Poseł PiS ciężko chorował na Covid-19. „Przetrwałem dzięki rodzinie”

Poseł PiS Jerzy Polaczek, który ciężko przechodził Covid-19 a realną rzeczywistość oddziału covidowego pokazywał Polakom, by uwrażliwić ich, na niebezpieczeństwo związane z zachorowaniem, jest już w domu wśród bliskich. – Żona i trójka dorosłych dzieci zobaczyła mnie pierwszy raz po pięciu tygodniach – wyznaje szczęśliwy. – Wszyscy w piątkę przytuliliśmy się do siebie. Oczy się zaszkliły. To głębokie przeżycie – mówi nam.

Przed posłem PiS jeszcze czas rehabilitacji, nie może jeszcze wrócić do pełnej aktywności. – Muszę odbudowywać swoje siły i normalne funkcjonowanie – mówi Faktowi Jerzy Polaczek.  

Na chwilę przed wypisaniem ze szpitala i wielkim szczęściem związanym ze spotkaniem z rodziną, otrzymał jednak ogromny cios od życia. Piotr Papaja, jego serdeczny przyjaciel, radny z Piekar Śląskich, zmarł na powikłania po pokonaniu koronawirusa. – To bardzo piękna postać, absolwent Akademii Muzycznej w Katowicach, pedagog, nauczyciel muzyki. Od 1990 r. był radnym pięciu kadencji, z ogromnymi zasługami dla społeczności lokalnej. Wyszedł w dobrym stanie ze szpitala, wyleczony z Covid-19, a niewiele później nastąpiły powikłania i lekarzom nie udało się go uratować. Można wygrać z koronawirusem a potem przegrać z chorobami współistniejącymi – opowiada poseł. 

 Sam teraz odda osocze  Polaczek opisuje nam też inną historię, która z kolei dotyczy pacjenta z Wrocławia, z którym leżał ostatnie trzy tygodnie w jednym pokoju w Głuchołazach, a który jest jego równolatkiem. – Cały październik spędził on w szpitalu, uciekł spod „kosy”, a w tym czasie w odstępie tygodnia stracił mamę i brata, którzy zmarli na Covid-19… Rodzina rozsiana po całej Polsce zastanawia się, kiedy zrobić pogrzeb… To są dramaty koronawirusowe – mówi ze smutkiem polityk. – W Głuchołazach też spotykałem pacjentów, którzy trafili do szpitala po raz drugi lub trzeci z powikłaniami, choć Covid pokonali np. wiosną tego roku – relacjonuje.  

Poseł PiS nagłośnił historię prof. Karoliny Sieroń, szefowej i koordynator oddziału Covid szpitala MSWiA w Katowicach, która stała się następnie pacjentką tego oddziału, a gdy w pewnym momencie pilnie potrzebne było dla niej osocze, którego nie było w Katowicach, wystosowany przez Polaczka w porozumieniu z jej rodziną apel, udostępniło w mediach społecznościowych ponad 17 tys. osób. – Osocze jest dziś na wagę złota – podkreśla Polaczek, który sam też zamierza je oddać, ale, by mógł to zrobić, musi upłynąć co najmniej 28 dni od ostatniego ujemnego testu na obecność Covid-19. 

 „Przez cały ten czas zachowałem jasność umysłu”  Poseł zapytany, czy oglądanie z bliska śmierci nie powodowało, że sam miał momenty załamania, powiedział, że wsparcie najbliższych go przed tym uchroniło, żona, dzieci i przyjaciele z kraju i z zagranicy nagrali np. specjalnie dla niego film z życzeniami zdrowia. – Nie było takiego momentu osunięcia się, fizycznie tak, ale od strony psychicznej nie. Przez cały ten czas zachowałem jasność umysłu, która pozwalała mi reagować, dawać świadectwo, choć na początku było mi bardzo ciężko, by w skupieniu sklecić parę zdań, ale gdy mi się poprawiało, starałem się w nocy zbierać w sobie i w ciszy, choć byłem bardzo słaby, jednym palcem pisałem na telefonie… – opowiada nam.

– Takie doświadczenia zmieniają, uczą pokory, przewartościowują życie. Ja przetrwałem dzięki moim bliskim, teraz znów jesteśmy razem – podkreśla poseł. – Bardzo bym chciał, żeby stan pandemii wzbudzał ludzką solidarność i budował poczucie wspólnoty. Żebyśmy zamiast myśleć o podziałach, myśleli o tym co nas łączy – mówi na koniec.

Przed posłem PiS jeszcze czas rehabilitacji, nie może jeszcze wrócić do pełnej aktywności. – Muszę odbudowywać swoje siły i normalne funkcjonowanie – mówi Faktowi Jerzy Polaczek.

Poseł PiS Jerzy Polaczek, który ciężko przechodził Covid-19 a realną rzeczywistość oddziału covidowego pokazywał Polakom, by uwrażliwić ich na niebezpieczeństwo związane z zachorowaniem, jest już w domu wśród bliskich.

– Żona i trójka dorosłych dzieci zobaczyła mnie pierwszy raz po pięciu tygodniach – wyznaje szczęśliwy. – Wszyscy w piątkę przytuliliśmy się do siebie. Oczy się zaszkliły. To głębokie przeżycie – mówi nam.

Poseł zapytany, czy oglądanie z bliska śmierci nie powodowało, że sam miał momenty załamania, powiedział, że wsparcie najbliższych go przed tym uchroniło.

– Nie było takiego momentu osunięcia się, fizycznie tak, ale od strony psychicznej nie. Przez cały ten czas zachowałem jasność umysłu, która pozwalała mi reagować, dawać świadectwo, choć na początku było mi bardzo ciężko, by w skupieniu sklecić parę zdań, ale gdy mi się poprawiało, starałem się w nocy zbierać w sobie i w ciszy, choć byłem bardzo słaby, jednym palcem pisałem na telefonie… – opowiada nam.

FAKT.PL

Więcej postów