Opinia Polaków mieszkających na Litwie o ich relacjach z Litwinami i tamtejszymi władzami nie jest optymistyczna. W przeciwieństwie do ostatnich gestów przyjaznych dla polskiego dziedzictwa historycznego na Białorusi, na Wileńszczyźnie i w samej stolicy Republiki Litewskiej ślady polskości są systematycznie zacierane. Czy niedzielne wybory na Litwie mogą coś zmienić?
Wybory do litewskiego Sejmu, przeprowadzone 9 października, dowiodły, że lewicowa koalicja zniechęciła do siebie obywateli Litwy. Do rozczarowanych zaliczyć należy także Polaków, którym dotychczasowa większość parlamentarna nie zapewniła praw, jakie w europejskich standardach mają mniejszości narodowe, choćby do dwujęzycznych tablic z nazwami ulic. Szansa na niewielkie zwiększenie reprezentacji w parlamencie Litwy posłów Akcji Wyborczej Polaków na Litwie – Związku Chrześcijańskich Rodzin istnieje jeszcze w zaplanowanej na 23 października drugiej turze wyborczej w okręgach jednomandatowych, w których nie udało się wyłonić posła w I turze.
Zwrot w prawo
Według danych z poniedziałku 10 października zwycięzcą niedzielnych wyborów został Litewski Związek Rolników i Zielonych, który zdobył 22,26 procent głosów, co powinno zapewnić 20 mandatów w liczącym 141 posłów litewskim Sejmie. Drugie miejsce osiągnął konserwatywny Związek Ojczyzny-Litewscy Chrześcijańscy Demokraci. Partia ta zdobyła 20,7 procent głosów, co powinno jej dać 19 miejsc w parlamencie. Podstawa dotychczasowej lewicowej koalicji – Litewska Partia Socjaldemokratyczna – zajęła trzecie miejsce, z wynikiem 14,6 procent., co powinno przełożyć się na 13 poselskich mandatów socjaldemokratów. Ponad 5-procentowym progiem znalazł się także Litewski Ruch Liberałów (8,9 proc. i 8 mandatów) oraz Porządek i Sprawiedliwość (5,6 proc., 5 mandatów). Posłów z okręgów jednomandatowych poznamy w większości dopiero po drugiej turze wyborów.
Mariusz Antonowicz, politolog z Instytutu Stosunków Międzynarodowych i Nauk Politycznych Uniwersytetu Wileńskiego, w wypowiedzi dla portalu zw.lt, redagowanego przez Polaków na Litwie, stwierdził: „To, że konserwatyści i chłopi mogą powalczyć o 1-2 miejsce, było dosyć możliwe, zaskakujące jest natomiast, że socjaldemokraci zebrali dosyć mało głosów. Jest to oczywistą porażką, na którą nie wskazywały nawet publiczne sondaże. Drugim zaskoczeniem jest dość duża liczba kandydatów Związku Chłopów i Zielonych, którzy przodują w okręgach jednomandatowych.”
Niemiecki portal heise online wskazuje na konieczność pożegnania na Litwie koalicji lewicowej, która nie poradziła sobie z bardzo ważnym problemem emigracji Litwinów z kraju, szczególnie ludzi młodych, mimo niewysokiego poziomu bezrobocia szacowanego na 7,5 proc.
Koalicję, która cztery lata temu wyniosła na fotel premiera Algirdasa Butkevičiusa tworzyły początkowo cztery ugrupowania: Litewska Partia Socjaldemokratyczna (LSDP), Partia Pracy (DP), Porządek i Sprawiedliwość (TiT) oraz Akcja Wyborcza Polaków na Litwie (AWPL). AWPL w 2014 roku opuściła koalicję, po odwołaniu ze stanowiska ministra energetyki Jarosława Niewierowicza, desygnowanego do rządu przez AWPL. Odejście AWPL z koalicji nie zachwiało jej większością w parlamencie, ale pozbawiło ją większości konstytucyjnej, ważnej ze względu na możliwość blokowania decyzji prezydent Dalii Grybauskaite, popieranej przez ugrupowania centrowe i konserwatywne.
