Szef MON wciąż zaklina rzeczywistość. Kompletny CHAOS kompetencyjny

Szef MON CHAOS

Nie ma radykalnego skoku w wyposażeniu armii ani jej liczebności.

Trudno nie zgodzić się ze stwierdzeniem Mariusza Błaszczaka, które znalazło się w opublikowanym 8 listopada 2019 r. w „Rzeczpospolitej” artykule „Bezpieczeństwo bez alternatywy”, że „w obliczu współczesnych zagrożeń nie ma alternatywy dla intensywnego wzmacniania naszego potencjału obronnego”.

Pozostałe stwierdzenia oparte są jednak na fałszywym założeniu, jakoby w Polsce widoczne były pacyfistyczne nastroje, podobnie jak sugestia, że opozycja robiła wszystko, aby osłabić potencjał naszych Sił Zbrojnych. Tak można bowiem odczytać stwierdzenie: „kwestionowanie potrzeby wzmacniania Wojska Polskiego i podważanie naszych sojuszy w duchu naiwnego pacyfizmu lub dla doraźnych korzyści politycznych sprowadza na wszystkich Polaków śmiertelne ryzyko”. Minister podkreślił też, że pięć lat temu „nasza flanka wschodnia była niemal całkowicie bezbronna”.

Jak to się ma do deklaracji Mariusza Błaszczaka, że „w sprawie bezpieczeństwa Polski musi istnieć ogólnonarodowy konsensus ponad podziałami – za wszelkie zaniedbania w tym zakresie zapłacimy bowiem wszyscy, niezależnie od wyznawanych poglądów”. Przywołując wcześniejsze oceny opozycji, trudno nie wytknąć ministrowi koniunkturalizmu.

Rysując swoje plany, minister zaprezentował program wyborczy PiS, który być może w jakimś stopniu zostanie zrealizowany, ale dzisiaj nikt nie jest w stanie tego zagwarantować. Stwierdzenie, że do 2035 r. państwo wyda 524 mld zł na zbrojenia, oparte jest na optymistycznym założeniu, że gospodarka będzie się rozwijała w tym samym tempie. To oczywiste nadużycie. W najbliższych latach możemy się spodziewać spowolnienia gospodarczego, być może nawet kryzysu. Plany dotyczące zakupu sprzętu dla wojska trzeba będzie zatem weryfikować, a wydatki ciąć. O tym Mariusz Błaszczak nie mówi nic, a jednocześnie bez refleksji obiecuje wojsku prawie wszystko – od podwyżek po niewidzialne drony, nowe śmigłowce, czołgi i okręty podwodne.

A jaki jest dzisiaj stan Sił Zbrojnych? Po pierwsze, w ciągu czterech lat rządów PiS armia nie dostała ani jednego nowego śmigłowca. Polska jest pancerną potęgą tylko w ujęciu statystycznym, czyli na papierze. Pozorną siłą pancernej pięści są setki niezmodernizowanych czołgów, które też od lat czekają na nowoczesną amunicję i nadają się do muzeum, a nie na poligony. W fatalnym stanie jest Marynarka Wojenna. Niejasno wygląda przyszłość programu zakupu okrętów podwodnych. Niezbyt optymistycznie wyglądają też plany wzmocnienia Sił Powietrznych. Wprawdzie MON zapowiada, że kupi samoloty F-35, a nawet kolejne F-16, to nie ma pewności, kiedy osiągną one gotowość bojową. Dzisiaj trzon Sił Powietrznych stanowi 48 samolotów F-16, mamy też uziemione od miesięcy migi-29 i latające, przestarzałe samoloty Su-22.

Biorąc pod uwagę stan uzbrojenia, jedną nogą wojsko stoi w czasach PRL – do łask wracają metalowe hełmy (dostają je rezerwiści albo żołnierze Legii Akademickiej) czy stare czołgi T-72, które MON planuje modernizować. Średni wiek okrętu to ponad 30 lat, samoloty Su-22 służące pod biało-czerwoną szachownicą mają 35 lat.

Istotny postęp obserwujemy we wzmocnieniu wojsk lądowych, w szczególności w zakupach systemów artyleryjskich i rakietowych.

W ciągu czterech lat rząd PiS kupił samoloty dla ViP-ów i zwiększył liczbę żołnierzy sojuszu w Polsce. Projektem, który się udaje, jest budowa Wojsk Obrony Terytorialnej, być może tym śladem pójdą też Wojska Obrony Cyberprzestrzeni.

Podwyżki pensji stały się głównym magnesem, który ma przyciągnąć do wojska kandydatów, dlatego liczba żołnierzy stopniowo wzrasta. Dziś w Siłach Zbrojnych służy 106 tys. żołnierzy zawodowych, ale MON widzi armię 150-tysięczną. Kiedy osiągnie taki stan, nie wiadomo.

Za rządów PiS obserwowaliśmy karuzelę zmian kadrowych na najwyższych stanowiskach, które opozycja porównała do czystek. Od wielu miesięcy oczekujemy też na powstanie agencji uzbrojenia, która ma porządkować i przyspieszać zakupy broni.

Cztery lata temu PiS przekonywał, że zostanie zmieniony system dowodzenia i kierowania Siłami Zbrojnymi. Dziś minister ogłasza, że „po naszych poprzednikach odziedziczyliśmy kompletny chaos kompetencyjny w zakresie dowodzenia, nielogiczny proces decyzyjny i przerost biurokracji, co w przypadku konfliktu zbrojnego miałoby tragiczne skutki”. Tyle że reformy tej minister nie dokończył.

Analizując słowa Mariusza Błaszczaka można dojść do niezbyt optymistycznego wniosku, że dzisiaj pozycja niektórych polityków zredukowana została do bycia nośnikiem propagandy.

MAREK KOZUBAL, RZECZPOSPOLITA

Więcej postów