Czesław Kiszczak powszechnie znienawidzony szef aparatu bezpieczeństwa z okresu stanu wojennego już w młodości nie budził zaufania swoich kolegów. Czym im podpadł? Swoje tajemnice generał przed śmiercią wyjawił dziennikarzowi Jerzemu Diatłowickiemu. Książkowa spowiedź człowieka, który stał przy gen. Wojciechu Jaruzelskim, właśnie trafiła do księgarń.
Złowrogi symbol komunistycznego reżimu zwierzył się Diatłowickiemu z sekretów swojego życia. Z publikacji „Człowiek honoru?”, która ukazała się nakładem wydawnictwa Prószyński i S-ka, możemy się dowiedzieć na przykład, że Kiszczak, który po śmierci zasłynął z tzw. szafy Kiszczaka w szafie niegdyś… mieszkał. Jak to możliwe?
– Szafa stała w mieszkaniu, w budynku przy ulicy Puławskiej 24a. To był tzw. dom wedlowski. W jednym pokoju mieszkało dziewięciu oficerów, zostałem dokwaterowany jako dziesiąty. Było tam tylko jedno wolne miejsce do spania, na dole szafy – zdradził w swoich wspomnieniach Kiszczak.
Zmarły w zeszłym roku generał ubolewał w rozmowie z Diatłowickim, że nie był lubiany przez kolegów. – Po jakimś czasie zorientowałem się, że jestem człowiekiem niezbyt mile widzianym przez moich współlokatorów. Byłem chyba dla nich bardzo podejrzaną osobą – wyznał. Znajomi podejrzewali go o szpiegostwo, a ich nieufność brała się z tego, że Kiszczak w drugiej połowie lat 40. był oficerem Informacji Wojskowej w Londynie. W 1947 r. wrócił do Polski do pracy w Głównym Zarządzie Informacji. Jak twierdził sam generał, jego zadaniem na Wyspach było wyławianie spośród oficerów Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie esesmanów i folksdojczów.
– Jak dowiedziałem się później, podejrzewali mnie o wszystko. Władałem dobrze językiem niemieckim, nieźle też mówiłem po angielsku, którego nauczyłem się w trakcie pobytu w Londynie. Znałem również nie najgorzej serbski, jeszcze z Wiednia, gdzie pracowałem i mieszkałem z Serbami (w czerwcu 1941 r. Kiszczak trafił na roboty przymusowe do Wrocławia. Wczesną wiosną 1943 r. skierowano go na wschód do prowizorycznego obozu na Pustyni Błędowskiej. Stamtąd skierowano go do pracy w kopalni w Miechowicach. Uciekł z kopalni w rodzinne strony. Ponieważ rodzice byli w obozie, przedostał się do Generalnego Gubernatorstwa, do Krakowa. Ujęty w łapance, został wysłany do Wiednia, do pracy na kolei – przyp. red.). To wszystko budziło nieufność – żalił się. Ale nie tylko koledzy byli wobec niego podejrzliwi. Również przełożeni wciąż go sprawdzali.
– Byłem oficerem kontrwywiadu bez specjalnego przydziału. Po prostu trzeba było coś ze mną zrobić, ale chyba nie wiedziano, jakie mi zlecić zadania. To był taki moment w moim życiu, kiedy bardzo często musiałem pisać swój życiorys. Szybko się zorientowałem, że to celowe działanie – wspominał. Chodziło o to, by wychwycić nieścisłości. Kiszczak znalazł jednak na to sposób. – W końcu się zdenerwowałem i napisałem taki wzorcowy. Poszedłem z tym dokumentem do Oddziału Specjalnego, tam się zameldowałem i powiedziałem, że mam jeden wzorzec, według którego piszę wszystkie swoje życiorysy. W efekcie dano mi święty spokój – zakończył swoją opowieść.
FAKT.PL