Co oznacza dla Polski fakt, że Joe Biden jest od dziś 46. prezydentem USA? Nic rewolucyjnego. Ogólny kierunek polityki zagranicznej USA się nie zmieni. Zmienią się jednak pewne niuanse. Dla Polski niekoniecznie będzie to problem, ale dla PiS już tak.
W tym temacie trudno jednak o konkrety. Problem w tym, że polityka zagraniczna jest obecnie na marginesie w amerykańskiej debacie politycznej. Tym bardziej nie pojawia się w niej konkretnie Polska. Amerykanie mają teraz na głowie wiele ważniejszych spraw. Wewnętrzne podziały, pandemia, kryzys gospodarczy… Gdzieś tam w tle pojawią się może Chiny, Rosja i ogólnie podejście do sojuszników na świecie.
„Bidenski”, czyli słowa, które nie kosztują
Ze skąpych oficjalnych deklaracji składanych podczas kampanii wyborczej, oraz doboru współpracowników, można jednak wysnuć ogólne wnioski na temat kierunku polityki zagranicznej administracji Bidena. Nie należy się spodziewać rewolucji. Chiny i Rosja pozostaną rywalami. Europa, w tym Polska, to nadal sojusznicy. Ogólny kurs zostanie zachowany. Podobnie jak pod rządami Trumpa. Polityka zagraniczna mocarstwa to coś więcej niż pragnienia jednego prezydenta.
Jeśli chodzi konkretnie o Polskę, to jeszcze przed wyborami jeden z doradców kampanii Bidena, Michael Carpenter, prowadził akcję promocyjną skierowaną do Polaków i amerykańskiej Polonii. Udzielił kilku wywiadów, w których przekonywał, że Biden „zawsze był jednym z adwokatów zwiększania bezpieczeństwa Polski” (wywiad dla PAP) i że żywo się interesował sprawami Polski po tym, jak został wyznaczony przez Baracka Obamę do zajęcia się kryzysem na Ukrainie w 2014 roku.
W wywiadzie dla TVN24 Stephen Mull, ambasador USA w Polsce za czasów administracji Obamy, przekonywał wręcz o wyjątkowym zainteresowaniu Bidena Polską, jej bezpieczeństwem i historią. – Żartował, że był on tak zakochany w Polsce, że w jego rodzinie mówili, że jego nazwisko powinno brzmieć „Bidenski” – twierdził dyplomata.
Trzeba jednak pamiętać, że to tylko słowa, które nic nie kosztują i do niczego nie zobowiązują. Biden będzie miał od pierwszego dnia ogrom obowiązków w kraju. Jest wątpliwe, aby sam miał czas zajmować się poważniej polityką zagraniczną. Na bieżąco zajmą się tym jego współpracownicy i doradcy. Mają podobną wizję świata do szefa, ale nawet jeśli on ma jakiekolwiek pozytywne myśli na temat Polski, to oni nie muszą. Tym bardziej, że pozytywne myśli, uśmiechy i deklaracje o „specjalnym sojuszu” to jedno. Realne decyzje to drugie.
Ogólnie bez rewolucji
Konkretnie dla Polski oznacza to tyle, że amerykańskie wojsko zostanie gdzie jest. Tym bardziej, że pierwotna decyzja o ich rozmieszczeniu sięga jeszcze czasów administracji Obamy, czyli Biden się do niej przyłożył. Może się nawet zmienić coś na plus. Jest bowiem możliwe, że administracja Bidena zatrzyma kontrowersyjną decyzję Trumpa o wycofaniu znacznych sił USA z Niemiec. Ich obecność za naszą zachodnią granicą istotnie wpływa na nasze bezpieczeństwo.
Korzystne dla Polski będzie ogólne zwiększenie znaczenia NATO i większa przewidywalność USA w kontekście obecności wojskowej w Europie. Trump wielokrotnie krytykował sojusz, preferując dwustronne kontakty z poszczególnymi członkami i forsując czasem zaskakujące pomysły, takie jak nagła znaczna redukcja sił wojska w Niemczech. Osłabiało to jeden z filarów bezpieczeństwa Polski i wzmacniało dążenie niektórych państw UE do prób budowania bezpieczeństwa Europy bez USA. Te pomysły nie znikną, zwłaszcza w Paryżu, ale determinacja w dążeniu do ich realizacji może osłabnąć.
