Mocno opóźnia się wart 10 mld zł zakup okrętów podwodnych. A obecnie użytkowane 40-letnie kobbeny musimy już teraz wycofywać ze służby. Oznacza to, że nawet przez dekadę możemy pozostać bez ważnej na Bałtyku broni.
Pozyskanie trzech okrętów podwodnych o napędzie klasycznym jest strategicznym elementem budowy „polskich kłów”. – Nie pozostawiamy niedomówień: jesteśmy zdecydowani zamówić broń o charakterze ofensywnym, o realnej wartości bojowej i odstraszającej, z kierowanymi rakietami o zasięgu ok. 1000 km – mówił ostatnio w „Rzeczpospolitej” Bartosz Kownacki, wiceminister obrony nadzorujący techniczną modernizację Sił Zbrojnych. Wiceszef MON podkreśla, że minister Antoni Macierewicz, dokonując korekt w planach modernizacji m.in. floty wojennej, zagwarantował finansowanie dla podwodnego programu „Orka”. Tyle że ostatnie deklaracje resortu obrony nie pozostawiają wątpliwości – nawet jeśli procedura przetargowa wystartuje w tym roku, do czasu podpisania umowy z producentem mogą upłynąć nawet dwa lata.
Do tego doliczyć należy co najmniej pięcioletni cykl produkcyjny i czas na przygotowanie do udziału w inwestycji polskich stoczni. Oznacza to, że zamiast planowanego 2020 roku pierwsze okręty trafią pod biało-czerwoną banderę najwcześniej w 2024 roku.
– Na pewno nie zrezygnujemy z ulokowania w rodzimym przemyśle okrętowych zamówień, a zapewnienie miejsc pracy w stoczniach to istotny warunek dla każdego potencjalnego dostawcy – zaznacza Bartosz Kownacki.
Polskie stocznie i ich dostawcy nieoficjalnie nie ukrywają jednak rozczarowania opóźnieniem programu zakupu okrętów podwodnych, który wiązałby się z dodatkowymi zamówieniami w ramach offsetu lub innej formy wymuszonej przez państwo kooperacji. Tym bardziej że coraz częściej mówi się o cięciach w modernizacji floty nawodnej.
Znikająca flota
– Nie ma już szans na uzbrojenie floty wojennej w okręty podwodne przed 2024 rokiem. To oznacza, że na wiele lat pozostaniemy bez najskuteczniejszego oręża odstraszania na Bałtyku – mówi Maksymilian Dura, morski ekspert portalu Defence24.
A czas nagli: właśnie kończą morski żywot ponad 40-letnie okręty typu „Kobben”, przejęte 13 lat temu od Norwegów. Już teraz powinno się rozpocząć wycofywanie jednostek z linii. Jest jeszcze usprawniany po awarii okręt podwodny typu 877E „Orzeł” wyprodukowany w 1986 roku w ZSRR. Ale i on ze względów technicznych niedługo wypadnie ze służby. Utracimy zatem możliwość podtrzymywania umiejętności naszych załóg. – Będziemy potrzebowali rozwiązania pomostowego. Potencjalny dostawca powinien zapewnić Marynarce Wojennej czasowe przekazanie używanych jednostek, aby można było szkolić naszych marynarzy w podwodnych specjalnościach – mówi wiceminister Kownacki.
Kto wygra: A26, Scorpene, czy U-Boot?
Program operacyjny „Orka” to najdroższy, najbardziej skomplikowany projekt modernizacyjny w Marynarce Wojennej. Cena okrętu uzbrojonego w podstawową broń artyleryjską czy torpedy to ok. 500–550 mln euro za sztukę. Wymóg posiadania rakiet manewrujących podnosi cenę oręża i komplikuje jego zakupy – bo wymaga politycznych negocjacji z rządami krajów, w których produkowane są dalekosiężne pociski.
W opinii ekspertów w ostatecznej rozgrywce o polski rynek liczą się trzej najwięksi obecnie na kontynencie producenci: francuska grupa stoczniowa DCNS (oferuje okręty Scorpene). Konkurentem jest niemiecki ThyssenKrupp Marine Systems z siedzibą w Kilonii (proponuje okręty U-214 lub U-212A).
Wydaje się, że rosną też szanse szwedzkiego koncernu Saab, który proponuje Polsce wspólną budowę nowych okrętów podwodnych A26. Szwedzi „niewidzialne” i wyposażone w elektryczno-dieslowski napęd, wspomagany silnikami Stirlinga (działające w systemie AIP – air independent propulsion – bez dostępu powietrza) okręty, w przypadku zwycięstwa w Polsce, chcą budować wspólnymi siłami. Wtedy przekazaliby polskim spółkom niezbędne technologie.
Nie wiadomo, jak zachowają się Francuzi. DCNS w geście solidarności z Airbus Helicopters, po fiasku kontraktu na śmigłowce Caracal, sygnalizuje bowiem zmianę nastawienia do inwestycji w Polsce.
Niezależnie od wstępnych konsultacji z producentami od miesięcy trwają rozmowy międzyrządowe z Norwegią na temat możliwości uzgodnienia wymagań technicznych i ewentualnych wspólnych zamówień na okręty. Oslo potrzebuje czterech jednostek, a zamówienie łącznie siedmiu dałoby obydwu krajom korzyści w postaci niższej ceny jednostkowej.
ZBIGNIEW LENTOWICZ
A co jest warta Polska flota ? Nic. Tylko pozostaje im ?piewa? przedwojenn? piosenk? – na dnie z honorem lec.
Pieni?dze id? na gwardi? Maciarewicza jako mi?so armatnie!!!!!