Kilkadziesiąt osób pożegnało Andrzeja Piotrowskiego z Łodzi, który w ubiegły poniedziałek zginął na pasach dla pieszych, rozjechany przez szaleńca za kierownicą.
Mężczyzna spoczął na cmentarzu w Ksawerowie niedaleko Łodzi. W ostatniej drodze towarzyszyli mu członkowie jego rodziny i przyjaciele.
– Chcemy powiedzieć Andrzejowi „Dziękuję” – mówił w ostatnim słowie ksiądz prowadzący nabożeństwo. – Tak niespodziewanie odszedł do Pana. Zapewne tego nie pragnął. Ale niestety w takim świecie żyjemy. Gdy popatrzymy na wiadomości w telewizji, to widzimy, że ten świat staje się coraz bardziej niebezpieczny i nieprzyjazny człowiekowi.
Pan Andrzej zginął, bo znalazł się w nieodpowiednim miejscu i czasie, na drodze Marka W., który pędził swoim renault megane ulicami Łodzi w jednym celu – by kogoś zabić.
Mężczyzna usłyszał zarzut zabójstwa, bo prokuratorzy są pewni, że mógł uniknąć wypadku, ale prowadził samochód w taki sposób, żeby przejechać przechodzącego po pasach człowieka. Wskazują na to zabezpieczone filmy z wideorejestratorów innych kierowców. Markowi W. grozi dożywocie, nie wiadomo jednak, czy stanie przed sądem. W tej chwili przebywa w więziennym szpitalu, gdzie poddawany jest obserwacji psychiatrycznej.
SE.PL