Pierwszy proces dżihadystów w Polsce. Takiej historii dotąd nie było

Zbierali pieniądze dla Państwa Islamskiego, rekrutowali wojowników na wojnę w Syrii, a rannym oferowali leczenie w naszych szpitalach. Dziś rozpoczął się proces Czeczenów, oskarżonych o stworzenie w Polsce komórki wsparcia ISIS. O sprawie dowiedzieli się dziennikarze Onetu Konrad Kruszewski i Andrzej Stankiewicz.

To sprawa bez precedensu. Przed białostockim Sądem Okręgowym stanęli czterej mężczyźni. Taus G. pseudonim Halid, jego brat Zaur G. oraz spokrewnieni z nimi Alvi Y. i Shamkhan A. – mieszkający w Polsce Czeczeni, zatrzymani po operacji ABW. Wszyscy urodzeni w Rosji, żonaci, mający dzieci. Przebywali w Polsce legalnie. Oficjalne źródło utrzymania: prace dorywcze w Niemczech.

Od ponad roku wszyscy siedzą w areszcie. Prokuratura zarzuca im stworzenie polskiej komórki Państwa Islamskiego.

Dziennikarze Onetu jako pierwsi poznali akt oskarżenia w tej sprawie. To mocna historia z islamskimi radykałami w rolach głównych, jakiej dotąd w Polsce nie było.

Uchodzili za ortodoksyjnych muzułmanów

Cofnijmy się o dw lata. Jest 2014 r., a oskarżeni mieszkają w Łomży i są częstymi gośćmi łomżyńskiego oddziału Fundacji „Ocalenie”, zajmującej się pomocą uchodźcom z Czeczenii. Zwłaszcza bracia Taus i Zaur G. gościli tam regularnie, wdając się w dyskusje na tematy związane z interpretacją Koranu. W ośrodku uchodzili za ortodoksyjnych muzułmanów, często publicznie się modlili.

Właśnie pracownika tego ośrodka Emila J. bogobojni bracia poprosili o zakup w sklepie internetowym na jego dane sprzętu paramilitarnego. Początkowo wszystko wyglądało niewinnie: Emil J. kupił dla nich między innymi plecaki w — jak to opisuje akt oskarżenia — „kamuflażu taktycznym”.

W maju 2014 r. paczki z plecakami przyszły na adres fundacji. Następnie dwie żony Tausa G. na poczcie w Łomży nadały przesyłkę na turecki adres. Zdaniem prokuratury, był w niej wojskowy plecak z zamówienia Emila J. Same plecaki moro nie byłyby oczywiście dowodem na nic. Szkopuł w tym, że prokuratura podejrzewa, iż oskarżeni kupowali również celowniki optyczne oraz zestawy słuchawkowe noszone na hełmach.

Pieniądze na dżihad

Oskarżonych obciąża także to, że prokuratura ma dowody, iż zbierali pieniądze dla dżihadystów. Na samym Podlasiu — gdzie jest duża diaspora czeczeńska — zdołali zebrać trzy tysiące euro. 16 czerwca 2014 roku Zaur G. i Alvi Y. mieli zawieść je do centrum handlowego Złote Tarasy w Warszawie i przekazać łącznikowi. Nie znali go. Identyfikacja miała nastąpić po wypowiedzeniu hasła „Jestem od Halida”. Halid to pseudonim Tausa G., przyjął go na cześć arabskiego wodza Halida Ibn Al-Walida, zwanego Mieczem Allacha.

Zbiórka trwała w kolejnych miesiącach. W lipcu 2014 roku Taus G. miał zgromadzić 5300 euro, we wrześniu dodatkowo 650. Prokuratura twierdzi, że środki te zostały przekazane na wsparcie ekstremistów kaukaskich, walczących jako najemnicy w Syrii.

Pieniądze były zbierane zarówno wśród lokalnej diaspory czeczeńskiej, jak i rodaków z zagranicy. Taus G. miał się skarżyć na niedostateczną hojność rodaków i zlecić Shamkhanovi A., aby w ramadanie odwoływał się do religijnych zasad dobrowolnej jałmużny ofiarowywanej na koniec postu.

Prokuratura zarzuca oskarżonym zgromadzenie i przekazanie na rzecz ISIS w sumie 8950 euro, ale z aktu oskarżenia można dowiedzieć się, że podejrzewa ich o więcej. Na przykład w październiku 2014 roku bracia G. w warszawskich Złotych Tarasach mieli przekazać łącznikowi nieustaloną kwotę pieniędzy. Alvi Y. miał twierdzić później, że za tę kwotę „mógłby kupić sobie samochód”.

— Przez lata aktywności dżihadystów w Polsce praktycznie nie było. To dlatego, że w przeciwieństwie do krajów zachodniej i północnej Europy nie byliśmy państwem, do którego emigrowali muzułmanie z Afryki czy Bliskiego Wschodu — tłumaczy w rozmowie z Onetem gen. Dariusz Łuczak, który był szefem ABW w momencie rozbijania czeczeńskiej siatki. — W tej chwili pojawiają się pojedyncze, niepokojące sygnały. Za czasów mej służby, ABW interesowała się kilkudziesięcioma osobami. Jedną z kluczowych grup byli cudzoziemcy z prawem pobytu na terenie Polski, którzy żyją poza ośrodkami dla uchodźców. Część z nich wyjeżdża na teren Państwa Islamskiego, potem wracają do Polski.

— Czym w praktyce jest komórka wsparcia Państwa Islamskiego? — pytamy.

