„Ponadnarodowość” Unii Europejskiej w ujęciu Jacka Czaputowicza, ministra spraw zagranicznych

Wśród materiałów promujących Unię Europejską jest kilka książek, które ukazały się… nakładem jezuickiego wydawnictwa WAM (kiedyś Wydawnictwa Apostolstwa Modlitwy). W jednej z nich, wydanej w 1999 r. pracy zbiorowej pod redakcją Jacka Czaputowicza pt. „Integracja europejska. Implikacje dla Polski”, znalazłem jego rozważania na temat losów polskiej suwerenności i tożsamości narodowej po integracji Polski z Unią Europejską. Taktyka autora jest charakterystyczna dla promotorów Unii Europejskiej. Nie pomniejsza on nawet zagrożeń dla Polski. Próbuje tylko zmienić sens podstawowych pojęć i, w ten sposób „zaczarować” te zagrożenia.

Swe rozważania na temat polskiej suwerenności w kontekście Unii Europejskiej zaczyna w sposób następujący: „Unia Europejska wykracza poza formę zwykłej organizacji międzynarodowej, definiowanej jako stowarzyszenie suwerennych państw, wyposażonej we wspólne organy i utworzonej na podstawie międzynarodowej umowy. Jak to ujął jeden z teoretyków, Unia Europejska może integrować się politycznie jedynie wykraczając poza suwerenność poszczególnych państw, perswadując je, aby przyjęły status jednostek podporządkowanych i rekonstruując suwerenność na wyższym poziomie. (podkreślenie – S. K.) Proces ten powoduje stopniową zmianę kierunku lojalności obywateli i obumieranie tradycyjnego państwa typu westfalskiego”.

Na czym polegają, według Czaputowicza, skutki tego procesu?

W pierwszym rzędzie państwa tracą niektóre „tradycyjne atrybuty suwerenności” (podkreślenie-S. K.) ale za to, podkreśla Czaputowicz, „pozyskują nowe techniki realizacji interesów”.

Wynika z tego, że zakres decyzji, które mogą podejmować te państwa jest bardzo ograniczony. Jednak, stwierdza Czaputowicz: „Nie zakres podejmowanych przez państwo decyzji jest decydujący, a możliwość realizacji własnych interesów”.

Czaputowicz zwraca uwagę na to, że pojawia się tu zjawisko ponadnarodowości, które polega na tym, że państwa przekazują „prawa zwierzchnie” Unii Europejskiej. Zjawisko to potęguje się bowiem występują tu łącznie trzy cechy: „niezależność niektórych organów europejskich od państw członkowskich, transfer pewnych kompetencji na rzecz organizacji oraz bezpośrednie obowiązywanie norm prawnych”.

Skutek tego jest taki, że Unia Europejska posiada „możliwość stanowienia prawa, które wiąże zarówno państwa jak i jednostki”, że występuje tzw. autonomia sądowa „przejawiająca się w tym, że w sprawach uregulowanych traktatem (a więc w większości spraw – dop. S. K.) jedynym władnym organem jest Trybunał Sprawiedliwości, a jego jurysdykcja jest obowiązkowa”, że występuje „konieczność podporządkowania się orzeczeniom Trybunału w całości”, że „jednostka może skarżyć działania państwa” (może występować przed organami Unii przeciwko własnemu państwu i po wygraniu sprawy egzekwować od niego to, co wyrok jej zasądza), że występuje tzw. autonomia finansowa (Unia nie zależy w tej perspektywie od państw członkowskich, bo sama pobiera sobie od nich i ich obywateli podatki i cła).

Tak jak państwa członkowskie nie posiadają „tradycyjnej” suwerenności tak prawo Unii Europejskiej nie jest „tradycyjnym” prawem międzynarodowym, ponieważ „nie wymaga pośrednictwa państwa w stosowaniu go do jednostek”.

Czaputowicz przypomina, że już w 1964 r. Trybunał Sprawiedliwości „stwierdził, że Traktat o Europejskiej Wspólnocie Gospodarczej stworzył własny system prawny, który stał się integralną częścią systemu prawnego państw członkowskich”. Wynika z tego, stwierdza Czaputowicz, że: „Poprzez utworzenie Wspólnoty państwa członkowskie ograniczyły swoją suwerenność oraz utworzyły prawo, które obowiązuje bezpośrednio zarówno państwa jak i obywateli. Prawo Wspólnot jest więc niezależnym źródłem prawa, które uprzedza krajowe normy prawne. Ponieważ państwa się tego wyrzekły, nie mogą już same stanowić prawa w dziedzinach objętych uregulowaniami traktatowymi (takich dziedzin jest coraz więcej i niedługo będzie trudno wskazać dziedziny, które do nich nie należą – dop. S. K.). Prawo wspólnotowe stanowi więc integralną część prawa wewnętrznego państw członkowskich. Normotwórczy charakter Wspólnot Europejskich powoduje, że poprzez powiązania państw członkowskich gęstą siecią norm prawnych, proces integracji europejskiej staje się w jakimś stopniu nieodwracalny”.

