O armii uzbrojonej w …generalskie gwiazdki

Istnieje obawa, że dziś najwyżsi generałowie WP stanowią większe zagrożenie dla Polski od wroga!

Jest taki „suchar” o Armii Meksyku z początków XX wieku: „Kiedy rozmawia dwóch weteranów meksykańskiej armii, przynajmniej jeden jest generałem, a kiedy rozmawia trzech weteranów meksykańskich, przynajmniej dwóch z nich jest generałami”.

No ale Latynosi to mają do siebie, że lubią szpanować, podobnie jak Polacy, a brak jakiegoś tytułu traktowane jest tam jako powód do kpin i objaw niezaradności życiowej. A ponieważ prawdziwy macho powinien mieć wojskowy epizod w swoim CV, więc i nadany na tę okoliczność wojskowy stopień, więc jest pole do zadawania szpanu. Tyle, że jakoś tak nikt tam nie szanuje nawet podoficerów, a co dopiero szeregowców, więc niżej kapitana trudno towarzysko prosperować, bo tam kapitanem zostawał każdy porucznik, który dożył w dobrej kondycji końca kontraktu. Zatem zwykle ścieżki awansów zaczynały ostro pikować w górę po zakończeniu kontraktu, oczywiście bez żadnej kontroli, no bo kto kontrolował w ówczesnym Meksyku to, jaką szarżą każe się tytułować konkretna osoba?! Grunt, że pozostający w służbie żołnierze stosowali się do rzeczywistych stanów, przynajmniej w oficjalnych wystąpieniach.

Wróćmy jednak na „polskie podwórko” Anno Domini 2019, kiedy to jedynym realnym orężem Wojska Polskiego jest …wiara w Boską Opatrzność, a jedynym korpusem wyekwipowanym zgodnie z najwyższymi standardami na swym obszarze, jest …Ordynariat Polowy.

Ale za to generałami obdzieliłyśmy pół sojuszu NATO!

Najdobitniej sytuację obrazuje sytuacja w Marynarce Wojennej, gdzie Polska jako jedyny kraj posiadający formację Marynarki Wojennej, nie posiadając ani jednej foty w rozumieniu taktyczno-strategicznym, posiada stopień admirała floty! A do tego 4 stopnie admiralskie.

Mało tego , w polskiej Marynarce służy więcej admirałów, niż pływa w niej okrętów!

Oczywiście znowu mamy na myśli jednostki zdolne do samodzielnego działania na otwartych akwenach i posiadających rzeczywisty potencjał, przynajmniej, taktyczny.

Niewiele lepiej jest w polskim lotnictwie, gdzie nadal gro potencjalnych zadań bojowych spoczywa na leciwych modelach wyprodukowanych jeszcze za partyjnej pamięci ZSRR, które fatalnie serwisowane w przygodnych firmach, bazujących na lotniczym szrocie i nielicencjonowanych podzespołach niewiadomego pochodzenia, stanowią większe zagrożenie dla latających na nich pilotów, niż potencjalny wróg.

Natomiast kupione za wygórowane sumy myśliwcopodobne paści F-16 Block 52+ grzeją głównie hangary, głównie z powodu braku funduszy na opłacenie serwisu i zakup części zamiennych!

A trzeba wiedzieć, że F-16 jest najdroższym w eksploatacji samolotem bojowym w swojej klasie, kilkakrotnie droższym od posiadających lepsze parametry i kompatybilnych z uzbrojeniem NATO odpowiedników oferowanych wówczas Polsce.

Niestety, a raczej na szczęście, serwis F-16 jest zastrzeżony, więc nie ma w nim miejsca na wszelkiej maści „innowacje” polskich szpeniów, dzięki czemu wprawdzie polskie „Jastrzębie” grzeją hangary, ale przynajmniej nie maleje liczba posiadanych maszyn i nie powiększa się grono ofiar katastrof lotniczych wywołanych awariami maszyn.

Z resztą, również w Lotnictwie liczba generałów zbliża się do ilości zdolnych do walki i w pełni uzbrojonych maszyn bojowych. Równie źle wygląda stan na niwie broni pancernej, gdzie jedynym sukcesem trwoniących miliardy zdarte z nieświadomych skali procederu polskich podatników, jest makieta czołgu, ponoć tak nowoczesnego, że wredny Putin i jego sołdaty na sam jej widok uciekną w popłochu.

