Akcesja Czarnogóry raczej nie zwiększy możliwości bojowych sojuszu, a może uwikłać strony Paktu Północnoatlantyckiego w niebezpieczną grę o wpływy na Bałkanach. Wielu Czarnogórców liczy na to, że przyjęcie ich kraju do NATO zakończy burzliwe spory Wschodu z Zachodem, lecz dzielący naród proces sądowy domniemanych „rosyjskich spiskowców” właśnie się rozpoczyna. Rząd Rosji już zresztą zapowiedział „działania odwetowe”.
Front Demokratyczny, sojusz partii sprzeciwiających się członkostwu Czarnogóry w NATO, wywiesił gigantyczną rosyjską flagę z najwyżej położonego balkonu swojej czerwono-białej kwatery głównej w Podgoricy. Zaskakujący pomysł, zważywszy, że dwóch liderów partii zostało pozbawionych immunitetu parlamentarnego i oskarżonych o próbę obalenia rządu w ramach rzekomo wspieranego przez Rosję spisku. Ukazuje jednak głębokie podziały, jakie wciąż istnieją w bałkańskim kraju 600 tys. mieszkańców, który formalnie dzisiaj – 5 czerwca – został 29. członkiem Sojuszu Północnoatlantyckiego.
Ledwie 18 lat temu myśliwce NATO bombardowały cele w Czarnogórze – wówczas stanowiącej obok Serbii składową Federalnej Republiki Jugosławii – w ramach kampanii mającej na celu przymusić Slobodana Miloševicia do wyprowadzenia wojsk z Kosowa. Tamten ostrzał pozostawił bolesne wspomnienia u wielu Czarnogórców, zaś z sondaży wynika, że kwestia członkostwa w Sojuszu dzieli mieszkańców tego kraju na równe połowy.
W tle majaczy jeszcze widmo Rosji, historycznego sojusznika i bratniego słowiańskiego narodu, oskarżanego przez rząd o próbę zamordowania poprzedniego premiera, Milo Djukanovicia.
– Zbombardowanie państwa w samym sercu Europy, do tego pod koniec XX wieku, nie jest czymś, z czego wspólnota międzynarodowa może być dumna – powiedział „Guardianowi” Djukanović, którego następca, Duško Marković, został wybrany premierem w dniu ogłoszenia informacji o zamachu stanu. – Jednakże ostatnią rzeczą, jaka powinna nam się przydarzyć tutaj, na Bałkanach, to (…) byśmy z powodu tego epizodu zapomnieli o strategicznym kursie, którego powinniśmy się trzymać.
Wielu Czarnogórców liczy na to, że przyjęcie ich kraju do NATO zakończy burzliwe spory Wschodu z Zachodem w czarnogórskiej polityce, lecz dzielący naród proces sądowy domniemanych spiskowców właśnie się rozpoczyna, a polityczny kryzys trwa. Rządząca Demokratyczna Partia Socjalistów (DPS) z wielkim trudem zebrała dostateczną liczbę głosów potrzebną do ratyfikowania natowskiego traktatu akcesyjnego, zaś opozycja już obiecała, że po swoim dojściu do władzy zorganizuje referendum, w którym o członkostwie w Sojuszu zadecyduje naród. Opozycyjni przywódcy wciąż regularnie jeżdżą do Moskwy. – Rosja nadal będzie wywierać presję na życie polityczne w Czarnogórze i wpływać na nie – twierdzi analityk polityczny Zlatko Vujović. – Może to oddziaływanie nie będzie aż tak duże, ponieważ siły opozycji nie mają tak wielkiego znaczenia, (…) sądzę jednak, że [Rosjanie] będą nadal naciskać na partie opozycyjne.
