Szef MON cierpi na przypadłość Zelnika? „To nie ja mówiłem o bombie, to on”

Jedna z uczestniczek spotkania z min. Antonim Macierewiczem w szkole ojca Rydzyka zapytała o broń elektromagnetyczną, która jest testowana na Polakach. Macierewicz odpowiedział, że sprawa jest mu znana. Wie o przypadkach w Zachodniopomorskiem, w Legnicy i na Dolnym Śląsku. Oznajmił, że w ciągu pół roku dowiemy się czegoś więcej, bo sprawa jest badana.

 

Według teorii spiskowych („Dziennik Zachodni”) broń elektromagnetyczna dzięki ultradźwiękom dostarcza do mózgu słowa, które człowiek może uznać za swoje własne myśli.

Efekty broni elektromagnetycznej chyba jeszcze nie dotarły do Warszawy, choć trzeba się nad tym zastanowić.

Ostatnio szef MON powiedział, że nigdy nie wskazywał powodu rozpadu samolotu Tu-154 w powietrzu.

Zaniepokoiłam się, bo przecież pamiętam, że pan Antoni wielokrotnie opowiadał nam o bombie na pokładzie samolotu, a w 2014 r. w raporcie komisji badającej katastrofę smoleńską, zatytułowanym „Cztery lata po wypadku”, stwierdzono, że w salonce wybuchła bomba. Macierewicz powiedział: pokażemy, jak prezydent zginął w wybuchu, który rozerwał samolot. W 2013 r. pan Macierewicz twierdził, że trzy osoby przeżyły katastrofę.

Do 2015 r. były dwa wybuchy, jeszcze przedtem wyciek paliwa, a w 2015 r. zespół parlamentarny ds. wyjaśnienia katastrofy pod przewodnictwem Macierewicza orzekł, że prawdopodobną przyczyną była seria wybuchów. Czytamy: „Jeszcze przed pierwszym uderzeniem w ziemię nastąpiła potężna eksplozja w kadłubie samolotu, która zniszczyła jego strukturę, oderwała tylną część kadłuba wraz z silnikiem, wywinęła burty oraz zabiła większość pasażerów. Końcowym etapem był wybuch w prezydenckiej salonce już po uderzeniu samolotu w ziemię”.

Minister obrony Macierewicz szeroko mówił o Smoleńsku w Stanach Zjednoczonych, w stanie Pensylwania, na spotkaniu z kongresmenami z Partii Republikańskiej.

Jak czytam w portalu Nieza- lezna.pl, powiedział: „Gdyby już w 2010 r. powołano komisję międzynarodową, sprawdzającą okoliczności śmierci prezydenta Kaczyńskiego i polskiej elity w Smoleńsku, nie doszłoby do ataku na Ukrainę, nie zginęliby pasażerowie malezyjskiego samolotu, a armia rosyjska nie maszerowałaby dziś na zachód, w kierunku polskich granic i NATO. Wszystkie te wydarzenia są konsekwencją zmowy milczenia nad śmiercią polskiego prezydenta i całej elity polskiego państwa”.

Teraz Macierewicz próbuje nam wmówić, że tych słów nie wypowiedział. Dwa dni temu w TVP Info stwierdził: „Może tam była bomba, a może w inny sposób doprowadzono do tego, że samolot się rozpadł”.

Oświadcza, że nie będą nam dyktowali, co mamy robić, ci, którzy mają taką młodą demokrację. Wszyscy wiedzą, że mówi o Stanach Zjednoczonych, ale on udaje, że nie o ten kraj chodzi. Macierewicz twierdzi, że Smoleńsk to był akt terroryzmu, a po kilku dniach – że to był terroryzm medialny.

Czyżby cierpiał na podobną przypadłość co Jerzy Zelnik? Zelnik, odkąd odkryto, że współpracował z SB, powtarza w wywiadach: to nie byłem ja, to był on. Może to samo się dzieje z szefem MON: to nie ja mówiłem o bombie, to on.

Minister Macierewicz twierdzi, że najważniejszym przesłaniem dla wojska jest wyjaśnienie katastrofy smoleńskiej. Mówi, że ci, którzy w niej zginęli, ponieśli śmierć męczeńską.

Kiedy był zwykłym posłem, można było patrzeć na to z przymrużeniem oka, ale dziś jest szefem MON. Trudno uwierzyć, że teraz jego „państwowa” podkomisja zacznie pracę od zera, bo przecież są w niej ci sami „specjaliści”, którzy badali wybuchy na pokładzie samolotu w poprzednim – sejmowym – wcieleniu zespołu ds. badania katastrofy smoleńskiej. Co oni dziś badają za pieniądze podatników? Przecież już wiedzą, jak wyglądał zamach.

MONIKA OLEJNIK

Więcej postów