Do problemów jakie przyczyniły się zapewne do porażki lewicy zaliczyć należy także niepewność w kwestii polityki imigracyjnej w UE i wzrost cen po wprowadzeniu euro. Bolesną okazała się także, wobec potencjalnego zagrożenia ze strony Rosji po wybuchu wojny w Donbasie i aneksji Krymu, słabość własnych sił zbrojnych, finansowanych poniżej standardu NATO. Niedoinwestowanie sił zbrojnych stało się dużym kłopotem i pokazało niespójnośc polityki obronnej, także między sojusznikami z NATO. Pokłosiem wojny w Donbasie i sankcji nałożonych na Rosję (oraz retorsji rosyjskich) są też wymierne straty ekonomiczne, ponieważ dla Litwy Rosja przez lata stanowiła główny kierunek eksportu. Odsunięcie lewicy od władzy większości z tych problemów o międzynarodowym podłożu nie zmieni diametralnie, być może uda się za to nieco ostudzić niektóre napięcia wewnętrzne.
Mniejszość u siebie
W ostatnich wyborach w 2012 roku Polacy zorganizowani w Akcji Wyborczej Polaków na Litwie zyskali 8 mandatów. Teraz już wiadomo, że zdobyli 5 miejsc w wyborach proporcjonalnych i dwa mandaty w okręgach jednomandatowych.
W wyborach do litewskiego Sejmu (Seimas) obowiązuje bowiem ordynacja wyborcza mieszana – 70 posłów wybieranych jest w wyborach proporcjonalnych, z list komitetów wyborczych, a 71 posłów wybieranych jest w okręgach jednomandatowych. W pierwszej turze mandat obejmują kandydaci, którzy zdobędą ponad połowę głosów. Tam, gdzie nie udało się wyłonić zwycięzcy w pierwszej turze, do drugiej przechodzą dwaj kandydaci z najlepszymi wynikami i walczą dalej o mandat.
Trzeba dodać, że taki sukces zanotowali na całej Litwie tylko kandydaci polskiego ugrupowania AWPL – ZChR, którzy już w pierwszej turze przekroczyli próg 50 proc. poparcia w okręgach jednomandatowym, co oznaczało zdobycie miejsca w Sejmie. Leonard Talmont zdobył 64,43 proc. w okręgu wileńsko-solecznickim, natomiast Czesław Olszewski 57,31 proc. w okręgu miednickim.
W tym roku już wiadomo, że duże szanse w drugiej turze ma jeszcze troje kandydatów, którzy mogliby zasilić frakcję Akcji Wyborczej Polaków na Litwie – Związku Rodzin Chrześcijańskich w jednoizbowym Seimasie (parlamencie).
Przed czterema laty AWPL uzyskała 6,1 proc. głosów, teraz już tylko 5,5 proc., czyli przekroczyła 5-procentowy próg wyborczy, ale dostała poważny sygnał o potrzebie konsolidacji i być może lepszej współpracy z innymi mniejszościami, które w AWPL powinny dostrzec sojusznika. Tym bardziej, że Polacy na Litwie są od wieków, a napływowe mniejszości nie są tak dobrze zorganizowane.
Litwa, mimo że spośród postsowieckich republik bałtyckich jest najbardziej jednorodna etnicznie, i tak ma dość duży odsetek obywateli, deklarujących się jako nie-Litwini. Szacuje się, że Polaków może być około 300 tys. a Rosjan ok. 200 tys. Do tej liczby należy doliczyć jeszcze ok. 100 tys. innych obywateli, głównie Białorusinów i Ukraińców. W liczącym około 3 mln mieszkańców państwie co piąty obywatel nie deklaruje się więc jako Litwin, choć oficjalne statystyki szacują odsetek mniejszości narodowych na 15 – 16 proc. Polityka przyjazna mniejszościom narodowym stabilizowałby więc sytuację wewnętrzną. Niestety, Litwa nie uregulowała pozycji i uprawnień mniejszości narodowych od 2010 roku, a więc od czasu, gdy wygasła „stara” ustawa o mniejszościach narodowych. Nic więc dziwnego, że linia podziałów politycznych jest w silnym związku także z deklarowaną narodowością, a nie tylko z programami politycznymi i wyznawanymi wartościami ideologicznymi.
