Piątkowe i późniejsze zajścia w Sejmie i przyległościach były jednocześnie śmieszne i straszne.
Śmieszne bo przypominały podrygi pchły na grzebieniu a straszne bo media podgrzewając atmosferę chciały zasugerować, że dzieje się coś ważnego. Zresztą nie tylko media są tu winne, sam nadPrezes też swoimi wypowiedziami dolewał oliwy do ognia, zupełnie tak jakby PiS zależało na eskalacji tego konfliktu. A może właśnie zależy?
To jasne i zrozumiałe, że „totalna opozycja” będzie się czepiać każdej okazji, żeby sobie poszaleć. Problem polega jednak na tym, że Kaczyński ze swoimi totumfackimi ciężko pracuje, żeby „totalniakom” dostarczyć paliwa. Należy jednak zwrócić uwagę na ciekawe zjawisko, które jasno wskazuje na to, że POPiS to jedna i ta sama, antypolska banda. Argumenty, które opozycja mogłaby podnosić i z pewnością znalazłoby to zainteresowanie w oczach elektoratu to wyprzedaż przez PiS resztek suwerenności, politycznej i gospodarczej – żeby wymienić tylko CETA, ściąganie obcych wojsk do Polski czy jakieś dziwne umowy o „zabezpieczeniu społecznym” z Izraelem. Na te tematy jednak się nie mówi, posłowie „totalnej opozycji” gremialnie i totalnie podparli te zdradzieckie projekty a czepiają się niewiele w sumie znaczących szczegółów.
To jednoznacznie potwierdza moją (i nie tylko moją) tezę, ze prawdziwy konflikt PO kontra PiS ma charakter czysto merkantylny i dotyczy lepszego dostępu do koryta. Oczywiście są jeszcze inne niuanse ale one wynikają jedynie z tego, że każda z tych grup ma prawdopodobnie innego sponsora. A wszyscy ci sponsorzy i tak służą jednemu, syjonistycznemu panu. Tak więc jest to tylko kłótnia w rodzinie.
Groteską i zarazem naszym, polskim, nieszczęściem jest fakt, że ze wszech miar słuszne zarzuty wobec PiS (oczywiście jeśli chodzi o drobiazgi nie o PRS) podnoszą łajzy pokroju Schetyny, Kijowskiego, Petru i ich kolesie. Gdyby jakimś cudem udało im się obalić rząd PiS to nic lepszego by nas nie spotkało. Kolesiostwo z PO już pokazało co potrafi (a raczej czego nie potrafi).
Teraz mamy „dobrą zmianę” i jak było łatwo przewidzieć, mamy nową, „dojną” zmianę. Kaczyński doskonale zdaje sobie sprawę, że Polacy nie zagłosowali na na PiS z miłości do prezesa tylko z głębokiej niechęci i rozczarowania PO/PSL. Stąd nieoglądanie się na nastroje społeczne (łapówka w postaci 500+ nie załatwia sprawy) buta, arogancja i parcie do przodu, żeby, póki czas, zawłaszczyć państwo ile się da. Tylko, że Kaczyński, mimo swego, rzekomego, geniuszu nie bierze pod uwagę, że wszystkie zamordystyczne i autorytarne rozwiązania, które usilnie wprowadza obrócą się właśnie przeciwko niemu i jego partii.
Jest bowiem mało prawdopodobne, żeby PiS wygrał następne wybory, mimo triumfalnych sondaży publikowanych przez usłużne sondażownie. To na co PO potrzebowała osiem lat PiS załatwi sobie w dwa lata. Mam tu oczywiście na myśli niechęć wyborców.Tylko, że dziś nie ma nikogo na podmiankę bo osobiście nie wyobrażam sobie powrotu PO do władzy. Tym razem pewnie z Nowoczesną i KODziarzami. Brrrrr…
W jednej z przedwyborczych notek postulowałem, żeby głosować na małe ugrupowania, zwłaszcza na Ruch Kukiz15′ (gdzie jakimś cudem znalazł się chyba największy odsetek Polaków, nie chazarów i szabesgojów) po to tylko, żeby PiS nie miał większości parlamentarnej i nie mógł rządzić sam. Tylko jakaś koalicja mogłaby utemperować w jakiś sposób megalomańskie i autorytarne zapędy Kaczyńskiego.A tak PiS hula, piekła nie ma! Tym bardziej, że mają dyspozycyjnego na 100% lokatora Belwederu.
„Majdanu” póki co nie będzie, Polacy nie są na tyle głupi, żeby wychodzić na ulicę w obronie „totalnej” czy PiS. Te parę tysięcy, które oni są w stanie zmobilizować to zwykły, choć hałaśliwy plankton, trochę zgranych polityków, trochę zadymiarzy i moherów. Ryzyko jest gdzie indziej, do Polski płyną już dzielni jankesi, którzy mają nas bronić. Obowiązuje ustawa 1066 o „bratniej pomocy” i wystarczy, żeby Soros przy pomocy CIA zorganizował jakąś false flag i zadyma gotowa. Tak jak na Ukrainie.
Tylko, że jeśli cokolwiek takiego się zdarzy to będzie od razu wiadomo, że to „zielone ludziki” z Kaliningradu. A przecież o wojnę z Rosją tak naprawdę chodzi. Zanim Trump zasiądzie skutecznie w Białym Domu wiele może się zdarzyć i wcale bym się nie zdziwił gdyby chciano mu przygotować prezent na rozpoczęcie kadencji.
JAREK RUSZKIEWICZ
Poglądy autora mogą być niezgodne ze stanowiskiem redakcji.