Czy Polacy masowo ratowali Żydów? Ta książka odsłania niewygodną prawdę

Dwóch spośród każdych trzech Żydów, którzy szukali ratunku ukrywając się przed niemieckim okupantem, zginęło. Niestety, przy znacznym współudziale Polaków – większym, niż do tej pory powszechnie sądzono. Tak przygnębiającą konkluzję niesie ze sobą najnowsza publikacja Centrum Badań nad Zagładą Żydów zatytułowana „Dalej jest noc. Losy Żydów w wybranych powiatach okupowanej Polski”. Dlaczego ta książka jest taka ważna? Bo rzuca nowe, szersze światło na historię dla Polaków bardzo trudną i niewygodną.

 Książka, która oficjalną premierę miała pod koniec kwietnia, jest zwieńczeniem kilku lat ogromnej pracy grupy historyków pod redakcją Barbary Engelking i Jana Grabowskiego – chyba najbardziej uznanych badaczy Holokaustu w Polsce. Jest to publikacja wyjątkowa, bo po raz pierwszy podejmująca próbę kompleksowego udokumentowania przebiegu zagłady Żydów na polskiej prowincji. Dotychczas bowiem badania historyków koncentrowały się przede wszystkim na dużych ośrodkach miejskich – gettach w Warszawie, Łodzi, Lwowie czy Krakowie. Natomiast losy ludności żydowskiej zamieszkującej małe miasteczka i wsie do dziś były znane słabo lub prawie wcale.

Judenjagd – „polowanie na Żydów”

Naukowcy Centrum Badań nad Zagładą Żydów przy Polskiej Akademii Nauk wzięli pod lupę dziewięć powiatów położonych w różnych częściach okupowanej Polski – Generalnego Gubernatorstwa oraz Okręgu Białostockiego. Według szacunków historyków w lecie 1941 roku obszar ten zamieszkiwało ok. 18 mln Polaków i 2,2 mln Żydów.

Po przeprowadzeniu w latach 1942-1943 przez Niemców akcji „Reinhardt”, czyli przemysłowego mordu na niespotykaną w dziejach skalę, przy życiu pozostało ok. 200-300 tys. Żydów, którzy ukrywali się w zlikwidowanych gettach i po „aryjskiej” stronie. Wtedy rozpoczęła się ostatnia faza Zagłady, czyli Judenjagd, „polowanie na Żydów” – jak określili tropienie żydowskich niedobitków niemieccy okupanci.

To właśnie na tym okresie koncentrują się badania, które składają się na „Dalej jest noc”. Ich konkluzja jest przygnębiająca. Dwóch spośród każdych trzech Żydów, którzy szukali ratunku ukrywając się przed okupantem, zginęło. Niestety, przy znacznym współudziale Polaków – większym, niż do tej pory powszechnie sądzono. Zgromadzone przez autorów dowody historyczne są wręcz przytłaczające. W większości przebadanych i zweryfikowanych przypadków Żydzi ginęli z rąk polskich współobywateli bądź przy ich pośrednim udziale.

A trzeba przyznać, że badacze Centrum przeprowadzili mrówczą pracę. W każdym z badanych powiatów dokonano niezwykle szczegółowej kwerendy wszystkich dostępnych źródeł. Objęła ona m.in. dokumenty urzędowe (polskie, niemieckie, organizacji żydowskich), dzienniki i relacje świadków, prasę podziemną, akta procesowe, źródła historii mówionej, archiwa prywatne. Autorzy również sami przeprowadzali wywiady z lokalnymi mieszkańcami.

Należy przy tym pamiętać, że historycy w „Dalej jest noc” przyjęli bardzo ostrożne szacunki. Gdy w źródłach, które zawierały nieprecyzyjne dane, była mowa o „kilku” Żydach, przyjmowali liczbę 3; gdy o „kilkunastu” – 11; „kilkudziesięciu” – 21; „kilkuset” – 200. Trudno więc zarzucać, że liczby przedstawione w publikacji zostały rozmyślnie wyolbrzymione.

„Dzieci likwiduje się uderzeniem głową o kamień”

Najbardziej szokują przytaczane w książce opisy zbrodni. Przerażające relacje, cytowane przez badaczy z beznamiętnym chłodem, składają się na kronikę bezdusznej obojętności i niepojętego okrucieństwa, wręcz zezwierzęcenia. „Pod Szczebrzeszynem są uciekinierzy żydowscy w lasach. Niemcy przy pomocy policji granatowej i jeńców sowieckich urządzają polowania. Dzieci likwiduje się uderzeniem głową o kamień. Pewien «granatowy» (polski policjant – przyp. red.) już upolował 69 Żydów” – pisała konspiracyjna gazeta Stronnictwa Ludowego na jesieni 1942 r., której fragment przytoczony jest w książce.

Zresztą badania historyków rzucają szersze światło na to, jak bardzo nikczemną rolę w zagładzie Żydów odegrała polska policja granatowa. Funkcjonariusze tej formacji brali udział w obławach przeważnie na rozkaz niemieckich przełożonych, ale nie zawsze. Niejednokrotnie z własnej inicjatywy wyszukiwali i mordowali Żydów na prowincji, gdzie obecność oddziałów okupanta była znikoma.

„Akcje likwidacyjne przeprowadzane przez słabo orientujących się w terenie Niemców bardzo często wiązały się z donosami i zazwyczaj odbywały się przy współudziale policji granatowej. Ponadto mieszkańcy polskich wsi częściej niż Niemcom donosili lokalnej polskiej policji. Policja granatowa nieraz rozstrzeliwała Żydów na miejscu lub w pobliżu miejsca wykrycia, czasem – koło posterunku. Mordy na Żydach dokonane przez granatowych policjantów bywały także wynikiem ich własnej inicjatywy, bez wiedzy Niemców” – czytamy w „Dalej jest noc”.