Kolejna próba resetu w relacjach USA z Rosją raczej nie wchodzi w rachubę. Rok 2014 i agresja na Ukrainę wiele zmieniły. Podobnie jak ingerencja Rosji w wybory w USA w 2016 roku. Ze strony Bidena i jego ludzi padają deklaracje o podtrzymaniu polityki sankcji i sprawianiu, aby „Moskwa płaciła za swoje postępowanie”. Nie ma się jednak co spodziewać zaostrzenia kursu. Z jednej strony Rosja to rywal i problem, ale z drugiej strony zgodnie z tradycyjnym podejściem do dyplomacji, pożądane jest pozostawienie otwartych różnych opcji. Tym bardziej, że Rosjanie są administracji Bidena potrzebni do przedłużenia umowy o redukcji arsenałów jądrowych Nowy START (wygasa 15 dni po przejęciu władzy przez Bidena), oraz być może renegocjacji i odnowienia niektórych umów rozbrojeniowych zerwanych przez administrację Trumpa.
Z polskiego punktu widzenia największy niepokój może wzbudzać podejście administracji Bidena do kwestii gazociągu Nord Stream 2. Negatywnie nastawiony do Niemiec Trump nie miał problemu z doprowadzeniem do objęcia karami niemieckich firm zaangażowanych w tą inwestycję. Dopiero to faktycznie ją zamroziło. Współpracownicy Bidena dotychczas kilka razy podkreślali, że Nord Stream 2 to błąd i są mu przeciwni, jednak nie padły konkretne deklaracje. Nie jest wykluczone, że sankcje zostaną poświęcone na ołtarzu poprawy relacji z Niemcami.
Dla PiS trudniejsze czasy
Dla Polski nie będzie więc radykalnych zmian. Może się jednak zmienić atmosfera dla PiS. Trump był dla partii Jarosława Kaczyńskiego ideowym sojusznikiem. Biden to coś przeciwnego. Widać to choćby po reakcjach polskiego obozu rządzącego na zwycięstwo demokraty, które są delikatnie rzecz biorąc oziębłe. Niektórzy byli członkowie rządu PiS, jak Witold Waszczykowski, nadal utrzymują, że wybory w USA nie były w pełni uczciwe.
Biden wielokrotnie podkreślał swoje przywiązanie do takich koncepcji jak praworządność, demokracja czy prawa mniejszości seksualnych. Dla niego NATO to nie tylko sojusz czysto militarny, ale też sojusz państw dzielących pewien zestaw szeroko rozumianych „zachodnich” wartości, takich jak demokracja, rządy prawa, wolność słowa i prawa człowieka. Podczas kampanii zdarzyło mu się nawet przyrównać Polskę do Białorusi, w kontekście erozji demokracji w niektórych państwach Europy Środkowej i Wschodniej.
Atmosfera w relacjach może się więc zmienić. Przychylność Amerykanów do inicjatyw rządu w Warszawie będzie mniejsza. Zawiodą się jednak ci, którzy liczą na jakieś otwarte bezpośrednie uderzenie administracji Bidena w polski rząd, czy silne naciski na rzecz zmiany jego polityki. Można się raczej spodziewać działań subtelnych, za kulisami czy w postaci stonowanych wypowiedzi dyplomatów. Nawet za rządów Trumpa, ambasadorka USA w Polsce Georgette Mosbacher, nie miała problemu z oficjalnym wyrażaniem niezadowolenia z pewnych działań polskiego rządu. Pod kierownictwem Bidena Amerykanie najpewniej nie zmienią istotnie metod działania.
Biden i jego administracja będą mieli też niemal na pewno inne spojrzenie na kwestie zmiany klimatu i transformacji energetycznej. Polska pod rządami PiS została jednym z europejskich hamulcowych w tej kwestii, ze względu na przywiązanie do energetyki węglowej i przemysłu wydobywczego. Biden deklaruje natomiast, że jego zamiarem jest przyśpieszenie transformacji energetycznej USA i powrót do globalnych działań na rzecz ograniczania zmian klimatycznych.
W relacjach Polski z USA nadchodzą więc bardziej skomplikowane czasy. Ogólna wspólnota interesów pozostaje. Podobnie ogólne spojrzenie na bezpieczeństwo całego regionu. Pojawi się jednak istotna różnica ideologiczna pomiędzy Warszawą a Waszyngtonem. Kluczowa będzie zdolność do wzniesienia się ponad nią.