Prezydenci USA i Rosji w Helsinkach będą rozmawiać o wojnie w Syrii i zawarciu układu przeciwko Iranowi. „Pakt” prezydentów Trumpa i Putina może mieć mocno niekorzystne skutki dla Polski – dla Defence24.pl pisze Witold Repetowicz.
Wojna w Syrii znalazła się obecnie w punkcie zwrotnym, może to mieć ogromne konsekwencje dla Polski. Jest to bowiem główny powód, dla którego Trump spotka się 16 lipca z Putinem w Helsinkach. USA chcą zawrzeć układ z Rosją eliminujący Iran z gry. Dla Rosjan, którzy tylko pozornie są sojusznikiem Iranu, to korzystne rozwiązanie. Nad zmontowaniem antyirańskiego układu od dawna pracuje też Izrael i Arabia Saudyjska. Natomiast Europa nie chce rezygnować ze współpracy gospodarczej z Iranem, a Polska znajduje się coraz bardziej pod ścianą i może być w tej rozgrywce największym przegranym.
Nie jest żadną tajemnicą, że od początku swojej kadencji Trump zdefiniował Iran jako głównego wroga USA, kwestionując jednocześnie sens porozumienia nuklearnego z Teheranem, podpisanego przez jego poprzednika. Co więcej, w tym sceptycyzmie wobec Iranu Trump ma wsparcie ze strony większości Republikanów, choć w innych kwestiach jego polityki zagranicznej często jest krytykowany przez swoją własną partię. Wynika to z trzech kwestii.
Po pierwsze, na zniesieniu sankcji nałożonych na Iran skorzystały nie USA, ale Europa (w tym – co warto podkreślić od razu – również Polska). Tymczasem dla USA Iran jest potencjalnym konkurentem na rynku energetycznym. Po drugie, Izrael ma obecnie większy niż kiedykolwiek wpływ na amerykańską politykę zagraniczną, a kraj ten nigdy nie zaakceptował porozumienia nuklearnego. Izrael w Iranie widzi największe zagrożenie dla swojego bezpieczeństwa i dąży do zniweczenia strategicznego projektu stworzenia tzw. „szyickiego półksiężyca”. Znów warto podkreślić, że projekt ten ma nie tylko militarny wymiar, ale również, a może przede wszystkim, gospodarczy. I w tym kontekście byłby on korzystny dla Europy, w tym również dla Polski. Po trzecie, eliminacja Iranu z rynku naftowego pozwoli na zwiększenie wydobycia ropy przez Arabię Saudyjską, przy czym niekoniecznie ceny tego surowca muszą spaść. Saudowie zdobędą w ten sposób nowe fundusze na prowadzenie wojny w Jemenie i zakupy amerykańskiej broni. Problem w tym, że spowoduje to też wzrost saudyjskich zakupów i inwestycji w Rosji, co zniweczy (przynajmniej częściowo) skutki sankcji nałożonych na Rosję przez UE i da Moskwie nowe środki na prowadzenie agresywnej polityki zagranicznej.
Z punktu widzenia Rosji wywołany przez USA kryzys wokół Iranu jest sytuacją komfortową, a sprzeciw Kremla wobec polityki antyirańskich sankcji ma wymiar czysto deklaratywny, przykrywający prawdziwe cele i intencje Moskwy. Wyjście Iranu z międzynarodowej izolacji oznaczało złamanie rosyjskiego monopolu w relacjach z Iranem i szybko okazało się, że Teheran traktuje „przyjaźń” z Rosją czysto taktycznie. Gdy w odpowiedzi na sankcje UE nałożone na Rosję w związku z rosyjską agresją na Ukrainę Kreml zaczął grozić zakręceniem kurków z gazem, to Iran pośpieszył z deklaracją, że jest w stanie pokryć każde zapotrzebowanie Europy na ten surowiec. Im mniejsze są również środki izolacji Iranu (np. ograniczenia w bankowych rozliczeniach finansowych), tym mniejszy jest udział Rosji w inwestycjach w Iranie. W 2016 r. Rosja nie znalazła się ani w pierwszej piątce partnerów handlowych Iranu jeśli chodzi o import (na piątym miejscu są natomiast Niemcy), ani jeśli chodzi o eksport (na piątym miejscu jest Francja).
