Wstrząsający widok zastali przechodnie wczesnym rankiem w Lublinie. Na jednym z balkonów stał młody, zakrwawiony człowiek i głośno krzyczał, że zabił matkę. Świadkowie natychmiast zawiadomili policję. Niestety słowa 30-latka potwierdziły się. Po wyważeniu drzwi policjanci znaleźli zwłoki 63-letniej kobiety. Ranny matkobójca w eskorcie policji trafił do szpitala.
W środę wczesnym rankiem na balkonie eleganckiego bloku przy ul. Bolesława Śmiałego pojawił się młody mężczyzna. Był cały we krwi.
– Zamordowałem matkę, a teraz sam się zabiję! – krzyczał.
Pod blokiem natychmiast zrobiło się zbiegowisko. Świadkowie zaczęli dzwonić po pomoc. Kiedy kilka minut później pojawili się policjanci, desperat zabarykadował się w mieszkaniu. Mundurowi musieli poprosić o pomoc strażaków, którzy wyważyli drzwi.
– Kiedy funkcjonariusze weszli do środka, mężczyzna siedział na taborecie w kuchni. Był zakrwawiony. Miał ranę na szyi i na rękach. Był bardzo pobudzony, trzeba było go obezwładnić. W sąsiednim pomieszczeniu znaleźliśmy zwłoki jego matki – opowiadają policjanci.
Tomasz M. (30 l.) konwojowany przez mundurowych trafił do szpitala. Nic poważnego mu się nie stało. Prawdopodobnie jutro usłyszy zarzuty zabójstwa swojej matki Ewy M. (63 l.).
– To była taka porządna kobieta. Ładna, zadbana. Pracowała na wysokim stanowisku w administracji jednego ze szpitali. Jej syn też wydawał się porządnym człowiekiem. Nie pracował, bo chorował. Kilka lat temu przeszedł nieudaną operację, po której bardzo cierpiał na nawracające migreny. Nawet sądził się ze szpitalem o odszkodowanie. Brał leki przeciwbólowe. Może to one tak źle na niego podziałały? – zastanawiają się sąsiedzi.