Oczekiwanie zmian
Porażka lewicowej koalicji oznacza oczekiwanie zmian przez większość obywateli Litwy – uporania się z sprawami gospodarczymi i zagwarantowania bezpieczeństwa, którego rząd Butkevičiusa nie dawał.
Litewski politolog z uniwersytetu w Kownie Andrzej Pukszto w wypowiedzi dla portalu zw.lt podkreślił konieczność naprawy stosunków Litwy z Polską:. „Do tego zmusza nie tyle sytuacja wewnątrz kraju, ile sytuacja zewnętrzna. Niestety Europa nie staje się bezpieczniejsza, groźba Rosji zwiększa się, sytuacja na Ukrainie nie polepsza się. To rozumieją wszyscy bez wyjątków. Myślę, że każdy będzie próbował ten reset w stosunkach z Polską zrobić, czy dobiorą odpowiednie instrumenty to się okaże”.
Czyżby Litwa, która jeszcze niedawno z dużą nadzieją patrzyła na Szwecję i Niemcy zrozumiała, że sojuszników należy szukać blisko?
Zmiany kursu oczekują też Polacy z Wileńszczyzny. Dotychczasowe podejście władz litewskich konsolidowało mniejszości i prowadziło do niepotrzebnej antagonizacji społecznej, której emanacją były chociażby protesty Polaków w obronie polskich szkół na Wileńszczyźnie. Czy po wyborach ta sytuacja się zmieni… Nie ma żadnej gwarancji, ale raczej pewne było, że utrzymanie się u władzy obecnej koalicji lewicowej oznaczałoby utrzymanie kursu ustawiania mniejszości narodowych w opozycji i utrwalania podziału wewnątrz państwa. Rozumieją to niektórzy reprezentanci elit politycznych Litwy.
„Musimy mówić nie o polskiej mniejszości na Litwie, lecz o naszych Polakach, mieszkających tutaj, którzy czują się obywatelami Litwy. Wtedy będziemy mogli postrzegać problemy Polaków, mieszkających na Litwie, jako nasze wspólne problemy, które muszą być rozwiązane” – mówił polskiemu portalowi zw.lt Dainius Junevičius, litewski fizyk, historyk i pierwszy ambasador Litwy w Polsce po odzyskaniu niepodległości w 1991. Jego zdaniem stosunki polsko-litewskie są normalne, nie dostrzega dużych problemów, które wymagałyby pilnego rozwiązania.
Jednak gdy rozmawia się z Polakami mieszkającymi na Litwie ich opinia o relacjach z Litwinami i władzami litewskimi nie jest już tak optymistyczna. W przeciwieństwie do ostatnich gestów przyjaznych dla polskiego dziedzictwa historycznego na Białorusi, na Wileńszczyźnie i w samej stolicy Republiki Litewskiej ślady polskości są systematycznie zacierane. Już we Lwowie szybciej znajdzie się zachowany napis po polsku, starą tabliczkę z polską nazwą ulicy, a nawet odnowione szyldy w kawiarniach i restauracjach napisane po polsku. W Wilnie takich oznak trudno szukać, choć pragmatyzm ekonomiczny nakazywałby bardziej przyjazne nastawianie do Polaków, chociażby w celu rozwoju turystyki i budowy podstaw do lepszej współpracy gospodarczej. Dotychczas uprawiana polityka wewnętrzna nie przyniosła dobrych efektów i nie przystaje do norm europejskich. Dobrze byłoby, aby wraz z objęciem rządów przez nową koalicję doszło do unormowania spraw Polaków na Litwie oraz ochrony pamiątek historycznych i autentyczności wielu miejsc, świadczących o wspólnej historii polsko – litewskiej.
JAN BEREZA