W piątek 15 maja Małgorzata Kidawa-Błońska zrezygnowała z kandydowania. Tym samym karty wyborcze, które – w kontrowersyjnych warunkach – wydrukował PiS, już na pewno na nic się nie zdadzą. Kosztowały miliony złotych.
– Druk kart został podjęty – stwierdził minister aktywów państwowych, wicepremier Jacek Sasin w momencie, gdy nie było jeszcze ustawy, która przewidywałaby wybór prezydenta za pośrednictwem Poczty Polskiej, bo ta była wciąż w Senacie.
Dodatkowo prezydent podpisał 17 kwietnia tzw. tarczę antykryzysową. Były w niej również fragmenty traktujące o wyborach. Np. art. 102 mówił o tym, że w czasie stanu epidemicznego, nie obowiązuje Kodeks Wyborczy w różnych zakresach. Mowa tu również o określaniu przez PKW wzoru karty do głosowania i zarządzania nimi. De facto więc nikt nie miał prawa określić jak karty mają wyglądać, ani tym bardziej rozpocząć druku.
„Jak nie będzie wyborów to…”
Choć mleko się jednak rozlało, a druk trwał, to Jacek Sasin twierdził, że wszystko jest zgodnie z literą prawa.
Wicepremier wszystko to dobrze przemyślał. Wykombinował wręcz. Jeśli karty wyborcze trafiłyby nawet do skrzynek, to nie byłyby jeszcze kartami wyborczymi! Dopiero gdyby przeszły stosowne ustawy to – już w naszych skrzynkach – nastąpiłoby przeistoczenie. W ten sposób zwykła kartka stałaby się kartą wyborczą.
– Jeśli nie będzie wyborów, nie będzie też głosowania i te pakiety się też nie przydadzą i nie będą żadnymi oficjalnymi wówczas dokumentami – powiedział wówczas szef resortu aktywów państwowych w rozmowie z Konradem Piaseckim.
Święty Jacek Sasin. Winny jest cały rząd, a tak w ogóle to opozycja
Wybory jednak przełożono, a karty o wątpliwym statusie prawnym na nic się nie przydały. Po drodze pakiety – prawdziwe lub nie – lądowały również na ulicy, pojawiały się kontrowersje co do tego kto je drukuje etc. Jacek Sasin zauważył chyba, że sytuacja robi się poważna.
Poszedł więc do radiowej Trójki, żeby ogłosić, że winę ponosi cały rząd, a nie tylko on.
– To była decyzja rządu i jej egzemplifikacją były decyzje, które wydał premier Mateusz Morawiecki, ale to była wspólna decyzja, wspólna odpowiedzialność całego rządu. Cały rząd przyjął uchwałę, w której akceptował te działania – mówił.
Slogan o wspólnej decyzji Sasin powtarzał podczas wywiadu niczym mantrę. Wicepremier przypominał o akceptacji swoich działań przez resztę obozu rządzącego, tak jakby rzeczywiście bał się, że zostanie pociągnięty do odpowiedzialności.
– Podjęliśmy te działania jako rząd i premier Morawiecki w poczuciu odpowiedzialności za Polskę z tego, względu, że data 10 maja nas obowiązywała – przypomniał. – To była data ustalona przez panią marszałek, której nikt nie odwołał – dodał.
Nie obyło się oczywiście bez wskazania prawdziwego winnego całej sytuacji – opozycji.
– Jednocześnie mieliśmy świadomość, że przez obstrukcję Senatu nie będzie czasu, żeby przygotować wybory na 10 maja, po tym jak Senat przyjmie tę ustawę. Trzeba było się przygotować wcześniej. To była dobra decyzja – stwierdził polityk.
Kidawa rezygnuje. Miliony złotych poszły w błoto. Ile? Sasin wie, ale nie powie
Ile kosztował wydruk kart? Dziennikarz RMF FM Robert Mazurek zapytał o to wiceministra Jacka Sasina. – Wiem, natomiast nie mogę tego po prostu powiedzieć – odpowiedział polityk. Swoją nonszalancję uargumentował stwierdzeniem, że informacji udzieli „w momencie, gdy dojdzie do zawarcia stosownych umów” między MSWiA a PWPW oraz ministerstwem aktywów a pocztą.
Pytanie jest tym bardziej ciekawe, że teraz już na pewno wiemy, że sasinowe karty na nic się nie zdadzą. Małgorzata Kidawa-Błońska zrezygnowała i będzie trzeba wydrukować nowe pakiety.
PiS będzie oczywiście zwalał winę na PO-KO. Rzeczywiście jednak ich jedyną winą jest to, że wybrali sobie kandydatkę, której sami nie chcieli poprzeć. No, ale poza tym trzeba ich rozgrzeszyć – przecież i tak mógł pojawić się nowy kandydat bezpartyjny. Wtedy to byłaby jego wina, że rząd jest taki nieudolny, że pierwszy raz po 1989 roku nie przeprowadzono wyborów?
Ta sytuacja pokazuje prawdziwą twarz PO-PiSu. Jedni nie potrafią wydrukować kart i zorganizować elekcji, a drudzy wstydzą się za własną kandydatkę i próbują ją naprędce wymienić.
I tylko podatników szkoda, bo idzie kryzys, a to oni będą musieli zapłacić za wydruk nowych kart.
TVN24