaniu balistycznych pocisków rakietowych – powiedział Breaking Defense profesor David DesRoches z Centrum Studiów Strategicznych Obrony Narodowej na Bliskim Wschodzie i Południowej Azji.

Podkreślił, że wszystkie rakiety balistyczne Huti zostały przechwycone. Nie ma dowodów na to, że jakikolwiek pocisk balistyczny trafił w cel w głębi Arabii Saudyjskiej. – To niesamowite osiągnięcie – ocenił amerykański ekspert.

W Jemenie od 2015 r. trwa wojna domowa między siłami międzynarodowej koalicji pod przywództwem Arabii Saudyjskiej a bojówkami Huti wspieranymi militarnie przez Iran, które przejęły kontrolę nad dużą częścią kraju.

Aby zmusić królestwo Saudów do wystąpienia z koalicji, bojówkarze wystrzeliwują w Arabię Saudyjską zdumiewająco dużą liczbę rakiet oraz dronów kamikaze. RSADF, reagując na wciąż nowe wyzwania, coraz lepiej odpiera te ataki, przechwytując większość nadlatujących pocisków.

Uzbrojeni po zęby

– Koalicja zniszczyła większość z 350 pocisków balistycznych i 550 ładunków wybuchowych przenoszonych przez drony, wystrzelonych przez Huti. Żaden kraj na świecie nie byłby w stanie stawić czoła tym dronom tak skutecznie jak Arabia Saudyjska – chwalił efektywność obrony płk Turki al-Malki, rzecznik koalicji arabskiej.

Głównym elementem saudyjskiej obrony przeciwlotniczej są zestawy rakietowe średniego zasięgu Patriot z pociskami PAC-3, których mają 108.

Siły Powietrzne Arabii Saudyjskiej mają też na uzbrojeniu amerykańskie zestawy rakietowe średniego zasięgu Hawk (108 zestawów) oraz 181 systemów przeciwlotniczych krótkiego zasięgu Crotale i Shahine, francuskiej firmy Thales.

Według danych Military Balance z 2018 r. Saudowie mają też na uzbrojeniu 942 samobieżnych i 128 holowanych dział przeciwlotniczych, a także przenośne zestawy rakietowe Stinger.

Niszczycielski atak roju dronów

Królewskie Siły Powietrzne Arabii jako jedyne na Bliskim Wschodzie mają również 5 samolotów AWACS E-3, które wraz z dwoma samolotami SAAB-2000 Erieye zapewniają zdolność wczesnego ostrzegania, która w zwalczaniu dronów jest kluczowa.

Ze zwalczaniem rakiet balistycznych RSADF radzą sobie dobrze od 2003 r. – skutecznie zwalczały pociski balistyczne wystrzeliwane z Iraku, a od 2015 r. z Jemenu.

W 2019 r. doszło jednak do niszczycielskiego ataku roju dronów i rakiet manewrujących na rafinerię Abqaiq i pola naftowe Khurais, który ujawnił nowe wyzwanie dla powietrznej obrony infrastruktury krytycznej przed nowym rodzajem środków napadu powietrznego, jakim są roje dronów.

Według Pentagonu do ataku na rafinerie użyto 13 irańskich pocisków manewrujących oraz 20 dronów kamikaze. Zniszczenia spowodowały, że produkcja ropy w Arabii Saudyjskiej zmniejszyła się czasowo o 50 proc.

Jak konstruować tarczę przeciwlotniczą?

Warto przypomnieć wnioski z tej akcji, które są interesujące dla budowanej przez Polskę Tarczy Przeciwlotniczej RP. Kupiliśmy od Amerykanów takie same systemy Patriot z pociskami PAC-3 i radarami. Jednak w odpieraniu ataku na rafinerię to nie Patrioty odgrywały zasadniczą rolę.

System obrony przeciwlotniczej Arabii Saudyjskiej doskonalono przez trzy dekady, głównie z myślą o obronie przed pociskami balistycznymi przeciwnika, wystrzeliwanymi w konflikcie na dużą skalę.

Iran pokazał jednak, że system ma luki. Patrioty do wykrywania celów oraz naprowadzania rakiet wykorzystują radary sektorowe. Widzą cel jedynie w wycinku obserwowanego obszaru.

Dlatego skierowane były na południe, na Jemen, skąd nadlatywały. Tymczasem atak na rafinerię nastąpił z północnego zachodu, przez co drony i rakiety omijały sektory kontrolowane przez stacje radarowe.

Dwie baterie nie ochronią Polski

Przypomnijmy, że Polska w pierwszej fazie programu przeciwlotniczego krótkiego zasięgu Wisła kupiła dwie baterie Patriotów, czyli 16 wyrzutni wraz z 208 pociskami PAC-3. Mamy je dostać w 2022 r., a zdolność bojową osiągną na przełomie lat 2023/2024.

Wraz z nimi dostaniemy też 4 radary sektorowe. Dopiero w drugiej fazie Wisły, wraz z kolejnymi sześcioma bateriami Patriotów, chcemy kupić amerykańskie radary dookólne, pozwalające na wykrywanie celów nadlatujących z każdej strony.

Problem w tym, że nisko lecące pociski i drony okazują się trudno wykrywalne także dla innych radarów. Krzywizna Ziemi, w odniesieniu do celów niskolecących „skraca” horyzont radiolokacyjny do ok. 40 km.