Skrawek linii brzegowej na Morzu Śródziemnym
Jednym z kluczowych argumentów przeciwko członkostwu Czarnogóry w NATO, podniesionym m.in. przez amerykańskiego senatora Randa Paula, był niewielki wkład tego kraju ledwie 2000 żołnierzy w potencjał bojowy Sojuszu, choć w zamian za niego kraj ten zostanie objęty natowską ochroną. To, co jednakże Czarnogóra posiada, i na co również miałaby chrapkę Rosja, to ostatni niekontrolowany przez NATO skrawek linii brzegowej na Morzu Śródziemnym. Moskwa zaprzecza, jakoby chciała tu założyć stałą bazę morską. Niewątpliwie jednak ubiegała się o możliwość cumowania i tankowania statków u czarnogórskich wybrzeży, czego jej odmówiono w 2013 roku.
Przystąpienie do NATO jest posunięciem, z którym nie zgadza się znaczna część narodu, co może doprowadzić do długotrwałych politycznych zawirowań. Z grudniowego sondażu wynika, że 39,5 proc. populacji byłoby za członkostwem, lecz przeciwko opowiadałoby się 39,7 proc. Czarnogórców. Za tę niechęć do Sojuszu odpowiadałoby nie tylko 500 ofiar natowskich bombardowań Serbii i Czarnogóry w 1999 roku, lecz także historyczne więzi z Rosją.
Rosja była pierwszym krajem, z którym Czarnogóra ustanowiła stosunki dyplomatyczne w 1711 roku i w obu państwach przeważa prawosławie. – Lubię Rosję, nie Amerykanów – powiedziała nam Zhanna Brajović, właścicielka małego sklepu w Podgoricy. – Rosjanie to swoi ludzie. Mamy tę samą kulturę i historię.
Odkąd Oleg Deripaska, oligarcha bliski Putinowi, kupił w 2005 roku państwowe zakłady aluminium KAP, rosyjskie pieniądze zaczęły płynąć do Czarnogóry szerokim strumieniem, lokowane zwłaszcza w nadmorskich nieruchomościach i w kontrakty deweloperskie. Aktualnie Deripaska procesuje się z rządem o utratę KAP, jednak pozostaje inwestorem w projekcie mariny Porto Montenegro. W 2015 roku trzecia część zagranicznych inwestycji bezpośrednich w Czarnogórze należałaby do Rosjan, spychając inwestorów z Europy Zachodniej na dalszy plan.
Djukanović przekonywał, że „w interesie rosyjskich inwestorów i turystów byłoby pojechać do kraju, gdzie panuje praworządność”, jaką miałyby zapewnić reformy NATO i Unii Europejskiej. Mimo to rząd Rosji już zapowiedział „działania odwetowe” za to, że Sojusz zaprosił Czarnogórę do swego grona. W kwietniu Moskwa zakazała importu czarnogórskich win, a rosyjskie ministerstwo spraw zagranicznych wydało ostrzeżenie, że turyści w Czarnogórze mogą „być narażeni na prowokacje i zatrzymania” ze względu na „antyrosyjską histerię”. W marcu tego roku Rosjanie stanowili 7,3 proc. spośród turystów w Czarnogórze – spadek w porównaniu do marca 2016 roku, gdy ich udział wynosił 19,2 proc.
W wyborach 16 października Czarnogórcy mieli w zasadzie ostatnią okazję, by okazać swoje poparcie dla członkostwa w NATO bądź sprzeciw wobec niego. Niektórzy oskarżają więc partię rządzącą o nieuczciwe przeciągnięcie ludzi na swoją stronę poprzez podanie w dniu głosowania wiadomości o próbie zamachu stanu – chociaż spiskowców aresztowano jeszcze poprzedniego dnia. – Całe miasto ogarnął wtedy stan wyjątkowy. Można było usłyszeć, jak tych mężczyzn policja na sygnale dowozi do prokuratury – wspomina Daliborka Uljarević z Centrum Edukacji Obywatelskiej (Centar za građansko obrazovanje). – W takiej sytuacji bylibyście zdenerwowani. Coś takiego nie jest normalne.