Wśród polskich sąsiadów mordowanych Żydów dominowała rozpaczliwa niemoc i przeraźliwa obojętność. Ale jest też niepokojąco wiele relacji o pośrednim udziale Polaków w masowych mordach. Zygmunt Klukowski, lekarz ze Szczebrzeszyna, tak pisał o likwidacji lokalnego getta w październiku 1942 r.: „W ogóle ludność polska nie zachowywała się poprawnie. Wielu ludzi brało czynny udział w tropieniu i wynajdywaniu Żydów. Wskazywali, gdzie są ukryci Żydzi, chłopcy uganiali się nawet za małymi dziećmi żydowskimi, które policjanci zabijali na oczach wszystkich”.

Młody Żyd Finkelstein, któremu udało się zbiec z pociągu jadącego do obozu zagłady w Treblince, wspominał po latach: „Banda chłopów, w wieku od dwudziestu do czterdziestu lat, uzbrojonych w pałki i metalowe pręty, urządziła polowanie na zbiegów. Bili ich, często katowali na śmierć, żeby zabrać im pokrwawione ubrania”. Finkelstein relacjonował, że tych Żydów, którzy przeżyli tortury, bandyci oddawali w ręce policji granatowej. Co znamienne, podobne relacje powtarzają się we wspomnieniach innych osób, którym udało się uciec z niemieckich transportów do Treblinki.

Mroczna strona polskiego ruchu oporu

Ponurym rozdziałem badań historyków Centrum jest niejednoznaczna postawa sporej części polskiego ruchu oporu. Mimo że oficjalnie Polskie Państwo Podziemne pomagało Żydom (czym zajmowała się przede wszystkim Rada Pomocy Żydom, czyli tzw. Żegota), a szmalcownictwo było karane śmiercią, to paradoksalnie na głębokiej prowincji członkowie polskiej konspiracji często stanowili dla ukrywających się Żydów śmiertelne zagrożenie. Możliwość przyłączenia się do partyzantki była zależna od stosunku „poszczególnych formacji i oddziałów (zwłaszcza dowódców) do Żydów. W zasadzie przyjmowały ich jedynie partyzantki sowiecka i komunistyczna (choć również niewolna od antysemickich uprzedzeń)” – czytamy w „Dalej jest noc”. Niejednokrotnie, by ratować życie, Żydzi musieli ukrywać przed leśnymi oddziałami swoje pochodzenie.

Tylko w powiecie miechowskim w 1944 r. z rąk formacji polskiego ruchu oporu (m.in. Armia Krajowa, Bataliony Chłopskie, Narodowe Siły Zbrojne) zginęło co najmniej 72 Żydów, co stanowiło 14 proc. wszystkich ukrywających się uciekinierów w tym rejonie. Są to przypadki najlepiej udokumentowane, ponieważ tuż po wojnie w ręce komunistycznej bezpieki trafiło całe archiwum tamtejszej AK. 

W powiecie dębickim oddział AK dokonał napadu rabunkowego na jednego z mieszkańców, który ukrywał Żydów. W rezultacie partyzanci rozstrzelali trzy żydowskie kobiety i ośmioletnie dziecko. O wrogiej postawie części konspiracyjnych oddziałów do Żydów świadczą również relacje ocalałych w powiecie bocheńskim. W jednym z udokumentowanych przypadków polscy partyzanci zabili ośmiu żydowskich uciekinierów ukrywających się w leśnej ziemiance.

W innych regionach lokalni dowódcy często nie przyjmowali do partyzantki żydowskich uciekinierów, radykalnie zmniejszając ich szanse na przetrwanie. Tak było chociażby na Podkarpaciu – w meldunku Inspektoratu Rzeszów AK z 1942 r. odradzano rekrutowanie jakichkolwiek mniejszości narodowych.

Historia trudna i niewygodna

Nawet biorąc pod uwagę cały kontekst – wywołaną przez potworności wojny banalizację zła, zbrodniczą inspirację ze strony Niemców, bezwzględne traktowanie tych, którzy pomagali Żydom – trudno pogodzić się z przygnębiającą wymową „Dalej jest noc”. Nie ulega wątpliwości, że dla wielu osób w Polsce jej konkluzje będą nie do przełknięcia.

Ciężko jednak dyskutować z faktami historycznymi, w których zbieraniu badacze Centrum Badań nad Zagładą Żydów zachowali niebywałą skrupulatność. Skoncentrowanie się na powiatach położonych w różnych częściach okupowanej Polski daje namiastkę reprezentatywności przeprowadzonych badań, choć należy mieć nadzieję, że w następnych latach doczekamy się dalszych prac, które dadzą pełniejszy obraz tragicznych losów polskich Żydów w czasie II wojny światowej.

Tak się złożyło, że „Dalej jest noc” ukazała się w okresie dużego napięcia w stosunkach polsko-izraelskich, wywołanego kontrowersyjną nowelizacją ustawy o IPN. Publikacja stoi w oczywistej sprzeczności z narracją rządu oraz sprzyjających mu mediów i środowisk, że Polacy masowo ratowali Żydów, a łajdacy stanowili tylko margines. Niestety, prawda wyzierająca z książki jest taka, że choć bohaterów nie brakowało, były to raczej chlubne wyjątki. Z badań opublikowanych w książce wynika, że rzeczywistość była o wiele bardziej posępna. Wśród polskiej ludności dominowały postawy wrogości wobec żydowskich współobywateli, a przede wszystkim – bezdusznej obojętności.

FAKT.PL

Więcej postów