Szczególnie groźne dla Rosji byłoby jednak stworzenie przez Iran „szyickiego półksiężyca”, czyli otwarcie trasy tranzytowej z Iranu, przez Irak i Syrię, do Libanu. Rosja, zawierając z Turcją umowę na budowę Turkish Stream, jest bliska zniweczenia europejskiego dążenia do dywersyfikacji dostaw gazu ze wschodu i południa. Służyć ma temu zintegrowanie systemu tranzytowego Turkish Stream i TANAP, którym pompowany byłby gaz z Kaukazu i Morza Kaspijskiego. Jednak gazociąg i ropociąg prowadzący z Iranu do Libanu (lub syryjskiej Latakii) stworzyłby potężną alternatywę.
Iran jest obecnie trzecim największym producentem gazu i czwartym producentem ropy, choć jego udział w sprzedaży jest wciąż nieproporcjonalnie mały. Natomiast pod względem potwierdzonych rezerw Iran jest drugi jeżeli chodzi o gaz i czwarty jeśli chodzi o ropę. Największe potwierdzone zasoby gazu ma Rosja, ale podejrzewa się, że faktycznie to Iran ma większe rezerwy. To jednak nie wszystko. Stworzenie transportowego szlaku z Iranu do Morza Śródziemnego pozwoliłoby na włączenie do niego również gazu i ropy irackiej, a także zasobów syryjskich i libańskich. Irak obecnie nie jest liczącym się eksporterem gazu, jednak jest na 11 miejscu jeśli chodzi o potwierdzone rezerwy tego surowca (przy czym władze Iraku spodziewają się, że nowe prace eksploracyjne spowodują awans na czwarte miejsce) oraz na szóstym miejscu pod względem produkcji ropy (na trzecim jeśli chodzi o eksport, przy czym Irak zamierza do 2022 r. zwiększyć wydobycie do 7 mln baryłek dziennie i awansować na drugie miejsce na liście największych eksporterów). Znaczne, nieeksploatowane wciąż, zasoby gazu znajduję się przy tym w północnoirackiej prowincji Kirkuk, przez którą przechodzi najbardziej optymalna opcja szlaku tranzytowego Liban – Morze Śródziemne.
Pozory sojuszu irańsko-rosyjskiego nie powinny zatem nikogo mylić. Iran robi dobrą minę do złej gry, bo nie ma innego wyjścia. Konflikt z Rosją, w sytuacji gdy nacisk USA na Europę powoduje, że przyszłość relacji irańsko-europejskich jest wciąż niepewna, jest ostatnią rzeczą, której potrzebuje Teheran. Również Rosja nie może grac w otwarte karty, bo przecież nie skorzysta z izolacji Iranu jeśli przyzna, że działa na jego niekorzyść i do tej izolacji faktycznie dąży. Dlatego publiczne deklaracje Rosji są w tym zakresie całkowicie sprzeczne z jej interesami. Wspólnota interesów czterech krajów tj. USA, Izraela, Arabii Saudyjskiej i Rosji w kwestii Iranu jest ewidentna i potwierdzają to działania Rosji.
Stosunki rosyjsko-izraelskie są świetne, a propalestyńska postawa Rosji w Radzie Bezpieczeństwa ONZ nie ma w tym zakresie żadnego znaczenia, bo obie strony doskonale wiedzą, że USA i tak wszystko zawetuje. Mamy więc po raz kolejny grę pozorów. Znacznie więcej mówiący jest fakt, że 11 lipca izraelski premier Benjamin Netanjahu już po raz trzeci w tym roku uda się z wizytą do Moskwy. Zgodnie z zasadami dyplomatycznymi po wizycie powinna nastąpić rewizyta, ale Miedwiediew ostatni raz w Izraelu był w listopadzie ub.r., a Putin w 2012 r. To dowód na to, komu bardziej zależy na tych relacjach. Na relacje rosyjsko-izraelskie ogromny wpływ ma również to, że co siódmy Izraelczyk pochodzi z obszaru b. ZSRR i niektórzy izraelscy politycy są byłymi rosyjskim oficerami. Izraelski dziennik Haretz w maju br., po drugiej wizycie Netanjahu w Moskwie, zwracał uwagę na to, że w Izraelu panuje dość powszechny podziw wobec Putina. Przypomniał również, że w 2014 r. Izrael nie głosował w ONZ za potępieniem rosyjskiej aneksji Krymu. Dowodów na specjalne więzi rosyjsko-izraelskie jest zresztą znacznie więcej.