Mało kto wie, że gro obecnego polskiego potencjału bojowego to albo militarne zabytki, dobre w latach 70. XX. Wieku, albo uratowane przed kasacją nadwyżki z arsenałów Bundeswehry! Bo na mocy porozumień rozbrojeniowych poczynionych pod koniec XX. wieku ograniczono znacząco ilość czołgów w poszczególnych armiach, więc Niemcy stanęli przed wyborem, albo kosztem dużych nakładów „pociąć na żyletki” 30% posiadanych Leopardów, albo wydzierżawić je „durnym Polaczkom”, nie tylko inkasując dobrą kasę za ich dzierżawę to jeszcze dając pracę i zarobki swoim serwisantom. (Eksploatowane przez Polaków Leopardy muszą nawet po wymianę oleju udawać się za Odrę, do niemieckich serwisów). Również dzięki wycofaniu po zjednoczeniu Niemiec z linii MiG-29, polscy lotnicy mają czym remontować polskie MiG-i, co w żargonie nazywa się kanibalizacją sprzętu.

Szanowny Czytelniku, o sile i potencjale konkretnej armii decyduje nie nowoczesność sprzętu, ale jego stan techniczny, wyszkolenie żołnierza, kompetencje kadry dowódczej oraz zaplecze logistyczne.

Wiedzieli o tym już przynajmniej 4 tysiące lat temu w starożytnych Chinach, a przynajmniej o tym pisali traktaty, aktualne do dziś! Czyli jak to nauczał towarzysz Lenin w swoich „Dziełach”: „O sukcesie Rewolucji przesądzą trzy rzeczy: po pierwsze, kadry, po drugie, kadry i po trzecie kadry”! A w komentarzu do polskiego wydania „Sztuki Wojny” można przeczytać takie oto słowa: „gdyby generałowie dowodzący na współcześnie toczonych wojnach stosowali się do tamtych zaleceń, zapewne uniknięto by wielu bezsensownych rzezi, jakie miały miejsce, zwłaszcza podczas 1 i 2 wojny światowej”. Zaś Napoleon Bonaparte mawiał: „Armia lwów dowodzona przez baranów zawsze ulegnie armii baranów dowodzonej przez lwy.”

A tak się podziało, że niedawno pierwszy ministrant RP i prywatny podnóżek abpa Jędraszewskiego oraz mąż szanowanej w Diasporze Żydówki z zacnego kahalnego rodu, „rzucony na odcinek prezydentury” przez genseka Kaczyńskiego, Duda  Andrzej poprawił stan pagonów aż dziewięciu oficyjerom, do godności generalskiej różnego stopnia podniesionym. Pochylmy się więc zwłaszcza nad tymi, którym powoli zaczyna brakować pagonów pod kolejne gwiazdki, czyli karierami Szefa Sztabu Generalnego i Dowódcy Generalnego, bo obaj od tego momentu będą zadawać szpanu aż czterema gwiazdkami.

Bądźmy brutalni, ich CV dokonaniami nie powala, czego nie można powiedzieć o tempie pokonywania generalskich szczebli. Obaj pancerniacy, więc niczym rycerze maja klasykę „zakutych łbów”, (bo który normalny z własnej woli planuje spędzać dnie w ciasnocie wieży czołgu made in ZSRR, z założenia projektowanej pod znacząco mniejszych od Słowian Azjatów, więc mniejszej od konkrecji, a przez to trudniejszej do trafienia w boju, do tego mając świadomość, że na współczesnym polu walki czas przeżycia czołgu mierzony jest minutami, a śmierć w płomieniach do przyjemnych nie należy, nawet dla masochisty).

Czyli, wedle dobrych wojskowych standardów, noszą przynajmniej o dwie gwiazdki nad „żmijką” za dużo!!! Tak się bowiem składa, że obecnie stan osobowy W.P. to około 110`000 zawodowego żołnierza, tego z tak zwanej linii i zaplecza, oraz rożnej maści dekowników, którzy prochu nie wąchając, solidny żołd inkasują, za samo stawianie się w miejscu pełnienia obowiązków służbowych, na przykład służąc wielebnemu kapelanowi jako ministranci, lub jenerałom jako kelnerzy w kasynach dla wybrańców boga Marsa. I jest zorganizowane w (UWAGA!!!) aż 3, słownie trzy dywizje, w tym jedną pancerną i około 10 samodzielnych brygad, więc wedle normalnych standardów, powinno w niej pozostawać w służbie nie więcej niż … 30 generałów i góra 3 admirałów! A jest ich aż 3 razy więcej! Co więcej, na stan obecny, z racji stanu faktycznego, stopień generała WP powinien NIE BYĆ W OGÓLE przyznawany, a stopień generała broni TYLKO Dowódcy Generalnemu i tylko po pozytywnej weryfikacji upływającej kadencji. Bo w wojsku stopień to nie tylko etat, ale PRZEDE WSZYSTKIM posiadane i udokumentowane kompetencje, więc nic w tym dziwnego, że niektórych stopni w warunkach długotrwałego pokoju w ogóle się nie nadaje, a ilość awansów dostosowuje się do  faktycznego zapotrzebowania.

