Szef MSZ Węgier: Węgry nie są prorosyjskie ani proamerykańskie. Są prowęgierskie.

Szef MSZ Węgier: Węgry nie są prorosyjskie ani proamerykańskie. Są prowęgierskie.

Powtórzę: nie jest mi potrzebna ani Rosja, ani Ukraina, ani jakikolwiek inny kraj, żeby określić naszą strategię co do węgierskojęzycznej mniejszości. Jesteśmy dostatecznie dojrzali, żeby podejmować decyzje samodzielnie. Węgry nie są prorosyjskie ani proamerykańskie. Są prowęgierskie. Nasza polityka to: Węgry przede wszystkim, „Hungary first”. Oczywiście, pewne nasze decyzje bardziej podobają się jednym państwom, a inne decyzje – innym. Ale nigdy nie oceniam ich oczyma innego państwa. Nie obchodzi mnie, jak one będą oceniane – mówi szef węgierskiego MSZ w rozmowie z ukraińskimi dziennikarzami.

Zdecydowaliśmy się na opublikowanie w całości tłumaczenie wywiadu, jakiego 23-g0 czerwca udzielił szef węgierskiej dyplomacji Péter Szijjártó ukraińskiemu portalowi „Europejska Prawda”, ze względu na wyłożone w nim explicite zasady prymatu narodowego interesu i narodowej suwerenności, którymi kieruje się węgierski rząd w swojej polityce zagranicznej i które, naszym zdaniem, są świadomie odrzucane przez polską dyplomację.

 „Europejska Prawda”: O szczycie NATO powiedział Pan, iż w lipcu będzie miało miejsce spotkanie Ukraina-Gruzja-NATO, zaś dwustronny dialog polityczny (czyli komisja Ukraina-NATO) pozostanie zablokowany. Co musi się stać, żeby Węgry zaprzestały jego blokowania?

Péter Szijjártó, minister spraw zagranicznych Węgier: Warunki te znają zarówno nasi ukraińscy koledzy, jak i nasi sojusznicy w NATO. Wiele razy mówiliśmy im: są trzy warunki, które umożliwią wycofanie naszego weta.

Pierwszy warunek – okres przejściowy w kwestii języka wykładowego w szkołach powinien zostać przedłużony do 2023 roku, a w jego trakcie powinniście się porozumieć z mniejszością [węgierską – przyp. red.] co do zmian, jakie będą wprowadzone.

Drugi warunek, który również jest zgodny z propozycjami Komisji Weneckiej – zapisy dotyczące języka wykładowego nie powinny obowiązywać w prywatnych szkołach.

Był także trzeci warunek, który już został spełniony: Ukraina miała rozpocząć konsultacje z przedstawicielami mniejszości węgierskiej. I one się rozpoczęły.

– Wcześniej wymagaliście także, by uchylić w ustawie oświatowej zapisy dotyczące języka wykładowego bądź je zawiesić. Obecnie takiego warunku już nie ma?

– Powiem tak: obecnie minister oświaty i rząd Ukrainy muszą dojść do porozumienia z Węgrami na Ukrainie. I nawet jeśli ich porozumienie nie będzie całkowicie odpowiadać poprzednim zapisom ustawowym, to będzie mnie ono tak czy inaczej zadowalać. Przede wszystkim powinno zadowolić mniejszość węgierską.

Ja nie chcę być bardziej zakarpacki od tych, kto mieszka na Zakarpaciu!

Dlatego decyzję pozostawiam im.

– Można dojść do wniosku, że węgierska społeczność powie „tak” jedynie wtedy, gdy pozwoli im na to Budapeszt.

– Nie, nieprawda. Mamy bardzo prostą strategię w kwestii mniejszości. Nie podejmujemy decyzji w Budapeszcie i zawsze powołujemy się na organizacje Węgrów za granicą. Na Ukrainie jest to organizacja tamtejszych Węgrów, KMKSZ [Kárpátaljai Magyar Kulturális Szövetség – przyp. red.]. To, co oni nam powiedzą – takie też będzie nasze stanowisko.

– Wrócę jeszcze do tematu NATO. Oczekujemy, że na szczycie Sojuszu Ukraina otrzyma status „państwa – kandydata”. Czy będziecie to blokować czy nie?

– To się okaże. Na ten temat trwają rozmowy w Brukseli; zobaczymy, do czego one doprowadzą. Oprócz tego będziemy również zwracać uwagę na to, czy zakończą się rundy konsultacyjne ministra oświaty Ukrainy z mniejszością węgierską, które są zaplanowane na początek lipca.

– W maju Budapeszt zaproponował NATO całościową rewizję polityki wspierania Ukrainy – rząd przyjął specjalne memorandum i rozesłał je do sojuszników. Czy to stanowisko jest aktualne?

– W tej kwestii wszystko jest jasne.