Nie było przypadkiem, że dwa tygodnie po styczniowej wizycie Netanjahu w Moskwie doszło do największej izraelsko-irańskiej konfrontacji zbrojnej w Syrii, po tym jak Izrael dokonał potężnego nalotu na bazy irańskie pod Damaszkiem. Rosja od dawna zresztą pozwalała Izraelowi na bombardowanie oddziałów irańskich i proirańskich (m.in. Hezbollahu) w Syrii. Nie było również przypadkiem to, że kolejna wizyta zbiegła się z ogłoszeniem przez Trumpa wycofania się USA z porozumienia nuklearnego z Iranem. Miesiąc później Rosjanie, po raz pierwszy całkowicie oficjalnie, wsparli kolejną ofensywę armii syryjskiej przeciwko rebeliantom i to w newralgicznym dla Izraela miejscu tj. w południowosyryjskiej prowincji Dera. USA od razu zapowiedziały, że się nie będą do tego mieszać, a Izrael w tym samym czasie zbombardował szyickie milicje walczące z Państwem Islamskim w rejonie Abu Kamal.
Dera i Abu Kamal leżą w zupełnie innych częściach Syrii, ale związek między tymi dwoma wydarzeniami jest oczywisty, zwłaszcza jeśli weźmie się pod uwagę brak wyraźnej reakcji Rosji na ten nalot. Rosja i Izrael dogadały się w kwestii odbicia terenów południowej Syrii (czyli znajdujących się w pobliżu izraelskiej granicy) w zamian za gwarancję nieobecności sił proirańskich w tym miejscu i rosyjską zgodę na naloty na pozycje irańskie na potencjalnych trasach tranzytowych Iran – Morze Śródziemne. Abu Kamal leży właśnie na jednej z nich.
Istnieją trzy opcje jeśli chodzi o ten szlak tranzytowy. Pierwsza droga biegnie na południu, wzdłuż autostrady Bagdad-Damaszek, ale jest zablokowana przez niewielką enklawę rebeliancką przy przejściu granicznym al-Tanf. USA bombardowały oddziały syryjskie za każdym razem, gdy te chciały się zbliżyć do tego miejsca, którego znaczenie dla politycznej przyszłości Syrii jest zerowe. Chodzi wyłącznie o blokowanie Iranu. Druga droga biegnie przez Dolinę Eufratu i teoretycznie jest otwarta. W praktyce biegnie ona przez niechętny szyitom iracki Anbar, a w Syrii w okolicach tego szlaku utrzymuje się obecność Państwa Islamskiego. To tu zresztą leży właśnie Abu Kamal. Trzecia zaś to droga północna, teoretycznie najkorzystniejsza ekonomicznie, gdyż przechodzi przez bogate w ropę i gaz tereny Iraku (m.in. Kurdystanu) i Syrii.
Iraccy Kurdowie wielokrotnie udowodnili, że są bardzo elastyczni i nie jest dla nich najmniejszym problemem dogadać się z Iranem, choć są postrzegani jako sojusznik USA i mają dobre relacje z Izraelem. Z drugiej strony to Rosjanie, a nie USA, stanowią tu główną przeszkodę dla realizacji irańskich planów. To bowiem Rosnieft w 2017 r. przystąpił do iście ekspresowej ofensywy i zawarł szereg umów z kurdyjskimi władzami, dzięki którym w znacznym stopniu przejął kontrolę nad handlem kurdyjską ropą i gazem. Znacznie bardziej skomplikowana jest sytuacja po syryjskiej stronie granicy, gdzie syryjscy Kurdowie są sojusznikami USA i mają ciche porozumienie z Arabią Saudyjską. Rosja chce rozbić ten sojusz rękoma Turków, ale nie zamierza wpuszczać na ten teren ani Turcji ani Iranu. Saudowie, mający wrogie stosunki zarówno z Turcją jak i Iranem, naciskają natomiast na USA, by nie opuszczały tych terenów i utrzymały wsparcie dla Kurdów.
