W ubiegłym tygodniu szef MON Mariusz Błaszczak podpisał decyzję o zmianach w systemie rekrutacji dla wojska. Procedury mają być skrócone, formalności kandydatów ograniczone do minimum, a okres szkolenia podstawowego w służbie przygotowawczej – skrócony z trzech miesięcy do 30 dni.
Od poniedziałku, 15 bm. rusza też szkolenie rezerwistów, z możliwością zarobku dla bezrobotnych. Warto się temu bliżej przyjrzeć, ale brakuje szczegółów.
Dziwnym trafem do tej pory decyzja szefa MON nie ukazała się w Dzienniku Urzędowym MON, nie pierwszy ani ostatni raz. Podobnie było z decyzją ministra obrony sprzed dwóch miesięcy w sprawie zwolnienia żołnierzy zawodowych z przyczyn służbowych ze sprawdzianu ze sprawności fizycznej w 2020 r. W tym przypadku dokument ukazał się w mediach społecznościowych, a konkretnie na monowskim Twitterze.
Tym razem ma wystarczyć komunikat MON. W sprawie zapowiadanych od wielu miesięcy ułatwień przy rekrutacji do wojska możemy się jedynie domyślać, że jest to efekt pracy gen. bryg. Artura Dębczaka. To ten sam generał, który był zastępcą dowódcy WOT i pod koniec ubiegłego roku został pełnomocnikiem MON odpowiedzialnym za stworzenie nowego systemu rekrutacji do Sił Zbrojnych RP. Miał to być kompleksowy system, oparty między innymi o potencjał klas mundurowych, organizacji proobronnych, Legię Akademicką i Wojska Obrony Terytorialnej. Jak wynika z komunikatu przekazanego przez MON, doświadczenia WOT nie są dominujące, ale konkretów nie jest za dużo.
Rusza szkolenie rezerwistów dla ochotników
Celem tego systemu jest bowiem zwiększenie liczebności Sił Zbrojnych RP do dwustu tysięcy, w tym nie więcej niż 150 tysięcznej armii zawodowej oraz wzmocnienie rezerw. Zwłaszcza ta ostatnia kwestia nabiera szczególnego znaczenia. Tym bardziej że mija dekada od ostatniego poboru, kurczy się potencjał osobowy na wypadek „W” oraz starzeją się rezerwiści, szczególnie w korpusie podoficerskim i oficerskim.
Zapowiedź, że MON rusza od poniedziałku, 15 czerwca ze szkoleniem rezerwistów i zamierza podać rękę tym, którzy w wyniku epidemii koronowirusa stracili pracę, jest dobrym pomysłem. Ćwiczenia mają trwać do 3 miesięcy. W tym czasie kandydaci otrzymują wikt i opierunek, a do domu będą wracać na przepustki. Do tego osoby, które odbyły zasadniczą służbę wojskową lub mają już przyznany stopień wojskowy mogą liczyć na miesięczne wynagrodzenie od 3,5 tysiąca złotych. Tym samym MON przyznaje, że jest to dobry moment na zagospodarowanie rosnącego w wyniku kryzysu bezrobocia, bowiem w normalnych warunkach zainteresowanie ćwiczeniami nie jest duże. W resorcie obrony pamiętają dobrze, jaki rozległ się wrzask, gdy pod koniec ubiegłego roku pojawiła się informacja, że rezerwiści będą wzywani do jednostek wojskowych w trybie natychmiastowego stawiennictwa. Dlatego jest to oferta skierowana do ochotników, bowiem na razie, o odmrożeniu zasadniczej służby wojskowej nie ma mowy, przynajmniej oficjalnie przed wyborami, w przeciwieństwie do wielu innych państw ( np. Litwy, Francji czy Szwecji). Pisał o tym niedawno Artur Kolski w trzyczęściowym tekście pt. „Jak rozhermetyzowaliśmy bezpieczeństwo. Dlaczego obowiązkowa służba wojskowa powróci”.
