Brutalne metody w PiS? Oskarżenia o zastraszanie i groźby wyrzucenia z klubu

Żonie jednego z senatorów PiS grożono wyrzuceniem z pracy, jeżeli jej mąż zagłosuje ws. „piątki dla zwierząt” inaczej niż chce kierownictwo partii – twierdzi senator Jan Maria Jackowski z Prawa i Sprawiedliwości. To pokłosie wewnętrznego konfliktu, jaki wybuchł w partii rządzącej w trakcie prac nad ustawą, którą osobiście forsuje Jarosław Kaczyński.

Siedmiu sprawiedliwych?

Na celowniku kierownictwa PiS jest w tej chwili siedmiu senatorów, którzy w środę zagłosowali wbrew partyjnym instrukcjom przy okazji zmian w ustawie o ochronie zwierząt. Nowogrodzka od tygodni stawiała sprawę na ostrzu noża. Jednak kilku członków izby wyższej parlamentu pozostało nieugiętych.

I to pomimo, iż – jak twierdzi jeden z buntowników – metody perswazji bywały brutalne. Według Jana Marii Jackowskiego dotknęły one rodziny jednego z senatorów.

https://twitter.com/Kubalessini/status/1316634214524243974?ref_src=twsrc%5Etfw%7Ctwcamp%5Etweetembed%7Ctwterm%5E1316634214524243974%7Ctwgr%5Eshare_3%2Ccontainerclick_1&ref_url=https%3A%2F%2Fpulsembed.eu%2Fp2em%2FcL2-N9u67%2F

– Współmałżonkę tej osoby wezwano do zakładu pracy, w którym pracuje, gdzie powiedziano jej, że jeśli ten senator zagłosuje niezgodnie z oczekiwaniami kierownictwa PiS-u, to ta osoba straci pracę. A jest to rodzina w trudnej sytuacji materialnej. Te metody pozostawiam bez komentarza – mówił dziennikarzom w Sejmie.

Nie chciał powiedzieć, o kogo chodziło. – Nie mogę tego ujawniać, natomiast ta osoba, bardzo roztrzęsiona mi o tym opowiadała. To jest bardzo bolesna sprawa – przekonywał.

– Nic mi o tym nie wiadomo i nie będę tego komentować – powiedział pytany przez Onet Marek Pęk, wicemarszałek Senatu z PiS.

– Dowiaduję się o tym od pana. Nie sądzę. Już trzecią kadencję jestem senatorem i ciężko mi sobie wyobrazić, że ktoś by sobie pozwolił na coś takiego – mówi nam z kolei Marek Martynowski, szef senackiej grupy partii rządzącej.

Jeśli wierzyć przewodniczącemu klubu Prawa i Sprawiedliwości, sam Jan Maria Jackowski jedną nogą jest już poza klubem parlamentarnym partii rządzącej.

Ryszard Terlecki w Radiu Wnet stwierdził wprawdzie, że nie została jeszcze podjęta decyzja o zawieszeniu senatorów, ale „z pewnością będą traktowani podobnie jak posłowie” (którzy zagłosowali w Sejmie przeciw „piątce” i zostali zawieszeni).

– Mamy do czynienia z takimi politykami, którzy bardzo daleko zaszli w tym oddalaniu się od linii obowiązującej nas wszystkich. Myślę na przykład o senatorze Jackowskim, który nie tylko głosuje, ale i wypowiada się całkowicie niezgodnie z naszymi przekazami medialnymi. Będzie to zapewne skutkowało wyrzuceniem go z klubu – ocenił Terlecki.

– W programie rolnym Prawa i Sprawiedliwości nie było nic na temat regulacji, które były zawarte w ustawie o ochronie zwierząt. Mówię tu przede wszystkim o zakazie uboju rytualnego – odpowiada Jan Maria Jackowski.

I dodaje: – Jeśli szliśmy do wyborów, przekonując, że jesteśmy blisko rolników, a kierownictwo występuje z inicjatywą, która jest jawnie sprzeczna z tymi deklaracjami i teraz grozi nam konsekwencjami, to pozostawiam bez komentarza tę sytuację.

Wyrzucić i co dalej?

PiS ma problem, bo oprócz popularnego Jackowskiego okoniem stanął Jerzy Chróścikowski, senator z 15-letnim stażem, który kieruje senacką Komisją Rolnictwa. To wieloletni działacz rolniczej „Solidarności”, do której należał jeszcze przed stanem wojennym. W kontrze do klubu głosował również inny znany rolniczy związkowiec Zdzisław Pupa.

Można się ich pozbyć, ale to nie rozwiązuje problemu. Można ich też nie poprzeć w kolejnych wyborach, ale oni po kilku kadencjach stali się znani w swoich okręgach senackich (a są to okręgi jednomandatowe) i zdobywają od kilkudziesięciu tys. do nawet blisko 120 tys. głosów (jak Pupa w ostatnich wyborach). Zawsze mogą wystartować samodzielnie i odebrać głosy kandydatom PiS.

