O tym, że celebryci lubią luksus wiedzą wszyscy. Ale zagadką bywa to, jak na ten luksus zapracowują. Skąd mają pieniądze, gdy ich gwiazdy blakną? Okazuje się, że niektóre polskie modelki, piosenkarki, czy – jak nazywa się je w branży filmowej – „aktoreczki” po prostu się prostytuują. Nie stoją oczywiście przy autostradach, tylko „zdobią” łoża w pięknych jachtach szejków i dryfują ze swymi klientami po akwenach gdzieś blisko znanych kurortów. Wszystko opisał dziennikarz Piotr Krysiak w książce, która właśnie wchodzi na rynek.
„Dziewczyny z Dubaju” Piotra Krysiaka to lektura, od której włos jeży się na głowie. Autor raczej nie fantazjował, gdyż jego książka opiera się na m.in. sądowej dokumentacji. Krysiak opisał proces sutenerek, które skazano za wysyłanie polskich celebrytek do „seks-rajów”. Sutenerki też nie były osobami zupełnie nieznanymi w branży rozrywkowej w Polsce. Ale o tym za chwilę…
Kim były „celebrytutki”?
– Jedna z nich wygrała nawet konkurs Miss Polonia, druga zdobyła kilka europejskich tytułów, inna była uczestniczką popularnego programu „Top Model”, kolejna zagrała epizod w filmie „Sfora”, a jeszcze inna, jak pisała prasa, została dziewczyną popularnego serialowego aktora – wymienia autor książki. Krysiak opisuje również pewną scenę, która oddaje klimat werbowania celebrytek. Werbującą była skazana już Joanna B. (nota bene córka legendy polskiej sceny rockowej), a werbowaną znana polska piosenkarka. Ta ostatnia żaliła się, że nie ma pieniędzy, bo wszystko poszło na wydanie płyty.
Piosenkarka (P): – Stara, weź mi coś załatw. K…a, Asia, nie mam pieniędzy, a potrzebuję trochę kasy!
Sutenerka (S): – No dobra, coś pomyślę. Dobra?
P: – Pamiętaj o mnie, dyskretnie wszystko i tak dalej, wiesz, o co chodzi. Asia, powiedz mi coś jeszcze z jedną rzeczą. Ty, bo gdyby mnie w telewizji zaatakowali w jakimś wywiadzie albo jakiś internauta, k…a, napisał jakiś gościu, na żywca, to jak ja mam się z tego wypierać?
S: – Że to bzdury są jakieś. O czym ty mówisz w ogóle. Jakie wyjazdy? Chodzi o te hostessowanie, kurde, na bankietach, czy co? Ludzie są nienormalni. Przecież ty jeździsz na hostessowanie, nie na seks, nie?
Co ciekawe, piosenkarce, w tej samej rozmowie, zaoferowano najpierw seks w Polsce, a nie w Dubaju, Cannes czy Saint Tropez (dokąd zazwyczaj wysyłano celebrytki).
S: – Dwudziestego trzeciego mam tu w Polsce, na Mazurach, tak wiesz, dyskretnie, nie?
P: – A to jacyś Polacy?
S: – No tak. Taki Janusz, on jest biznesmenem z Trójmiasta i często zaprasza jakiegoś kontrahenta, i oni tam w spa na trzy dni teraz. Ale coś pomyślę ci za granicą lepiej.
P: – No bo ja tu w Polsce się boję. Wiesz, o co chodzi, nie?
Sprawa, którą Piotr Krysiak przedstawił na łamach książki, zakończyła się przed sądem. Sutenerki zostały skazane. Joanna B., Karolina B. oraz ich znajoma Karolina Z. zostałe uznane winnymi wysyłania celebrytek za granicę „do pracy w charakterze luksusowych prostytutek”. Joanna B. została skazana na trzy lata pozbawienia wolności w zawieszeniu i musi oddać 30 tysięcy złotych pochodzących z przestępstwa. Matkę Joanny, Danutę B., która wspierała rodzinny interes, skazano na pięć lat w zawieszeniu i nałożono na nią tylko 1000 złotych grzywny. Natomiast Karolina Z. dostała trzy lata więzienia w zawieszeniu na trzy lata i nakaz zwrotu 55 tysięcy złotych pochodzących z przestępstwa.
– Mechanizm pracy burdelmenedżerek był banalnie prosty. Korzystając z prywatnych znajomości czy portali społecznościowych, wyszukiwały dziewczyny, które – prezentując się jako modelki – publikowały swoje roznegliżowane zdjęcia. Odwiedzały też strony agencji modelek. Wysyłały wiadomości z ofertami pracy i czekały na odzew. Nie wspominały o prostytucji. Jeśli upatrzone dziewczyny się nie odzywały, atakowały ponownie, zdobywały numery telefonów i dzwoniły dopóty, dopóki nie dopięły swego lub nie usłyszały kategorycznego „nie”. Polowały też na uczestniczki konkursów piękności, nawet na ich zwyciężczynie. Tam zresztą najłatwiej było złowić „towar” pierwszej klasy – czytamy w „Dziewczyny z Dunaju”.
Ile zarabiały i co mówiły swoim mężom i chłopakom?
– Miały chłopaków, partnerów, a niektóre nawet mężów i dzieci. Żaden z nich nie wiedział, co naprawdę robi jego wybranka. większość twierdziła, że jeździ na sesje fotograficzne, targi motoryzacyjne czy budowlane. Nawet kilkutygodniowy pobyt w kurorcie pełnym milionerów potrafiły wytłumaczyć akcją promocyjną ekskluzywnych marek, podczas której miały jedynie prezentować ubrania czy rozdawać ulotki – pisze Piotr Krysiak.
Jakie były stawki? – Proponowano dziewczynom po 500 euro dziennie za wyjazd. Zwykle każda z dziewcząt zarabiała tyle samo, bez względu na to, czy uprawiała z kimś seks. Według innego cennika, proponowano dwieście dolarów za towarzystwo, a jak będzie seks, to dodatkowe dwieście. Na jednym z wyjazdów jedna z modelek zarobiła… 200 tysięcy euro! – twierdzi dziennikarz. Jak sugeruje autor książki, klientem miał być arabski książę, który chodził o lasce.
Książka „Dziewczyny z Dubaju” wchodzi do księgarń 18 kwietnia. Autor przedstawił w niej życie luksusowych polskich prostytutek, które w Dubaju, Cannes czy Saint Tropez potrafiły podczas dwumiesięcznego seks-wyjazdu zarobić nawet kilkaset tysięcy złotych. W ich gronie były modelki, celebrytki, finalistki konkursów piękności, artystki. Werbowały je bezwzględne sutenerki, wśród nich m.in. córka znanego muzyka rockowego. To nie jest literacka fikcja. Wydarzenia, o której pisze autor, miały miejsce w latach: 2005-2009.