Rosyjski spisek
W kolejnych miesiącach dyskusje dotyczące rosyjskiego spisku zajęły w mediach i w polityce cały pierwszy plan. W akcie oskarżenia sporządzonym przez prokuratora Milivoje Katnicia napisano, jakoby grupa serbskich nacjonalistów planowała przejąć kontrolę nad parlamentem i zamordować Djukanovicia, podczas gdy inni zamachowcy w policyjnych mundurach mieli otworzyć ogień do zgromadzonego na zewnątrz tłumu. Front Demokratyczny doszedłby wtedy do władzy, wstrzymując proces akcesji do NATO. Jeden z zamachowców stracił jednak zimną krew i doniósł o wszystkim policji, która przystąpiła do aresztowań.
Spośród 14 oskarżonych znalazło się dwóch ludzi przedstawianych jako agenci rosyjskiego wywiadu, którzy zostaną osądzeni in absentia. Zatrzymano ich w październiku, w Serbii, w policyjnych mundurach, z urządzeniami do szyfrowania i gotówką. Odesłano ich do Rosji po tym, jak szef rosyjskiej rady bezpieczeństwa odwiedził Belgrad i podobno przeprosił za – jak to określił – samowolną operację nieaprobowaną przez Kreml (zarówno Moskwa, jak i Belgrad zaprzeczają tej wersji zdarzeń).
Głównym dowodem świadczącym o winie liderów opozycji, Andriji Mandicia i Milana Kneževicia, byłyby ich częste wyjazdy do Rosji – do Moskwy wybrali się także w tym miesiącu. Obaj zaprzeczają, jakoby w ogóle doszło do jakiegokolwiek spisku. – To był fałszywy zamach stanu zorganizowany przez Djukanovicia, mający zapobiec prawdopodobniej wygranej opozycji w wyborach – powiedział „Guardianowi” Nebojša Medojević, także członek Frontu Demokratycznego.
Możliwe jednak, że prokremlowscy radykałowie naprawdę ten spisek zaplanowali. Podejrzenia padły na Leonida Reszetnikowa, zwolennika rozwiązań siłowych ze wspieranego przez władze rosyjskiego think tanku, ponieważ Putin pozbawił go stanowiska kilka dni po rzekomej próbie czarnogórskiego zamachu stanu. W dodatku, w wykradzionym przez hakerów e-mailu do współpracownika „ortodoksyjnego oligarchy” Konstantina Malofiejewa, prorosyjskiego działacza w Europie Wschodniej, podobno omawiano nieudany czarnogórski spisek. Za pośrednictwem rzeczników Reszetnikow i Malofiejew zaprzeczyli swojemu zaangażowaniu w tę sprawę.
Po czarnogórskiej próbie przewrotu i czerwcowym rozszerzeniu Sojuszu „główną rosyjską nadzieją na zachodnich Bałkanach” prawdopodobnie stanie się Serbia, jak przewiduje Andriej Kortunow, dyrektor Rosyjskiej Rady Spraw Międzynarodowych. W tym samym tygodniu, w którym amerykański senat zatwierdził przyjęcie Czarnogóry do NATO, serbski premier Aleksandar Vučić podpisał z Putinem pierwszą od 2013 roku dwustronną umowę zbrojeniową.
Jeśli wielu analityków i ekspertów z Podgoricy spodziewa się, że Rosjanie dalej będą działać na rzecz destabilizacji ich kraju, to politycznym kryzysem grozi samo dochodzenie w sprawie rzekomego spisku. Vujović zauważa, że wymiar sprawiedliwości oraz inne instytucje działają tylko na rzecz partii u władzy. Tymczasem „sytuacja wcale nie jest czarno-biała – przyznał ekspert. – Jeszcze większym problemem może się okazać brak prawdziwie proeuropejskiej alternatywy”.
ALEC LUHN