THE ECONOMIST: Widmo rozpadu krąży po Europie. Sto lat po rozpadzie monarchii austro-węgierskiej czuje się je znowu nie tylko we Wiedniu, ale i w całej Unii Europejsów.
Złote światło późnego lata przenika przez okna Café Landtmann. Eleganccy kelnerzy „pod muchą” poruszają się wśród wypieszczonych pnączy wystroju. Europejscy oficjele nerwowo dyskutują wokół stołu. Obawiają się fragmentacji: północna Europa odsuwa się od południa; mieszkańcy Wschodu czują się obywatelami drugiej kategorii; zewnętrzne moce próbują dzielić i rządzić. Mogłaby to być scena z ostatnich dni imperium austro-węgierskiego w 1918 roku. W rzeczywistości dzieje się tak dzisiaj, 100 lat później. Po raz kolejny widmo podziału Europy nawiedza Wiedeń..
Nawiedza również inne stolice. W Berlinie Angela Merkel wzywa swoich ministrów, aby przeczytali „Lunatyków”, sprawozdanie z niepowodzeń politycznych, które doprowadziły dopierwszej wojnyświatowej. Bruksela polityczna odkrywa na nowo opowieści Stefana Zweiga o post-habsburskiej Austrii. W Rzymie populistyczny rząd przygotowuje się do walki z instytucjami UE nad przepisami budżetowymi i do założenia nowego bloku nacjonalistycznego w Parlamencie Europejskim. Emmanuel Macron, liberalna nadzieja Francji, traci swój blask; jego propozycje reformy strefy euro zostały osłabione. Autokracja zyskuje popularność w Warszawie i Budapeszcie. Tymczasem Chiny, Rosja, Turcja i Ameryka coraz bardziej ingerują w sprawy europejskie. Wirówka geopolityczna odwraca europejskie państwa od siebie, jak tancerzy na balu.
Wiedeń jest osią. Austria ma już tylko dwa miesiące do swojej sześciomiesięcznej prezydencji w Radzie UE pod wodzą Sebastiana Kurza, ulubieńca konserwatystów kontynentu. Według jego krytyków ugłaskał on skrajną prawicę dając jej miejsca w swoim rządzie i pozwolił sobie na islamofobię. Dla fanów jest on gładkim dyplomatą, który wytycza punkt pośredni między liberalizmem a nacjonalizmem i buduje pomosty między Wschodem a Zachodem. W dniu 20 września będzie on gościł liderów europejskich w Salzburgu i zachęcał ich do rozmowy o rzeczach, które dzielą Europę: Brexit, kolejny budżet UE, handel i imigracja. „Musimy ponownie wprowadzić wszystkich na pokład” – mówi Alexander Schallenberg, koordynator austriackiej prezydencji.
Również we Wiedniu znajdują się jednak wspomnienia dawnego wielonarodowego porządku Habsburgów. „Nasza historia pokazuje, jak szybko sytuacja może się zmienić na gorsze”, ostrzega pewien austriacki intelektualista. Imperium, które kiedyś stąd rządziło, miało większy budżet i większą władzę niż dzisiejsza UE, nie mówiąc o armii i potędze poboru podatków, ale obie stanowią triumf liberalizmu nad nacjonalizmem. W habsburskim parlamencie przemawiano w dziesięciu językach. Po aneksji Bośni imperium to było pierwszym zachodnioeuropejskim państwem, które uznało islam.
Podobnie jak UE, imperium Habsburgów wydawało się zawieszać historię. Niemcy, Węgrzy, Słowianie oraz spore populacje muzułmańskie i żydowskie mieszały się w kosmopolitycznych miastach takich jak Wiedeń i Praga, Triest i Lwów. Paul Lendvai, węgiersko-austriacki pisarz urodzony w Budapeszcie w 1929 roku, wspomina: „Mój ojciec zawsze twierdził, że pokój nie musi pokazywać paszportu”. Pełna wartość tego starego porządku stała się jasna dopiero po tym jak sie zawalił, kiedy zwyciężyły ciemne moce i myslenie w kategoriach „my i oni”, po czym cały region uległ małostkowej nienawiści, dezintegracji gospodarczej i kaprysom sił zewnętrznych.