Zacznijmy od polskiego kuriozum, czyli stopnia admirała floty. Ten stopień ma uzasadnienie WYŁĄCZNIE w dużych marynarkach wojennych, w których przewiduje się operowanie na kilku niezależnych teatrach wojny, na przykład w US-Navy, Royal Nawy, czy Marynarce Rosyjskiej. W przypadku polskiej Marynarki Wojennej trudno nawet pisać o czymś takim jak flota, więc i stopień trzygalonowego admirała jest po prostu kpiną z powagi admiralskiego stopnia. Za czasów o wiele liczniejszej niż obecnie Marynarki LWP , obywano się stopniem wiceadmirała i kilkoma kontradmirałami dowodzącymi głównie zespołami obronnymi polskiego wybrzeża, co i tak, mimo znacząco większej w tamtych czasach  ilości pełnomorskich okrętów, było nieco na wyrost.

Stopień czterogwiazdkowego generała ma uzasadnienie w sytuacji, kiedy siły zbrojne są w stanie sformować front, rozumiany jako związek strategiczny. Na chwilę obecną, Wojsko Polskie ma możliwości zaledwie korpusu, więc na tym szczeblu właściwym jest JEDEN  trzygwiazdkowy generał, czyli generał broni i …chwatit, jak mawia się za Bugiem. O ile  w czasie kadencji odkomenderowany na stanowisko Generalnego Dowódcy dwugwiazdkowy generał „nie da plamy”, co w polskich realiach wydaje się być mission impassible.

No cóż, jak podawały swego czasu media, stopnie: admirała floty i generała WP ustanowiono TYLKO w tym celu, aby polskim jenerałom  oddelegowanym do NATO przypadkiem nie siadało ego, w wyniku większej ilości u kolegów z USA, Wielkiej Brytanii i Francji, a nawet Turcji, gwiazdek a admirałom z powodu obcowania z bardziej ugwiazdkowionymi od nich polskimi szczurami lądowymi.

Z drugiej strony, dowódca Wolnych Francuzów, Charles de Gaulle dosłużył się raptem dwóch gwiazdek generała dywizji, a pewnie, gdyby tylko zechciał, mógłby śmiało paradować z pięcioma gwiazdkami marszałka, nieprawdaż?

Trzęsąca ówczesny światem armia Imperium Japońskiego obywała się raptem trzygwiazdkowymi generałami i admirałami, bo stopień marszałka nadawany był tam wyłącznie jako uhonorowanie zasług, zwykle pośmiertnie, albo po przejściu w stan spoczynku.

Również armia II Rp obywała się trzygwiazdkowymi generałami, bo stopień marszałka został wprowadzony tylko z tego powodu, że naczelnik Piłsudski, z racji braku wojskowego wykształcenia i praktyki dowódczej, nie mógł awansować powyżej stopnia generała brygady, a lubił paradować w mundurze i nie mógł znieść sytuacji, w której musiałby pierwszy salutować takiemu generałowi Rozwadowskiemu, czy Hallerowi.

Jakby nie dywagować, nowo mianowani czterogwiazdkowi generałowie, NIE POSIADAJĄ ani odpowiedniej dla stopnia praktyki dowódczej, ani tym bardziej dorobku akademickiego, który taki awans uzasadniałby! Zaś biorąc pod uwagę stan techniczny uzbrojenia i atmosferę w Wojsku Polskim po demolce jaką urządził tam druh Macierewicz i jego przyboczni misiewiczopodobni, JESZCZE DŁUGO nie powinno być w służbie nawet trzygwiazdkowego generała, aby nie obrażać szacunku dla stopni wojskowych i noszących je żołnierzy, od szeregowego zaczynając. Ale na tyle dobrze władają angielskim, aby rozumieć czego od nich oczekuje Hu… (wróć!), Wuj Sam Zdaniem Zorra, obecnie Wojsku Polskiemu nie tyle potrzeba błyskotliwych karier generalskich, czyli w 6 lat od pułkownika po generała WP, bo jak pokazał kazus gen Błasika, taka ścieżka awansu może być groźna dla otoczenia, nawet tego, które go tak błyskawicznie awansowało, co POCZYTALNEGO szefa MON, który posprząta bałagan po oberfeldkuracie Głódziu i niesławnym „objedzie drawskim”, którego był inicjatorem i druhu Macierewiczu. Co do okazania było. Spooczniiij! Amen.

ZORRO

Więcej postów

1 Komentarz

  1. Po prostu z tych awansów wynika jedno ,,prezydent” chce być bardziej poważany bo ma więcej ,,ginerałów” niż inne państwa NATO z armią lepiej uzbrojoną i wyszkoloną,ale cóż macierewicz ,,robił” z majorów” ginerałów po roku,więc ,,prezydent” mianując go ,,marszałkiem seniorem” przyjął jego taktykę,mierny ale wierny.

Komentowanie jest wyłączone.