Sprawa Ewy Tylman. Przestraszyła się seksualnego pobudzenia geja

Już za tydzień rusza jeden z najważniejszych i najtrudniejszych procesów kryminalnych od lat. Przed sądem stanie Adam Z. oskarżony o zamordowanie w Poznaniu swojej przyjaciółki z pracy Ewy Tylman. Choć śledczy są przekonani o jego winie, wcale nie będzie im łatwo ją udowodnić. W sprawie ciągle jest pełno znaków zapytania.

Adam Z. jest gejem, ale piękną Ewę miał zdaniem śledczych gonić „pobudzony seksualnie”. Żadna kamera nie zarejestrowała momentu jej śmierci. Co więcej, śledczy wyliczyli, że zginęła w 5 minut i 6 sekund, jednak kiedy starali się odtworzyć moment jej śmierci, zajęło to 6 minut i 59 sekund…

To była zakładowa impreza jednej z drogerii. W pracy Tylman była bardzo blisko Adama Z. Na co dzień się przyjaźnili, dzwonili do siebie, radzili, zwierzali.

Ale na tej imprezie było między nimi coś więcej: Adam często przytulał Ewę. Zabawa zakończyła się w klubie. Przed drugą w nocy chłopak Ewy próbował dodzwonić się do swojej dziewczyny, ale jej telefon nie odpowiadał. Wysłał jej więc SMS-a, do którego dotarła prokuratura: „Bez komentarza”.

Czytaj także: Walka pod przykrywką: „Rosja nam zagraża”. Jak manipulują nami politycy?

Roześmiani Adam i Ewa pili wtedy wódkę za barem. O godz. 2.15 pijani wytoczyli się z knajpy. Znów się przytulali. Przez następną godzinę szli w stronę mostu św. Rocha, co chwilę zatrzymując się. O godz. 3.21, już w okolicach Warty, między przyjaciółmi doszło do sprzeczki.

Jak cytuje „Gazeta Wyborcza”: „Ewa Tylman wystraszyła się pobudzenia seksualnego Adama Z. i zaczęła przed nim uciekać”. O godz. 3.26 kobieta wyszła na ul. Grobla i to tam Adam ją dopadł. Ewa oswobodziła się i uciekła w kierunku skarpy.

Tam doszło do szarpaniny i wtedy właśnie, zdaniem prokuratury, Ewa spadła ze skarpy. Adam Z. zamiast jej pomóc, zbiegł za nią, chwycił Ewę za ręce i zaczął ciągnąć w kierunku rzeki. Wepchnął Ewę do Warty. Najpierw głowę i górną część ciała. Potem resztę, by na sam koniec popchnąć ją tak, by ciało spłynęło z nurtem. Wszystko skończyło się o godz. 3.31. Wtedy Adam Z. zadzwonił do swojego chłopaka z prośbą o pomoc: „Kotek, pomóż mi, zgubiłem się”.

Niektóre ustalenia prokuratury potwierdzają zapisy monitoringu, ale kamery nie nagrały samego momentu kłótni. Nie ma też nagrań z brzegu rzeki. Prokuratura opiera się na notatce policjantów, którym Adam Z. miał to wszystko opowiedzieć zaraz po zatrzymaniu. Sam oskarżony nie przyznaje się jednak do winy, a mundurowych oskarża, że to oni przemocą zmusili go do fałszywych zeznań.

Czytaj także: Media: Setki uchodźców wracają do obozów we francuskim Calais

Nie jest też pewne, w jaki sposób Adam Z. zdołał utopić Ewę tak szybko. Zdaniem śledczych musiało to zająć mu nie więcej niż 5 minut i 8 sekund. Jednak śledczy przeprowadzili na miejscu śmierci Ewy eksperyment procesowy. Kilku pozorantów starało się utopić manekina tak, jak według prokuratury zrobił to Adam Z. Jednak najkrócej trwało to 6 minut i 59 sekund.

Wszystko to wynika z dokumentów procesowych, do jakich dotarły media. Oficjalnie prokuratura nie chce jednak sprawy komentować. Czy śledczym uda się przed sądem udowodnić winę Adama Z.? Proces rusza w przyszłym tygodniu.

SE.PL

Więcej postów