Jedna lekcja przeżyła przede wszystkim: nie bierz lojalności wielonarodowego bloku za pewnik. Habsburgowie oczarowali swoich poddanych, dając im względną wolność, materialne korzyści i ochronę prawa przed kaprysami lokalnych magnatów i kacyków. „Stworzyli sytuację, w której zwykli ludzie mogli widzieć własny interes w instytucjach imperium”, wyjaśnia Pieter Judson, czołowy historyk imperium. Ale kiedy nadszedł trudny czas wojny okazało się, że lojalność miała krótkie nogi: „Państwo nie zapewniło tego, co obiecała. Nie było jedzenia ani paliwa. Mężczyźni poszli na front, kobiety do fabryk, a dzieci zostały na ulicach. Lojalne narody – Ukraińcy, Serbowie, Czesi – były prześladowane bez uzasadnienia”. Kiedy w końcu nastał kres imperium po jego klęsce, nikt go specjalnie nie opłakiwał.
Dzisiejsza UE jest jeszcze słabsza, obawia się Judson: opiera się na dobru, ale bez głębszych korzeni. Jego ojczyzna, Ameryka, jest wielonarodowym państwem federalnym, które jednak trwa we wspólnym poczuciu. „Ale jako Amerykanin żyjący w Europie uważam, że stawka przynależności do UE nie jest tu w ogóle rozumiana”.
Europejscy przywódcy mogą uczyć się na słabościach Austro-Węgier. Dzisiejsi obywatele Europy mogą nie odczuwać żadnej sympatii dla biurokracji, ale podobnie jak poddani starego imperium, będą tolerować je tak długo, jak długo będzie ono generowało bogactwo i zachowa ich wolność. Jednak skomplikowane instytucje, drugorzędni komisarze europejscy, marnotrawna polityka, taka jak np. wspólna polityka rolna oraz niekompetentne rządy krajowe na znacznej części kontynentu, wszystko to osłabia tę wspólnotę. Aby przetrwać, liberalny porządek europejski, którego UE jest filarem, musi się odchudzić i usprawnić. Margrethe Vestager i Cecilia Malmström, sprawujące urzędy europejskich komisarzy, zajmujące się cyfrowymi gigantami i wymyślające masowe nowe oferty handlowe dla UE, to dwa pozytywne przykłady do naśladowania.
Ale los Austro-Węgier pokazał także, że wielonarodowe jednostki nie mogą przetrwać czasów trudnych bez poczucia wspólnego celu. Dzięki rozwojowi angielskich, tanich linii lotniczych, wymian internetowych i uniwersyteckich, dzisiejsi młodzi Europejczycy czują się znacznie bardziej Europejczykami niż poprzednie pokolenia. Ale polityka za tym nie nadąża. Pielęgnowanie wyraźniejszej tożsamości europejskiej to nie tylko romantyczny cel; jest to jedyny sposób, aby projekt był zrównoważony w długoterminowej perspektywie, choć historia pokazuje, że jest to bardzo trudne.
Dlatego europejscy przywódcy muszą zmierzyć się z balansowaniem, które pokonało ich wiedeńskich poprzedników. Muszą wykazać pragmatyzm potrzebny do utrzymania związków na krótki okres, jednocześnie kultywując wizję potrzebną do budowania wspólnego sensu w dłuższej perspektywie. Pan Lendvai tak podsumowuje obecny krajobraz: „Socjaldemokracja to bałagan; liberałowie kłócą się ze sobą; chadecy tracą swoje chrześcijańskie odczucia.” Uważa on, że lepiej, aby się czym prędzej między sobą pogodzili. „Bo powracają duchy z przeszłości „.
NEON24.PL, Bogusław Jeznach