To się nazywa, że „powitanie Nowego Roku we Francji odbyło się bez większych incydentów”. Aby to zapewnić na ulice miast wysłano 100 tys. policjantów, żandarmów i strażników miejskich. Zatrzymano 454 osoby, z których aresztowano 301 – podaje Ministerstwo Spraw Wewnętrznych w Paryżu.
Władze Francji cieszą się z takiego wyniku i chwalą się, że w ciągu ostatnich 5 lat liczba podpaleń samochodów spadła jakoby o 20 proc. Tymczasem „Le Monde” oskarża rząd o zaniżanie danych o podpaleniach. Według dziennika, w rzeczywistości w sylwestrową noc spłonęło 945 aut, czyli o 140 więcej niż rok wcześniej i jest gorzej, a nie lepiej.
Gazeta twierdzi, że policja uwzględnia w statystykach tylko przypadki „bezpośredniego podpalenia”, a pomija samochody zaparkowane obok, które w wyniku tego również się zapaliły. Zresztą początkowo nawet władze podawały większe liczby, a dopiero potem zaczęły je zaniżać. Wiadomo – wybory prezydenckie na wiosnę, trzeba wykazać się skutecznością.
Podpalanie samochodów w Nowy Rok to w ostatnich latach jedna z głównych rozrywek wśród młodych imigrantów i lewaków na przedmieściach francuskich miast. Robią to zresztą nie tylko „od święta”, ale w reakcji na wszelkie represyjne działania policji, albo po prostu – z nudów.
REPORTERS.PL