ŚMIERĆ Kuliszewskiej. Siostra odpowiada na doniesienia detektywa. Co się stało z Grażyną?

Śmierć Kuliszewskiej

Siostra tragicznie zmarłej 34-letniej Grażyny Kuliszewskiej skomentowała doniesienia prywatnego detektywa dotyczące sprawy zaginięcia i śmierci młodej kobiety. Bartosz Weremczuk wynajęty przez męża 34-latki z Borzęcina stwierdził, że „wyniki sekcji zwłok mogą wskazywać na uderzenie tępym narzędziem”. Prokuratura nie komentuje tej hipotezy i podkreśla, że wciąż nie ma szczegółowych wyników badań z Zakładu Medycyny Sądowej.

Od czasu odnalezienia ciała Grażyny Kuliszewskiej z Borzęcina pod Brzeskiem (woj. małopolskie) minęły ponad trzy miesiące. Prokuratura jak dotąd nie ustaliła co stało się z młodą kobietą, której ciało wyłowiono z rzeki. Śledczy zapewniają, że cały czas pracują intensywnie, ale nie chcą zdradzać szczegółów. Dodają, że przesłuchali już ponad 50 świadków i współpracują z brytyjskimi służbami.

Siostra Grażyny Kuliszewskiej liczy, że przedstawiciele wymiaru sprawiedliwości znajdą i ukarzą winnych lub winnego jej śmierci. – Miałam siostrę i nie mam siostry. Czekam na działania prokuratury w tej sprawie – mówi Mariola Wróbel, siostra Grażyny Kuliszewskiej w rozmowie z Fakt24.

Polka, która mieszka na co dzień we Włoszech skomentowała też doniesienia detektywa Bartosza Weremczuka wynajętego przez męża Grażyny Kuliszewskiej. Stwierdził on, że „wstępne wyniki sekcji mogą wskazywać na uderzenie tępym narzędziem lub uderzenie głową o tępą krawędź innego przedmiotu”.

Prokurator Marcin Michałowski z Prokuratury Okręgowej w Tarnowie nie komentuje tych doniesień. Prokuratura bierze pod uwagę różne możliwości: nieszczęśliwy wypadek, nieumyślne spowodowanie śmierci, a nawet zabójstwo.

– Skąd detektyw może wiedzieć, że były takie obrażenia? Przecież nie widział ciała. Ja widziałam ciało i wróciłam, żeby je ubrać i żeby był godny pogrzeb – mówi Mariola Wróbel w rozmowie z Fakt24. Kobieta rozważa też podjęcie kroków przeciwko detektywowi. – Detektyw nie może tak robić. Będziemy działać w tej sprawie – dodaje.

Bartosz Weremczuk poinformował także, że nieopodal domu, z którego w noc zaginięcia miała wyjść Grażyna Kuliszewska odbywała się zakrapiana impreza. Miał w niej uczestniczyć także członek rodziny kobiety. Według detektywa co najmniej jeden uczestnik tego spotkania od wielu miesięcy był w konflikcie ze zmarłą. Siostra Grażyny Kuliszewskiej dodaje, że była wtedy we Włoszech i nie ma wiedzy o tym, czy taka impreza rzeczywiście się odbyła.

Co się stało z Grażyną Kuliszewską?

34-letnia Grażyna Kuliszewska zaginęła w nocy z 3 na 4 stycznia w Borzęcinie. Z relacji jej męża wynika, że feralnej nocy położyli się razem z synem do łóżka, a dopiero następnego dnia zorientował się, że kobiety nie ma w domu. Mąż Grażyny Kuliszewskiej pojechał do Anglii samochodem z siostrą i 4-letnim synem, natomiast jego żona miała wrócić samolotem. Na lotnisku jednak się nie pojawiła.

Kilka dni później na policji zgłoszono zaginięcie 34-latki i rozpoczęły się poszukiwania w okolicznych lasach i na polach. Po dwóch miesiącach ciało kobiety wyłowiono z rzeki Uszwica,  w czwartek, 28 lutego w miejscowości Bielcza, sześć kilometrów od jej domu.  Zwłoki były w złym stanie. Rodzina zidentyfikowała je m.in. na podstawie tatuażu w kształcie jaszczurki, który miała na ciele Grażyna Kuliszewska.

Żeby ustalić przyczyny śmierci 34-latki z Borzęcina pod Brzeskiem prokuratura musiała zlecić biegłym dodatkowe badania m.in. biologiczne i toksykologiczne.

FAKT.PL

Więcej postów