Ukraina w rocznym planie narodowym wobec NATO obiecała respektowanie praw mniejszości narodowych. W kwestii ustawy oświatowej doszło do czegoś przeciwnego. Zaś wy poważnie traktujecie dokumenty NATO, czyż nie?

Dlatego zaproponowaliśmy Kijowowi taki wariant: dlaczego nie moglibyście zrobić wyjątku w ramach ustawy oświatowej dla języków państw członkowskich NATO?

Ale kiedy Ukraina wypełni nasze warunki czy to warunki Komisji Weneckiej – wówczas wrócimy do poprzedniej polityki odnośnie do waszego kraju w ciągu sekundy, a nawet szybciej!

– Ciekawe, czy zachowa Pan to podejście odnośnie do innych spornych kwestii? Na przykład, jeśli na porządku dziennym stanie ustawa językowa (zamiast uchylonej „ustawy Kiwałowa-Kolesniczenki”).

– Istnieje fundamentalne założenie, z jakiego wychodzimy: zgodnie z prawem międzynarodowym otrzymane już prawa mniejszości narodowych nie mogą zostać uszczuplone. I jeśli dotychczas odsetek 10% Węgrów w danej jednostce administracyjnej czy w powiecie pozwalał na nadanie językowi mniejszości statusu oficjalnego, a nowa ustawa podniesie ten limit do 33%, to jest oczywiste, że będziemy protestować.

Rozumiemy, że macie problemy w stosunkach z Rosją. Rozumiemy, że wasz rząd i prezydent chcą zmniejszyć rosyjskie wpływy, które mają miejsce między innymi poprzez rosyjskie szkoły. Ale mam jedno pytanie: jeśli jest mowa o języku rosyjskim, to co mamy do tego my, Węgrzy? Nie chcemy w tym uczestniczyć!

Mam wrażenie, że Węgry są przedmiotem dealu! W każdym razie – czy to przypadkowe niszczenie, czy też taki był plan – to wasze działania uderzają w nas.

– A jeśli Ukraina przekaże projekt ustawy językowej do Komisji Weneckiej, a ta powie, że odpowiada on standardom międzynarodowym – czy zgodzicie się na tę ustawę?

– Ciężko się wypowiadać nie wiedząc, jakie normy będą tam zawarte. Gdy to nastąpi – wówczas z radością odpowiem…

Chociaż nie chciałbym powtórki tego stanu wojny, jaki obecnie panuje między nami.

Prawie cztery lata pracuję jako szef Ministerstwa Spraw Zagranicznych. I byłem waszym najgorliwszym obrońcą, gdy w Radzie Unii Europejskiej omawiano kwestię ruchu bezwizowego dla was czy umowę stowarzyszeniową z Ukrainą.

Są tego dwie przyczyny. Po pierwsze, uważam, iż decyzje te były bardzo ważne dla węgierskiej społeczności na Ukrainie. Po drugie zaś, uważałem za bardzo nieuczciwe to, jak obchodzi się z wami Unia Europejska. Przecież wypełniono wszystkie warunki, które wam stawiano w celu umożliwienia ruchu bezwizowego – ale UE nie spieszyła się z wypełnieniem swoich obietnic! I tak samo nieuczciwym było to, jak zachowywała się Holandia, blokując już podpisaną umowę stowarzyszeniową.

Dlaczego o tym mówię? Dlatego, że będę najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi, jeśli wrócimy do stanu stosunków z tamtego okresu. Ale obecnie piłka jest po waszej stronie. Przecież nie my podjęliśmy decyzję we wrześniu 2017 roku [o ustawie oświatowej – przyp. „Europejska Prawda”]

– Wyjaśnimy to zatem: czy możliwe jest zachowanie w obecnej postaci artykułu 7. dotyczącego języka wykładowego w szkołach państwowych?

– Kiedy jedno państwo podejmuje jakąś decyzję, która dotyczy mniejszości, my w pierwszej kolejności analizujemy: czy pogorszy ona sytuację Węgrów, czy nie. Artykuł 7. ustawy oświatowej ją pogorszył i jest to oczywiste – przecież liczba godzin lekcyjnych wykładanych po węgiersku się zmniejszy.

Ja rozumiem, że chcecie zwiększyć rolę języka państwowego.

Jest to wasze suwerenne prawo, to wasza wewnętrzna sprawa, w którą nie chcę się wtrącać. Ale podwyższenie efektywności nauczania języka ukraińskiego nie musi oznaczać, że macie zmniejszać liczbę godzin nauczania po węgiersku. Uważam, że nauczanie fizyki czy biologii po ukraińsku nie jest potrzebne, by dobrze posługiwać się językiem urzędowym.

Jednak końcowa decyzja zależy od stanowiska mniejszości [węgierskiej na Ukrainie – przyp. red.]. Rząd powinien przeprowadzić z nimi konsultacje. A jeśli Węgrzy będą usatysfakcjonowani – my również będziemy.

– Niedawno w Brukseli obwinialiście ukraiński rząd o szerzenie antywęgierskiej propagandy.

– Tak mówiłem i mogę to powtórzyć. I nadal nie rozumiemy, dlaczego ma to miejsce.

– Ma Pan na to dowody?

– Musicie spytać swoich dyplomatów, czy szeptali oni swoim zachodnim kolegom.

Wiadomo nam o swego rodzaju „miękkiej dyplomacji”, kiedy celowo szerzono plotki o tym, jakobyśmy działali pod wpływem Rosji. A to jest zwykłe kłamstwo!

Nie potrzebujemy żadnej Rosji, żeby wiedzieć, jak bronić swoją mniejszość.

– A nie zastanawiał się Pan, że przyczyna może leżeć gdzie indziej – wasza presja na Ukrainę może sama z siebie sprawiać wrażenie, iż odpowiada interesom Federacji Rosyjskiej.

– Posłuchajcie – jesteśmy niezależnym krajem i nie obchodzi nas, co myśli Rosja o naszej polityce odnośnie do mniejszości. Wiemy jedno: na Zakarpaciu są Węgrzy, jest ich tam około 150 tysięcy i chcemy bronić ich praw. I jeśli będzie potrzeba, będziemy ich bronić przed każdym – przed USA, przed Rosją, Nową Zelandią, przed kimkolwiek.

– Jednak z powodu obecnej polityki wielu z tych Ukraińców, którzy nie mają wiedzy o osobliwościach Węgier, zaczęło postrzegać je jako kraj prorosyjski.

– Powtórzę: nie jest mi potrzebna ani Rosja, ani Ukraina, ani jakikolwiek inny kraj, żeby określić naszą strategię co do węgierskojęzycznej mniejszości. Jesteśmy dostatecznie dojrzali, żeby podejmować decyzje samodzielnie.

Węgry nie są prorosyjskie ani proamerykańskie. Są prowęgierskie.

Nasza polityka to: Węgry przede wszystkim, „Hungary first”.

Oczywiście, pewne nasze decyzje bardziej podobają się jednym państwom, a inne decyzje – innym. Ale nigdy nie oceniam ich oczyma innego państwa. Nie obchodzi mnie, jak one będą oceniane.

– Jeśli dla Węgrów wrażliwa jest tematyka językowa, to dla nas takową jest kwestia podwójnego obywatelstwa. Mówi się, że na Ukrainie jest około 100 tysięcy obywateli Węgier. Jakie są wasze dane?

– Nie znam liczb, bo to sfera działalności Ministerstwa Spraw Wewnętrznych, a nie moja. Ale wiem, że podwójne obywatelstwo to zjawisko paneuropejskie. Podejście to jest czymś normalnym w Unii Europejskiej, a wy, jak sądzę, chcecie dążyć do UE. I nie mogę zrozumieć, co jest w tej praktyce złego.

– Węgierscy badacze twierdzą, że ludzie otrzymują paszporty i opuszczają Ukrainę, wyjeżdżają do Unii Europejskiej. W ciągu ostatnich kilku lat odsetek Węgrów zmniejszył się u nas o 20%. Czy naprawdę zależy wam na tym, żeby Zakarpacie przestawało być węgierskim?

– Nie widzę związku. Jeśli ktoś chce opuścić Ukrainę, to zrobi to nawet z ukraińskim paszportem. Zamiar wyjazdu zależy nie od posiadanego paszportu, ale od sytuacji na Zakarpaciu. Dlatego chcemy, żeby sytuacja tu poprawiała się na tyle, żeby nasza społeczność stawała się mocniejsza.

Mam na myśli i ekonomiczną, i polityczną sytuację. Mam na myśli to, aby Węgrzy nie bali się prześladowań ze strony Służby Bezpieczeństwa Ukrainy. Żeby nie byli poddawani presji w kwestii prawa do oświaty.

– Pozostaje kwestia legalności. Tym bardziej, że Pan, bez żadnych wątpliwości, wie o inicjatywie prezydenta, aby osoby o podwójnym obywatelstwie pozbawiać obywatelstwa Ukrainy.

– O ile rozumiem, prezydent porzucił tę ideę. Nie otrzymywaliśmy żadnych gwarancji czy obietnic z tego powodu, ale prezydent wycofał ten projekt.

I jesteśmy z tego powodu bardzo zadowoleni.

– Czy jest w planach spotkanie prezydenta Poroszenki i premiera Orbána, podczas którego mogliby oni omówić sporne kwestie?

– Nic mi o tym nie wiadomo. Przynajmniej w grafiku na najbliższy okres nie ma planu takiego spotkania.

Rozmawiali: Serhij Sydorenko, Dmytro Tużanśkyj

Zakarpacie, Niżne Sołotwino (węg. Alsószlatina)

23 czerwca 2018 roku

źródło: Eurointegration.com.ua

tłum. Marcin Skalski

Więcej postów