Armia liczniejsza, ale czy nowocześniejsza?
Przyspieszenie z rekrutacją następuje w kulminacyjnym momencie wyborów prezydenckich. Należy przypomnieć, że najgroźniejsi rywale obecnego zwierzchnika sił zbrojnych i stojący za nimi doradcy ds. bezpieczeństwa i obronności nie są zwolennikami dużej liczebnie armii. Stawiają bardziej na jakość niż ilość, czyli dłuższe szkolenie oraz rozwój wojsk operacyjnych i zawodowych. Oczywiście za politykę kadrą odpowiada resort obrony narodowej, ale prezydent ma instrumenty skutecznego wpływania na nią, choćby przez mianowania generałów czy też blokadę ustaw. Eksperci ostrzegają, że nie będzie nas stać na coraz liczniejszą armię, bowiem wydatki osobowe już dziś pochłaniają połowę budżetu MON. W dodatku obecnie mało mówi się o zagrożeniach związanych z zahamowaniem tempa rozwoju gospodarczego związanego z pandemia koronowirusa i zbliżającą się recesją, co nie pozostanie bez wpływu na tempo modernizacji sił zbrojnych. Może pojawić się dylemat: armia liczniejsza czy nowocześniejsza.
Nadchodzący kryzys może zachęcić młodych ludzi do szukania stabilnych warunków zatrudnienia. I tę „okazję, resort obrony narodowej stara się wykorzystać. Na razie może pochwalić się przyrostem liczebności sił zbrojnych od 2015 r. o ok. 33 tys., z tego 20 tysięcy stanowią żołnierze niezawodowi WOT. Odbyło się to kosztem Narodowych Sił Rezerwowych, które po utworzeniu WOT miały zniknąć jako formacja dublująca, ale utrzymuje ją przy życiu służba przygotowawcza. Jest to obecnie najszybsza droga do służby zawodowej, w której służy około 108 tys. żołnierzy. Przyrost nie jest imponujący, niespełna dziesięciotysięczny. Jak ujawnia MON, byłoby znacznie więcej, gdyby nie fakt, że „ kilkadziesiąt procent potencjalnych kandydatów rezygnowało z ubiegania się o służbę w Wojsku Polskim”. W ocenie resortu, przyczyną jest przede wszystkim długotrwałe i skomplikowane procedury, w tym zbyt długi termin jaki upływał pomiędzy złożeniem wniosku a ukończeniem szkolenia i złożeniem przysięgi wojskowej.
Winą poprzedniej koalicji rządzącej było to, że w początkowych latach po rezygnacji z powszechnego poboru i utworzeniu Narodowych Sił Rezerwowych, praktycznie zaprzestano szkolenia rezerw i wprowadzono bardzo niskie limity w służbie przygotowawczej (tylko 5,5 tysiąca rocznie do 2015 i 11 tys. obecnie, które i tak wojsko nie jest w stanie wypełnić). Z przeprowadzonych przez nas analiz na podstawie danych uzyskanych z WSzW) wynikało, że liczba ochotników była przed kilkoma laty przynajmniej dwukrotnie większa. Tego potencjału młodych ludzi nie wykorzystano.
Skrócenie procedur i „wąskie gardła”
Obecnie resort obrony narodowej proponuje maksymalne uproszczenie procedur rekrutacyjnych m.in. poprzez uruchomienie rejestracji elektronicznej, oprócz tradycyjnego składania wniosków do Wojskowych Komend Uzupełnień w formie papierowej. Lepiej późno niż wcale, bo profil zaufany ma już ponad 6 milionów Polaków. Ta forma rejestracji sprawdziła się m.in. przy naborze do Wojsk Obrony Terytorialnej W tym celu ma zostać wykorzystana platforma ePUAP, która jest zawodna i rozwija się w tempie dalekim od oczekiwań coraz bardziej internetowego społeczeństwa, coraz lepiej radzącym sobie z pracą zdalną. Ponadto resort obrony planuje uruchomienie portalu rekrutacyjnego, który ma ruszyć 24 sierpnia br. Należy zakładać, że do tego czasu w resorcie obrony narodowej będą utworzone wojskowe centra rekrutacyjne, zaś na portalu pojawią się informacje o wszystkich wolnych etatach w jednostkach i instytucjach wojskowych.
