Ona od soboty leży w kostnicy, on tkwi w policyjnym areszcie w Bartoszycach (woj. warmiński-mazurskie). Gdy go zatrzymano, był umazany jej krwią i zachowywał się jak szaleniec.
– Krzyczał, że diabeł kazał mu ją zabić – opowiada jeden ze świadków. Czy to rzeczywiście Paweł S. wysłał na tamten świat Dominikę – odpowie śledztwo. Ale wiele wskazuje na to, że zrobił to pod wpływem dopalaczy.
Było już ciemno, gdy do domu Waldemara B., mieszkańca kolonii Bisztynek, wpadł jak burza Paweł S. „Chyba zabiłem swoją dziewczynę!” – wykrzyczał od progu.
– Był cały pokrwawiony. Bełkotał coś bez ładu i składu, że szatan kazał mu to zrobić – opowiada pan Waldemar. – Kazałem mu zostać w domu, chwyciłem latarkę i pobiegłem jej szukać – dodaje.
Wyraźne ślady w śniegu zaprowadziły go głęboko w las. Tam, półtora kilometra od drogi, ujrzał w śniegu ciało dziewczyny.
– Leżała twarzą do ziemi. Była zakrwawiona, ale jeszcze żyła. Natychmiast wezwałem policję i pogotowie – relacjonuje mężczyzna.
Nocna akcja w lesie była karkołomna. Tylko policji udało się dotrzeć na miejsce radiowozem. Lekarze brnęli w śniegu na piechotę. Zanim doszli, dziewczynę reanimowali mundurowi. Masaż serca, sztuczne oddychanie, a potem leki, które przynieśli medycy, sprawiły, że Dominika zaczęła się poruszać. Przewieziono ją radiowozem do drogi, a tam zabrała ją już karetka pogotowia.
– Niestety, nie byliśmy w stanie jej uratować – mówią lekarze ze szpitala w Bartoszycach. – Przyczyną zgonu mógł być uraz czaszkowo-mózgowy, jakiego doznała. Nie jest jednak wykluczone, że śmierć nastąpiła w wyniku wychłodzenia organizmu albo też zażycia substancji nieznanego pochodzenia – dodają.
Przyczyny śmierci Dominiki wyjaśni sekcja zwłok, a jej okoliczności – śledztwo. Na razie wiadomo niewiele. Ona i Waldemar B. byli parą od trzech lat. Ona świeżo po maturze, on – nic dobrego. Ludzie mówią, że handlował dopalaczami. Czyżby w sobotnie popołudnie naćpał się, w narkotykowym widzie zabrał swoją dziewczynę na spacer do lasu i tam ją zaatakował? Tego nie można wykluczyć.
– Dzisiaj go przesłuchamy i postawimy zarzuty – usłyszeliśmy od śledczych.
SE.PL