Saudowie nie robią tego jednak z sympatii dla Kurdów, lecz z obawy, że Iran wypełni lukę i porozumiewając się z Kurdami otworzy swój wymarzony szlak tranzytowy. Iran mógłby być przy tym znacznie skuteczniejszym mediatorem między Asadem a Kurdami niż Rosja, gdyż – po pierwsze – jest bliższy Asadowi, a po drugie, w przeciwieństwie do Rosji, zależałoby mu na osiągnięciu takiego porozumienia. Rosyjska mediacja między Kurdami a Damaszkiem to bowiem kolejna gra pozorów. Wiele wskazuje na to, że USA mogą się dogadać z Rosją w kwestii ich wycofania się z Syrii pod warunkiem udzielenia gwarancji zablokowania szlaku Iran – Morze Śródziemne, czemu służyłoby m.in. nie dopuszczenie do porozumienia Kurdów z Damaszkiem (zamiast tego północna Syria byłaby okupowana przez rosyjskie „siły pokojowe”). Warto dodać, że relacje saudyjsko-rosyjskie co najmniej od roku ulegają dynamicznemu ożywieniu. W 2017 r. inwestycje saudyjskie w Rosji były warte 2 mld USD, ale docelowo mają wzrosnąć do 10 mld USD. To również porozumienie saudyjsko-rosyjskie w sprawie ograniczenia wydobycia zablokowało spadek cen ropy.
Fakt, że w celu przygotowania szczytu Trump-Putin do Moskwy poleciał doradca ds. bezpieczeństwa John Bolton, który jeszcze niedawno wzywał do dokonania nalotów na Iran, mówi jednoznacznie o tym co Amerykanie chcą osiągnąć przez to spotkanie. Podobnie jak fakt, że trzecia wizyta Netanjahu w Moskwie zbiega się w czasie ze szczytem NATO i ma miejsce pięć dni przed szczytem amerykańsko-rosyjskim. Pytanie brzmi jednak również jak wiele Amerykanie są gotowi zapłacić za osiągnięcie swych celów i jak bardzo Rosja może się odkryć w swej antyirańskiej polityce.
Stosunki między USA a zachodnioeuropejskimi sojusznikami (w szczególności Niemcami) uległy ostatnio znacznemu pogorszeniu. Oczywiście, osłabienie więzi euroatlantyckich jest na rękę Rosji. To, że jedną z kości niezgody jest stosunek do Iranu jest kolejną korzyścią jaką Rosja wyciąga z faktu wycofania się USA z porozumienia nuklearnego z Iranem. Warto przy tym zaznaczyć, że raporty Międzynarodowej Agencji Energii Atomowej nie potwierdzały zarzutów stawianych Iranowi o łamanie zasad porozumienia, a oczekiwanie od Iranu rezygnacji z programu rakietowego nie ma uzasadnienia prawnomiędzynarodowego. Brak też jakichkolwiek zdarzeń potwierdzających tezę, iż Iran stanowi bezpośrednie zagrożenie dla bezpieczeństwa Izraela. Ponadto, Izrael ma gwarancje bezpieczeństwa zarówno ze strony USA jak i Rosji.
Dla Europy rynek irański jest zbyt atrakcyjny, by mogła ona sobie pozwolić na rezygnację z ratowania porozumienia nuklearnego mimo stanowiska USA. Np. francuski Total zaangażowany jest w warty 2 mld USD projekt eksploracji pól gazowych Południowy Pars, a Airbus szykował się do zaspokojenia znacznej części z wartego 40 mld dolarów zapotrzebowania irańskich linii lotniczych na nowe samoloty i części. Total stara się przy tym o wyłączenie go spod działania sankcji. O to samo stara się zresztą PGNiG.