To jednak jeszcze nie wszystko. Suwerenność państw członkowskich zostaje praktycznie ograniczona do zera, bo, jak stwierdza Czaputowicz: „Poprzez fakt, że państwa przenoszą część suwerenności do instytucji znajdujących się na wyższym poziomie (podkreślenie – S. K.), tworzy się system zachodzących na siebie autorytetów i zwielokrotnionych lojalności. Władza państwa narodowego ulega rozproszeniu w trzech kierunkach: w płaszczyźnie pionowej do Unii Europejskiej oraz na szczebel lokalny i regionalny, w płaszczyźnie poziomej do organizacji transnarodowych. (…) Odpowiedzialne są za to trzy równoległe procesy: integracji europejskiej, fragmentacji i globalizacji”.

O co tu chodzi? Ano o to, że państwo będące członkiem Unii Europejskiej jest związane przez prawo i organy Unii, a poprzez to prawo i te organy również przez prawo narzucane przez różne organizacje ogólnoświatowe i ich wolę (globalizacja). Proces fragmentacji polega zaś na tym, że będąc zmuszone do przestrzegania prawa Unii Europejskiej państwo członkowskie nie będzie mogło ingerować w decyzje władz lokalnych lub podejmowane na szczeblu ponadnarodowych regionów obejmujących terytorium kilku państw członkowskich (także ich własne).

Czaputowicz dzieli się w tym momencie z nami dwiema kapitalnymi uwagami. Po pierwsze przypomina przesłanie „kultowych” w Unii Europejskiej jej teoretyków: „Aby Europa stała się biegunem, musi w niektórych ważnych dziedzinach upodobnić się do państwa”.

Po drugie zwraca uwagę na to, że sytuacja w Europie zaczyna dziś przypominać sytuację w średniowieczu gdzie szczególną ponadnarodową rolę spełniał Kościół ograniczając w znacznej mierze suwerenność poszczególnych państw.(s. 37) Z rozważań Czaputowicza wynikałoby, że Unia Europejska jest takim nowym Kościołem. Otwarte pozostaje tu pytanie, kto ustala dogmaty i cały porządek wiary i kto pełni funkcje papieża, kardynałów, biskupów i przewodniczących poszczególnych kongregacji, a w szczególności unijnej Kongregacji Doktryny Wiary. Dla mnie odpowiedź jest prosta i jednoznaczna – masoni.

To wszystko nie jest jednak dla Czaputowicza i innych promotorów integracji Polski z Unią Europejską żadnym problemem. Zanika tylko „tradycyjna” suwerenność państw, ale pojęcie suwerenności państwa jest definiowane na nowo. Możemy posiadać przecież suwerenność „symboliczną” albo „proceduralno-materialną”, ale najlepiej nową suwerenność „realną”, która polega na realizacji swojego własnego interesu” (Jakiego? Czyjego? Kto go określa? – pytania S. K.) i to „za pomocą międzynarodowych instytucji”.

W ten sposób obok „kochających inaczej” pojawiają się „suwerenni inaczej”.

Czyżby Czaputowicz nie widział żadnych zagrożeń dla Polski ze strony Unii Europejskiej?

O nie. Widzi takie zagrożenia. Pisze: „Dotyczą one przede wszystkim zachowania tożsamości narodowej. Kryterium istnienia państwa jest suwerenność, natomiast kryterium istnienia grupy społecznej, również narodowej, jest zachowanie tożsamości. Grupa społeczna przestanie istnieć, gdy straci swą tożsamość, podobnie jak państwo przestanie istnieć, gdy straci swą suwerenność. W wyniku procesu integracji europejskiej tradycyjnie (podkreślenie S. K.) rozumiana suwerenność, legitymacja i efektywność państwa terytorialnego podlega erozji, przez co kultury narodów europejskich pozbawione są tradycyjnej (podkreślenie – S. K.) ochrony. Związek pomiędzy narodem i państwem jest osłabiony, lojalność obywateli przechodzi na poziom ponadnarodowy”.

Czaputowicz widzi i te zagrożenia, ale się ich nie boi. Wniosek z tego jeden. Tak dla niego jak i dla innych promotorów integracji Polski z Unią Europejską tak państwo polskie jak i naród polski nie są czymś, co należy cenić i chronić.

Na koniec wyciągnąłbym jeden prosty i oczywisty wniosek. Każdy, kto chciałby, aby istniało państwo polskie i było suwerenne, kto chciałby, by za dwadzieścia, pięćdziesiąt i sto lat istniał naród polski powinien zdać sobie dziś sprawę z tego, co oznacza proces integracji Polski z Unią Europejską. Ci zaś, którzy tego nie chcą powinni swoje działania rozważyć w swoim sumieniu i zachowując uczciwość mówić głośno: „Nie czuję się Polakiem. Nie jestem więc Polakiem. Jestem mieszkańcem Polski. Chciałbym żeby Polski i Polaków nie było”.

Wszyscy powinniśmy pamiętać, tak my jak i oni, o tym, że są decyzje, których nawet demokratycznie nikomu nie wolno podjąć. Nie możemy demokratycznie podjąć decyzji, że czarne to białe. Nie możemy demokratycznie podjąć decyzji, że część z nas już nie jest ludźmi. Nie wolno nam nawet druzgocącą przewagą głosów niszczyć polskiego państwa i podważać fundamentów polskiego bytu narodowego.

DR STANISŁAW KRAJSKI

Więcej postów