Do tego niewielkie bezzałogowce wykorzystują zakłócenia radarowe powodowane przez odbicia od przeszkód terenowych. Co więcej, analitycy wojskowi podkreślają, że do wykrywania tego rodzaju zagrożeń nie wystarczy jeden radar – nawet dookólny.

Koszty dla nas są ważne

Nawet jeśli cel zostanie wykryty w odległości ok. 40 km, obsługi środków przeciwlotniczych mają niewiele czasu na zorganizowanie obrony. Aby była ona skuteczna, identyfikować i śledzić cele powinny trzy radary.

To wiąże się z kosztami, co dla bogatych Saudów nie ma to dużego znaczenia. Saudyjski pocisk Patriot kosztuje około 4,3 mln dolarów. Do celu wystrzeliwują co najmniej dwa takie pociski. Irański pocisk kosztuje ułamek tej kwoty.

Jak na razie nie mamy Patriotów, wciąż nie wiadomo, co z II fazą umowy na Wisłę. Budowa systemu przeciwlotniczego krótkiego zasięgu Narew, który część analityków uznaje nawet ważniejszy niż Wisła, też się ślimaczy.

Nie mamy też radarów umieszczonych w powietrzu np. na samolotach AWACS czy dronach, bez których nisko lecące cele są trudne do wykrycia. Mamy za to radary Bystra o zasięgu 80 km, produkowane w PIT-Radwar, mogące z powodzeniem wykrywać takie cele, a także stacje radarowe bliskiego zasięgu Soła.

Jak możemy zwalczać drony

Armia dysponuje też środkami ogniowymi do niszczenia celów lecących bardzo nisko, jak zestawy rakietowe Grom czy Piorun produkowane przez spółki Mesko i Telesystem-Mesko, które niszczą cele na wysokościach do 3,5 km z odległości do 5,5 km. Są też nieporównywalnie tańsze.

Na uzbrojeniu armii są też samobieżne rakietowe zestawy przeciwlotnicze bardzo krótkiego zasięgu Poprad. W 2021 r. wojsko ma mieć 77 takich zestawów.

Są też mobilne zestawy przeciwlotnicze Kusza oraz zmodernizowane zestawy artyleryjsko-rakietowe ZUR-23, które obok dwóch działek 23 mm, mają też dwie rakiety Grom lub Piorun.

Dwie takie jednostki ogniowe wraz ze stanowiskiem dowodzenia oraz stacją radiolokacyjną Soła na podwoziu Żubra-R tworzą baterię przeciwlotniczego systemu rakietowo-artyleryjski (PSR-A) Pilica. Do 2022 r. wojsko ma dostać sześć takich baterii.

Propozycje kompleksowego systemu

W systemie bardzo krótkiego zasięgu VSHORAD przydałyby się też mobilne 35 mm automatyczne armatki przeciwlotnicze z PIT-Radwar. Firma przygotowała propozycje kompleksowego systemu obrony powietrznej bardzo krótkiego zasięgu, który pozwoliłby skutecznie niszczyć cele powietrzne, także bezzałogowce.

W systemie tym baterie Pilica uzupełnione byłyby armatami 35 mm z amunicją programowalną, w wersji ciągnionej lub mobilnej oraz zintegrowanymi systemami antydronowymi. Koncepcja bazuje na zestawach rakietowych Poprad, radarach Soła i Bystra oraz wozach dowodzenia i kierowania ogniem WD-35 i WG-35, zakupionych przez wojsko.

Najniższe piętro Tarczy Przeciwlotniczej Polski jest też w budowie. Można się zastanawiać, czy tempo prac jest wystarczające w stosunku do potrzeb wynikających ze współczesnych zagrożeń i czy plany zakupu Popradów, Piorunów czy polskich radarów są wystarczająco duże.

Najważniejsze – wszystkie piętra razem

Walka Arabii Saudyjskiej z rakietami i dronami przypomina, jak ważne jest, aby poszczególne piętra obrony powietrznej wprzęgnięte były w jeden centralnie zarządzany system dowodzenia i zarządzania.

Wisła, Narew oraz system obrony powietrznej bardzo krótkiego zasięgu, kompatybilne ze sobą, muszą  być włączone w jeden sprawny system obrony przeciwlotniczej.

Takiego systemu nie mamy. Amerykański system zarządzania obroną powietrzną IBCS otrzymamy wraz z pierwszymi bateriami Patriota. Mówi się o wykorzystaniu systemu IBCS również w Narwi, co nie jest na rękę PGZ, która optuje za polskimi rozwiązaniami dowodzenia i zarządzania walką w tym programie.

Korelacji wszystkich pięter obrony zabrakło podczas ataku na saudyjską rafinerię. Kiedy środki obrony przeciwlotniczej na jej najniższym piętrze, które najlepiej nadają się w walce z tego typu celami, osiągnęły gotowość do walki, drony dawno przeleciały.

Trudno się oprzeć wrażeniu, że jak dotąd budujemy naszą tarczę, a raczej jej zręby, trochę chaotycznie, na wyrywki. Przed polską obroną przeciwlotniczą wciąż jeszcze moc zadań.

WNP.PL

Więcej postów