— To zaplecze dla dżihadu. Grupa ludzi, którzy organizują środki finansowe, przygotowują miejsca odpoczynku i leczenia.

Pocisk w klatce piersiowej

Choć akt oskarżenia pełen jest ciekawych historii, to najbardziej sensacyjny wątek dotyczy właśnie leczenia islamskich bojowników w polskich szpitalach. Prokuratura ma dowody na co najmniej jeden taki przypadek.

W lipcu 2014 roku w łomżyńskim ośrodku „Ocalenie” pojawił się Vakh K. pseudonim Abdul, który skarżył się na ból w klatce piersiowej, wywołany tkwiącym w niej pociskiem. Oskarżeni mieli zorganizować mu pomoc medyczną. Vakh twierdził, że został ranny „u siebie w domu”, czyli w Czeczenii.

Oskarżeni przekonywali innych Czeczenów, że ranili go „kadyrowcy” – zwolennicy prokremlowskiego prezydenta Czeczenii Ramzana Kadyrowa. Pojawiły się bowiem plotki, że Abdul przywiózł pocisk w klatce piersiowej z Syrii. 10 sierpnia w Uniwersyteckim Szpitalu Klinicznym w Białymstoku przeprowadzono operację chirurgiczną usunięcia pocisku. Tkwił w klatce piersiowej przynajmniej rok.

Był to pierwszy w Białymstoku przypadek usunięcia pocisku z przepony. Pacjent zabrał go na pamiątkę, już we wrześniu wsiadł do samolotu na Okęciu i odleciał do Stambułu.

— W latach 90. w trakcie interwencji Rosji w Czeczenii, do Polski uciekło wielu mieszkańców Kaukazu. Przyjmowaliśmy ich z otwartymi rękami, uważając za ofiary Rosji. Dziś ta diaspora służy za wsparcie dla walczących na Bliskim Wschodzie. Czeczeni i Dagestańczycy to najbardziej brutalni wojownicy Państwa Islamskiego — twierdzi nasz rozmówca, były wysokiej rangi oficer kontrwywiadu, zajmujący się Wschodem.

Werbunek na świętą wojnę

Drugim obok „Ocalenia” ważnym miejscem, w którym spotykali się podejrzani, był ośrodek „Budowlani” w Białymstoku. To tam pojawia się tajemniczy ekstremista islamski z Inguszetii, zwany Radwanem. Jest on główną postacią tego fragmentu oskarżenia, które dotyczy werbunku na dżihad. Bo zatrzymana czwórka Czeczenów jest oskarżona także i o to, że szukała chętnych do wyjazdu na wojnę w Syrii.

Kluczowym świadkiem jest Czeczenka, której danych nie ujawniamy. Zeznała ona, że zna mężczyznę, którego Radwan namówił na wyjazd na wojnę do Syrii. Bracia G. mieli być w proceder rekrutacyjny wtajemniczeni — zwerbowany bojownik przed wyjazdem miał z żoną trzy dni mieszkać w Łomży u Zaura G.

Są także poszlaki obciążające Tausa G. Wspomniana Czeczenka zeznała bowiem, że słyszała, iż mężczyzna narodowości czeczeńskiej o imieniu Taus organizuje zaciąg bojowników na wojnę w Syrii i opisała go jako inwalidę kulejącego z powodu rany odniesionej na wojnie czeczeńsko-rosyjskiej. A oskarżony Taus G. rzeczywiście uczestniczył w tej wojnie i został na niej ranny.

Prokuratura ma jednak problem, bo Czeczenka zmienia zeznania, a nawet zastanawia się nad ich wycofaniem w obawie przed groźbami, które mają dotykać jej rodzinę w Polsce i w Czeczenii.

Jak ustaliliśmy, są jednak także inni świadkowie z diaspory czeczeńskiej, którzy potwierdzają znajomość braci G. z Radwanem. Jeden z nich potwierdził, że Radwan namówił wspomnianego już wcześniej mężczyznę na wyjazd do Syrii.

Tyle tylko, że Radwan jest nieuchwytny. Tego samego dnia — 12 maja 2015 roku — w którym zatrzymano czwórkę jego kompanów, wsiadł do samolotu na Okęciu i odleciał do Stambułu.

— To nie przypadek, że część Czeczenów, którzy pojawiają się w tej sprawie, ewakuowała się do Stambułu. Turcja jest kluczowym krajem na szlaku dżihadystów z Kaukazu, którzy krążą między Europą a Syrią — podkreśla były szef ABW gen. Dariusz Łuczak.

Pozostali także czuli pismo nosem. W lutym 2015 trzech z nich wyjechało do Niemiec, gdzie każdy z nich złożył wniosek o przyznanie mu statusu uchodźcy. Nie zdołali jednak dopełnić formalności i zatrzymano ich w Łomży. Czwarty z podejrzanych, Shamkhan A., wyjechał do Niemiec już we wrześniu 2014 roku, mimo że miał wówczas dozór policyjny i zakaz opuszczania Polski. Bilet kupił na kartę pobytową swojego brata. Do Niemiec dojechał autokarem i złożył tam wniosek o azyl. Został aresztowany, między innymi za nielegalne przekroczenie granicy.

Żaden z oskarżonych nie przyznaje się do stawianych przez prokuraturę zarzutów — działania w zorganizowanej grupie, której celem było popełnianie przestępstw o charakterze terrorystycznym. Wszyscy twierdzą, że nie uznają Państwa Islamskiego. Odmówili składania zeznań.

KONRAD KRUSZEWSKI

Więcej postów