Zgodnie z zaleceniem szefa MON kandydat do służby wojskowej powinien maksymalnie w ciągu 14 dni od złożenia wniosku otrzymać informację, kiedy i w którym wojskowym centrum rekrutacji ma się stawić. Mają to być miejsca, w których kandydat w maksymalnie 24 godziny odbędzie rozmowę kwalifikacyjną i psychologiem oraz będzie zbadany przez komisję lekarską. Do tej pory kandydaci na żołnierzy musieli przechodzić każdy z etapów rekrutacji osobno, w innych miejscach na terenie Polski.
Na razie „wąskim” gardłem są wojskowe komisje lekarskie (WKL) i wojskowe pracownie psychologiczne (WPP), które w powodu epidemii koronowirusa na tyle ograniczyły swoją działalność, że skomplikowało to całą procedurę rekrutacji na uczelnie wojskowe. Pojawiły się nawet propozycje odwróconego naboru, czyli najpierw egzamin w tym roku, nawet bez sprawności fizycznej, a dopiero później zostanie przebadany przez lekarza i psychologa, poza Lotniczą Akademią Wojskową. Czy wojskowych lekarzy i psychologów jest na tyle dużo, by sprostać wysokim oczekiwaniom i wymaganiom co do terminów kierownictwa resortu? Mam do tego duże wątpliwości.
Krótsze szkolenie – dobre na rezerwy
W przypadku pozytywnej opinii żołnierz ma od razu w Wojskowym Centrum Rekrutacji otrzymać kartę powołania na szkolenie podstawowe (tzw. służbę przygotowawczą). Planowane szkolenia podstawowe, dla osób które nigdy nie służyły w wojsku i nie składały przysięgi wojskowej, ma zostać skrócone z 90 do maksymalnie 30 dni, ale zwiększona zostanie ich częstotliwość. Dzięki temu – jak informuje MON – uda się zrealizować program szkolenia wojskowego w krótszym czasie. Ten wariant przećwiczono we wrześniu ubiegłego roku z absolwentami certyfikowanych klas mundurowych. Widocznie system sprawdził się na tyle, że postanowiono ten eksperyment upowszechnić. Problem polega na tym, że część teoretyczną, młodzież odbyła wcześniej podczas nauki w szkole średniej. Czy tym razem szkolenie teoretycznie będzie odbywać się przez e-learning lub zostanie ograniczone do minimum?
Po jego zakończeniu ochotnik ma złożyć przysięgę wojskową i otrzyma stopień wojskowy żołnierza rezerwy. Następnie zostanie mu przedstawiona lista wolnych etatów w jednostkach wojskowych. Dodatkowo dowódcy będą mogli typować odpowiednich kandydatów do swoich jednostek już na etapie szkolenia. Tylko jacy to będą kandydaci po miesięcznym przeszkoleniu?
Jest to dobry pomysł na zwiększenie rezerw, ale może sprawić wiele kłopotu dowódcom jednostek wojskowych. Żołnierz po wcieleniu do zawodowej służby nie będzie raczej specjalistą, chyba że wcześniej ukończył w cywilu przydatną szkołę dla sił zbrojnych lub ukończył kurs.
W wojsku nie ma również dopracowanego systemowego szkolenia specjalistycznego, o czym niedawno raportowała Najwyższa Izba Kontroli. Za mało się też mówi o stosunkowo wysokiej rotacji, która jak bat wisi nad dowódcami i komendantami. Dlaczego oni mają się później tłumaczyć z tego, że kandydat się zwolnił, albo zaginął w papierach? W przyszłości wpychanie do wojska na siłę ludzi emocjonalnie nieprzygotowanych będzie miało katastrofalne skutki.
WOLIN