Naszych podcastów możesz posłuchać na aplikacji Audioteki – Lecton , a także na Soundcloud , Spotify , iTunes oraz na audio.onet.pl .
Prezydent Andrzej Duda postanowił się uaktywnić. W minionym tygodniu Duda zawetował ustawę o działach administracji. Ustawa ta zakłada między innymi przekazanie Lasów Państwowych z Ministerstwa Środowiska pod nadzór resortu rolnictwa. To, jak twierdzi prezydent, stanowiło główny powód weta. Ale tak naprawdę ważniejsze jest co innego: ustawa ta organizuje rząd na nowo po rekonstrukcji.
Prezydent tym wetem próbuje więc zaznaczyć swoją obecność po miesiącach niebytu, przy okazji utrudniając życie rządowi. Ta decyzja razem z kilkoma innymi działaniami Dudy łączy się w jedną całość — prezydent próbuje się uwolnić spod kurateli prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego. Kiedy PiS zaproponowało Piotra Wawrzyka jako kandydata na Rzecznika Praw Obywatelskich, Duda odbił piłeczkę i zaproponował Jana Marię Rokitę , wiedząc, że nie ma na to żadnych szans. Ale prezydentowi chodziło nie o wybór Rokity, tylko o prosty sygnał: Wawrzyk nie jest dobrym kandydatem. Jednocześnie Andrzej Duda zaczął grać na środowiska, które są krytyczne wobec prezesa Kaczyńskiego i premiera Mateusza Morawieckiego.
Nie przypadkiem jego propozycję dotyczącą kandydata na RPO poparli ludzie Zbigniewa Ziobry — bo właśnie z Ziobrą i byłą premier Beatą Szydło jest ostatnio Dudzie najbardziej po drodze.
Widać to także po zmianach w Pałacu Prezydenckim. Duda zmarginalizował głównego intryganta w swoim środowisku, Krzysztofa Szczerskiego. W jego miejsce szefem gabinetu prezydenta został Paweł Szrot, który jest człowiekiem Szydło. Zakończyła się też najkrótsza i najbardziej zdumiewająca kariera u boku Dudy — raptem po pół roku z doradzania prezydentowi zrezygnowała jego córka. Jakie będą konsekwencje wszystkich tych decyzji? Czy Duda i Kaczyński zaczną ze sobą rozmawiać — bo dziś nie rozmawiają? I kto domaga się od prezesa, by nie traktował Dudy jak „ciamajdy”?
Wałbrzych to bardzo specyficzne miejsce na mapie Polski. W tym mieście, działacze partyjni rozmaitych formacji od lat biorą się za gęby w wewnętrznych wojenkach. Kupują głosy, szantażują i nagrywają — robią wszystko, by się wykończyć. Niemal dokładnie 10 lat temu struktury w Wałbrzychu rozwiązała Platforma Obywatelska, ponieważ dochodziło tam do kupowania głosów w wyborach samorządowych. Tym razem okazało się, Wałbrzych uderzył w PiS. Przez lata najważniejszym politykiem PiS w Wałbrzychu była Anna Zalewska. Sytuacja uległa zmianie, gdy PiS doszło do władzy w 2015 r. Zalewska została ministrem edukacji i przestała doglądać swego wałbrzyskiego ogródka.
Wykorzystał to młody ambitny harcerz z bujną grzywką — Michał Dworczyk, który zaczął rozbudowywać wpływy w regionie wałbrzyskim. Korzystał z silnej pozycji ówczesnego szefa MON Antoniego Macierewicza, którego znał od lat i dzięki któremu został wiceministrem obrony. Zalewska powoli słabła, a Dworczyk rósł w siłę. W 2018 r., przy okazji rekonstrukcji rządu, zapomniał o swoim patronie, odwoływanym Antonim Macierewiczu.
Za nowego opiekuna wybrał sobie świeżo upieczonego premiera Mateusza Morawieckiego. Dziś Dworczyk jest główną twarzą walki z pandemią i Narodowego Programu Szczepień, wcześniej — bez wielkiego sukcesu — tworzył szpital na Stadionie Narodowym. Anna Zalewska natomiast została europosłanką, wyjechała do Brukseli i niemal całkowicie straciła wpływy. Dworczyk postanowił wykorzystać tę okazję i próbował przeciągnąć wałbrzyskich ludzi Zalewskiej na swoją stronę.