To jednak chyba najmniejszy z kłopotów. Kluczowe jest to, co Prawo i Sprawiedliwość zrobi z senackimi poprawkami do tzw. piątki dla zwierząt.

Izba wyższa parlamentu poważnie przeorała ustawę firmowaną przez samego Jarosława Kaczyńskiego, który chciał zamknięcia ferm futerkowych i wejścia w życie zakazu uboju rytualnego w ciągu zaledwie kilkunastu miesięcy.

Senat wydłużył te okresy odpowiednio do 2,5 roku w przypadku futer i aż do 5 lat w przypadku uboju bydła. W pierwotnej wersji nowelizacja miała wejść w życie po upływie 30 dni od dnia ogłoszenia, z wyjątkiem m.in. przepisów dotyczących zakazu chowu zwierząt na futra, które miały zacząć obowiązywać po upływie 12 miesięcy.

Teraz poprawkami Senatu musi zająć się Sejm. – Platforma rozegrała nas koncertowo – przyznaje w rozmowie z Onetem poseł PiS.

O co chodzi? Odrzucenie tych zmian spowoduje, że np. w przypadku uboju rytualnego wróci… 30-dniowy okres przejściowy, który był w pierwotnej wersji ustawy. Będzie to oznaczało, że po jej wejściu w życie, firmy zajmujące się tego rodzaju ubijaniem bydła, będą miały miesiąc, by zwinąć interes.

Poza tym senatorowie połączyli w jednej poprawce wydłużone vacatio legis z bardzo rozbudowanym systemem odszkodowań. Nikt nie wie, ile miałby wynieść ich ostateczny koszt. Takich szacunków na żadnym etapie prac nie przedstawili ani wnioskodawcy, czyli posłowie PiS, ani rząd.

Pułapka na PiS

Jednym słowem, odrzucenie zmian spowoduje błyskawiczną i niekontrolowaną katastrofę firm, a przyjęcie postawi budżet przed wyzwaniem, którego może nie udźwignąć. Obie opcje wiążą się z wypłatą pieniędzy, bo upadłe firmy z pewnością pozywałyby państwo.

O odrzuceniu poprawek już mówią politycy Lewicy, którzy wspierali projekt Kaczyńskiego. Nie wiadomo, jak zachowają się posłowie Koalicji Obywatelskiej. Nasi rozmówcy twierdzą, że w klubie jest spór.

Niektórzy twierdzą, że przeforsowane w Senacie okresy przejściowe są zbyt długie i należy je skasować. Inni przekonują, że głosowanie przeciw własnej większości senackiej to polityczne samobójstwo.

Jednak kluczowe są oczywiście tarcia wewnątrz obozu rządzącego. W środę były minister rolnictwa Jan Krzysztof Ardanowski, który jest jednym z największych krytyków „piątki dla zwierząt”, wystosował oświadczenie w tej sprawie, w którym wskazuje m.in. na silne lobby, które spowodowało wyłączenie spod zakazu uboju rytualnego branży drobiarskiej.

Jego zdaniem kluczową rolę w lobbowaniu odegrał prezes Cedrobu, krajowego lidera tego segmentu. O zabiegach Andrzeja Goździkowskiego i jego osobistej relacji z premierem Mateuszem Morawieckim pisaliśmy wcześniej w Onecie. Nasze źródła w PiS twierdzą, że ta publikacja wywołała oburzenie części działaczy partii przeciwnych „piątce”, którzy uznali, iż firma pokątnie załatwiła sobie korzystne zmiany w prawie.

W takiej atmosferze Nowogrodzka musi podjąć decyzję, co dalej. Kwestia poprawek senackich to jedno, ale drugie to zachowanie prezydenta, który już dawno sygnalizował, że może nowe przepisy wyrzucić do kosza.

Nie ma prawa, które zobowiązuje Sejm do zajęcia się poprawkami w określonym terminie. Może więc być tak, że sprawa zostanie zamrożona. Wprawdzie pojawiają się już pomysły, by wrócić do tematu razem z zupełnie nową ustawą, ale będzie to trudne.

Miesięczna batalia o zmiany w ustawie o ochronie zwierząt nadwerężyła nie tylko spoistość samej partii rządzącej, ale też koalicji. Przypomnijmy, Solidarna Polska w Sejmie głosowała przeciw. W Senacie partia Zbigniewa Ziobry ma dwóch przedstawicieli. Jeden w środę głosował za, drugi był przeciw.

Jest jednak jeden, bardzo poważny argument przeciw scenariuszowi upadku całej inicjatywy. Firmował ją osobiście Jarosław Kaczyński. Porażka „piątki” nadwątli autorytet szefa PiS i tak już osłabiony po wolcie koalicjantów i części działaczy jego własnej partii na sejmowym etapie prac. Pytanie, czy prezes jest gotowy ponieść dodatkowy polityczny koszt.

KAMIL DZIUBKA

Więcej postów