Porozumienie rosyjsko-amerykańskie najprawdopodobniej nie wpłynie bezpośrednio na stosunki amerykańsko-polskie w zakresie bezpieczeństwa. Może natomiast wpłynąć na stosunek USA do problemu ukraińskiego. Uznanie aneksji Krymu przez Trumpa to cena jaką jest on z całą pewnością w stanie zapłacić, jeśli otrzyma od Rosji odpowiednią propozycję w kwestii Iranu. Z punktu widzenia Polski Krym nie jest jednak największym problemem. Znacznie ważniejsze jest to, czy Polska będzie musiała zrezygnować ze współpracy z Iranem. Będzie to dla nas szczególnie bolesne, jeśli inne kraje europejskie nie odwrócą się od Iranu mimo polityki USA (lub otrzymają od Amerykanów wyłączenie z sankcji). Wtedy stracimy bezpowrotnie okazję zaistnienia na tym rynku, a Irańczycy wielokrotnie pokazali że są zainteresowani współpracą z nami m.in. ze względu na konkurencyjność cenową polskich firm.
Po zniesieniu sankcji obroty handlowe polsko-irańskie gwałtownie wzrosły w 2016 r. choć dalszy rozwój tego trendu zahamowała antyirańska polityka Trumpa. W 2016 r. byliśmy jednak znaczącym i perspektywicznym graczem w Iranie. Nasz import z Iranu był wprawdzie 10 razy mniejszy niż francuski, ale tylko dwukrotnie mniejszy niż rosyjski. Rósł również nasz eksport do Iranu, a Ministerstwo Rozwoju prognozowało wzrost obrotów do 1 mld USD. Import z Iranu obejmował przede wszystkim ropę, którą Iran, by odzyskać rynki, zaczął sprzedawać po cenach dumpingowych (co było kolejnym uderzeniem w Rosjan, bo to z rosyjską ropą na polskim rynku rywalizuje irańska). W sierpniu 2016 r. do Grupy Lotos trafiło 300 tys. ton irańskiej ropy a w kwietniu 2018 r. 130 tys. ton ropy otrzymał Orlen. Warto przy tym zwrócić uwagę, że tankowiec płynący z ropą dla Lotosu nie mógł przepłynąć Kanału Sueskiego. Gdyby istniał szlak transportowy Iran-Morze Śródziemne, to sytuacja byłaby znacznie prostsza.
To jednak nie wyczerpuje strat jakie poniesie Polska, jeśli w wyniku amerykańskich nacisków zostaniemy zmuszeni do wycofania się ze współpracy z Iranem. Od końca 2018 r. Iran zamierza rozpocząć sprzedaż swojego LNG, co stanowiłoby dużą szansę na dalszą dywersyfikację dostaw gazu do Polski i uniezależnianie się od gazu rosyjskiego. Ponadto PGNiG pod koniec 2016 r. podpisał z North Iranian Oil Company list intencyjny, którego efektem miała być wspólna eksploatacja ropy z irańskiego złoża Soumar. Dalsze prace jednak zostały zawieszone ze względu na politykę USA. PGNiG jeszcze w maju wyrażało jednak nadzieję, że spółce tej uda się wynegocjować z USA wyłączenie spod sankcji.
Odcięcie Polski od irańskiego rynku będzie korzystne zarówno dla Rosji, jak i dla USA, które jest zainteresowane sprzedażą do Polski swojego LNG i swojej ropy. Układ międzynarodowy jest jednak obecnie bardzo niekorzystny dla Polski, zważywszy na to, że głównym brokerem porozumienia rosyjsko-amerykańskiego przeciwko Iranowi jest Izrael, który nie jest zainteresowany jakimikolwiek ustępstwami ze strony USA w kwestii stosunków irańsko-polskich. Jest to paradoks, gdyż w przeciwieństwie do Rosji, Polska tradycyjnie popiera Izrael na forum międzynarodowym. Izrael jednak potrzebuje wsparcia Rosji na Bliskim Wschodzie, a jego wpływ na politykę USA jest ogromny. Dla Rosji jest to idealny, dodatkowy kanał nacisku dla osiągania swoich celów w Europie Wschodniej. Być może odpowiedzią powinna być bardziej asertywna postawa Polski.