Starzy wyjadacze z Dolnego Śląska postawili jednak opór, a jeden z nich nagrał szantaż ze strony ludzi Dworczyka. Krótko mówiąc, ludzie Anny Zalewskiej nagrali ludzi Michała Dworczyka na korupcji politycznej. W tle jest też erotyczno-polityczny donos, który trafił do prezesa PiS. Po prostu PiS donosami stoi, a Kaczyńskiemu jest to na rękę, ponieważ im więcej informacji ma na swoich ludzi, tym łatwiej jest mu nimi kierować.
Zjednoczona Prawica, przejmując władzę w 2015 r., na sztandarach niosła hasła oczyszczenia polskiego sądownictwa. W ramach zmian w wymiarze sprawiedliwości, PiS przejął Krajową Radę Sądownictwa, która nominuje i awansuje sędziów. Miały się w niej znaleźć nieskazitelne autorytety, które zmienią oblicze polskiego sądownictwa. Niestety, autorytety PiS upadły w pandemii — okazało się, że najbardziej interesuje je napchana sakiewka.
Otóż, w pandemii okazało się, że drastycznie wzrosła liczba zdalnie organizowanych komisji roboczych KRS. Praca, nie dość, że wykonywana z domu, to dodatkowo odbywała się w dni, w których KRS nie ma posiedzeń. A za to płynęły diety.
Najbardziej zajętą okazała się komisja ds. danych osobowych. Kieruje nią największy gwiazdor KRS, sędzia Maciej Nawacki. Zasłynął z tego, że dostał się do KRS tylko dlatego, że sam sobie podpisał listę poparcia, inaczej zabrakłoby mu głosów. Teraz okazało się, że jest także przedsiębiorczy w kwestiach diet — zainkasował 22 tys. 241 złotych w niespełna pół roku.
Sprawa dotarła do przewodniczącego KRS Leszka Mazura, który zrozumiał, że skończy rok z dziurą w budżecie. Sędzia Mazur wprowadził więc obowiązek organizowania posiedzeń komisji wyłącznie w dniach, w którym spotyka się cały KRS — w tej sytuacji Nawacki i jego ferajna przestali dostawać dodatkowe diety. Co się okazało? Ano nagle komisje przestały się spotykać, dane osobowe w sądach nie były już takie ważne.
Ale Nawacki i jego kumple nie darowali — Mazur został odwołany. Ten wewnętrzny konflikt w szeregach sędziów nominowanych przez PiS pokazuje, że Krajowa Rada Sądownictwa miast przyczółkiem zmian na lepsze w sądownictwie, stała się oazą patologii. Czy można zmieniać wymiar sprawiedliwości ludźmi, którzy mają swobodne podejście do zasad?
Stacja TVN24 przyłapała byłą wicepremier Jadwigę Emilewicz podczas rodzinnego wypadku na narty. Trzech synów Emilewicz jeździło na stoku mimo pandemicznych ograniczeń. Wiceminister twierdziła, że jej dzieci są zaawansowanymi narciarzami i są zarejestrowane w Polskim Związku Narciarskim.
Okazało się, że co prawda są zarejestrowani, ale rejestracja nastąpiła dopiero po pytaniach od dziennikarza w tej sprawie. Polski Związek Narciarski wydał oświadczenie, z którego jasno wynika, że Emilewicz mijała się z prawdą. Zresztą bez względu na to, jak wyglądała kwestia licencji PZN dla synów byłej wicepremier, sprawa jest prosta. Otóż, władza powinna świecić przykładem w kwestii przestrzegania pandemicznych ograniczeń, a nie korzystać z wąskich furtek, które pozwalają je omijać, o łamaniu przepisów nie wspominając.
Tak, jak Krystyna Janda bokiem ominęła kolejkę do szczepień, tak Jadwiga Emilewicz znalazła sposób, aby umożliwić swoim dzieciom jazdę na nartach, która dla innych jest niedostępna. Ale czy Emilewicz jest w obozie jedyna? Nie, nie jest. Politycy PiS uwielbiają zwłaszcza wypoczynkowe wyjazdy do ciepłych krajów, na które dziś mało kto może sobie pozwolić.
„Stan po Burzy”. Poniżej lista wszystkich dotychczasowych odcinków podcastu: