Ksiądz pedofil grasował wśród młodych chłopców przez 10 długich lat. Ministranci, uczniowie uczęszczający na katechezy czy dzieci z biednych rodzin. Każda wymówka była dobra. Zabierał ich na wycieczki, do kina, czy aquaparku, a wielu także do hoteli. Molestował, zmuszał do seksu, a przynajmniej jednego zgwałcił. Kuria o wszystkim wiedziała.I przenosiła ks. Pawła Kanię do kolejnych parafii.
Nie wiadomo, czy ks. Paweł Kania zawsze miał takie skłonności, ani kiedy tak naprawdę zaczął je wprowadzać w życie. Na początku wiódł życie przeciętnego chłopaka. Skończył technikum elektryczne w Świdnicy (woj. dolnośląskie), gdzie się urodził i mieszkał z rodzicami, nauczycielami. Miał nawet dziewczynę. Postanowił jednak wstąpić do seminarium. Wyświęcony w 1996 r. trafił do Oławy, gdzie prowadził katechezy w kilku szkołach.
W 2002 r. zostaje opiekunem ministrantów w parafii pw. Ducha Świętego we Wrocławiu. Czy 12-letni Karol był jego pierwszą ofiarą? Nie wiadomo. Ksiądz często zapraszał go do siebie do domu, czasem woził samochodem, niekiedy „pomylił” skrzynię biegów z kolanem chłopca… A raz pokazując męskie prostytutki powiedział: „Może spytamy, za ile zrobi loda i czy dorzuci coś gratis?” Jakiś czas później to właśnie robi Karolowi. Chłopiec nie mówi rodzicom, bo się wstydzi. Poza tym mama i tata są księdzem oczarowani.
Podobnie, jak rodzice innych młodych chłopców, którymi zainteresował się ks. Paweł. Bo potrafił być czarujący i manipulować zarówno dziećmi, jak i dorosłymi. Wszyscy widzieli grupy ministrantów, których duchowny gościł u siebie, czy chłopców z biednych rodzin, których zabierał na wycieczki. Ale mało kto coś z tym robił.
Po raz pierwszy wpadł w 2005 r., kiedy próbował poderwać przypadkowych chłopców pod sklepem. Wykazali się sprytem i zastawili z policjantami pułapkę. Ks. Paweł próbował uciekać, ale mu się nie udało. Na jego komputerze znaleziono pedofilskie materiały. Wpadł po uszy. Gdy wrócił z komisariatu opowiadał, że został wrobiony. Proboszcz jednak widział wcześniej, że dzieje się coś złego. Teraz miał pretekst, by pozbyć się kłopotu.
Ks. Kania został przesunięty do innej parafii, a potem, w 2006 r., gdy ruszył proces, aż do Bydgoszczy, gdzie znowu opiekował się ministrantami i uczył religii w gimnazjum. Dyrektorka widziała, że coś jest nie tak. Miała sygnały od uczniów i rodziców, że ksiądz w czasie katechezy opowiada o seksie. W skardze do biskupa ogranicza się jednak do ogólników. W końcu jednak interwencja odniosła skutek i ksiądz został przeniesiony do Milicza. Tamtejszy proboszcz stanął po jego stronie. Usunął nawet z drogi wikarego, który usiłował stanąć w obronie dzieci.
W Miliczu ks. Paweł czuł się bezkarny i zachowywał się coraz śmielej. Udając, że zbiera pieniądze na biedne dzieci, finansował drogie wyprawy do Azji, samochód, sprzęt komputerowy. Z wypraw przywoził zdjęcia kolejnych molestowanych chłopców. Na miejscu też się nie ograniczał. Dotykał dzieci nawet w obecności sióstr zakonnych.
W końcu w 2010 r. uprawomocnił się wyrok za posiadanie pornografii dziecięcej. Biskup Wrocławski, Edward Janiak nie mógł tego zignorować. Nazywając ks. Pawła „przewielebnym” przeniósł go z powrotem do Wrocławia oraz zakazał opieki nad ministrantami i uczenia w szkole. Duchowny został kapelanem sióstr zakonnych. Pod pretekstem wycieczki, za wiedzą rodziców kilkukrotnie spotykał się z 11-letnim Arkiem z Bydgoszczy. Dotykał, w końcu zgwałcił i wmówił, że to wina 11-latka. Że to chłopiec musi się wstydzić.
Zapewne dzięki interwencji sióstr, ksiądz został w 2011 r. ponownie przeniesiony. Tym razem do Domu Księży Emerytów we Wrocławiu. Znalazł wtedy 13-letniego Marcela, który zgodził się świadczyć mu usługi seksualne w zamian za wycieczki i prezenty. Nikt nie dociekał, co to za „dobry wujek” zajmuje się nim i jego bratem. Psycholog szkolny powiedział później, że „z dwóch braci to Filip jest przystojniejszy, a mężczyzna bardziej zajmował się Marcelem, więc stwierdzili, że to raczej nie pedofil”.
Między wrześniem a grudniem 2012 r. ks. Paweł przyjeżdżał z Marcelem 8 razy do hotelu Orbis we Wrocławiu. Nie meldował chłopca. Za dziewiątym razem, po szkoleniu „Stop przemocy wobec dzieci”, recepcjonistkę zaniepokoiło dziwne zachowanie mężczyzny. Zorientowała się, że to nie ojciec z synem. Zgłasza sprawę policji, a ta zorganizowała zasadzkę. Ksiądz w końcu trafił do aresztu. Wciąż twierdził, że ktoś go wrabia, a później – że to polityczna zemsta za wiersz, który napisał. Kuria wypowiadała się o nim w samych superlatywach.
Dopiero w 2013 r. ruszył proces. Biegli stwierdzili u zatrzymanego pedofilię i skłonności manipulacyjne. Ksiądz po zabezpieczeniu dowodów został wypuszczony z aresztu. Próbował zastraszać swoje ofiary. Ze wszystkich pokrzywdzonych zeznawać zgodziło się tylko trzech chłopców. Jednak to wystarczyło. Za krzywdę, jaką zrobił im na całe życie ks. Paweł Kania w maju 2015 r. trafił do więzienia. Kilka dni wcześniej napisał na Facebooku: „Zajęciem BOGA jest przebaczanie”. Kuria nadal milczy.
A oto, jak kuria kryła księdza pedofila. Niczym przerzucanie gorącego ziemniaka:
2005 r. – pierwsze zatrzymanie przez policję i znalezienie pedofilskiej pornografii u ks. Kani – przeniesienie do innej parafii
2006 r. – rusza proces – przeniesienie do Bydgoszczy
2009 r. – skarga dyrektorki gimnazjum i proboszcza – przeniesienie do Wrocławia
2010 r. – kolejne skargi na molestowanie ministrantów i uczniów – przeniesienie do Milicza, a po uprawomocnieniu wyroku znowu do Wrocławia
2011 r. – skargi sióstr zakonnych na nowego kapelana – przeniesienie do Domu Księży Emerytów we Wrocławiu
2013 r. – rusza proces o molestowanie trzech chłopców, sprawą interesują się media – kuria wszczyna postępowanie o usunięcie ks. Kani ze stanu duchownego, co wciąż pozostaje fikcją
DUŻY FORMAT