Dr Maciej Lasek: Fakty obalają wszystkie mity Macierewicza

Maciej Lasek, szef Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych, członek rządowej komisji Jerzego Millera.

 

Nie ma żadnych dowodów na zamach, są dowody, że wybuchu nie było.

AGNIESZKA KUBLIK: „To bezsporne, że był zamach” – mówi Antoni Krauze, reżyser filmu „Smoleńsk”.

DR MACIEJ LASEK, szef Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych, członek rządowej komisji Jerzego Millera: Nie ma żadnych dowodów na zamach. Wszystkie dowody, przede wszystkim obiektywne źródła danych, czyli rejestratory parametrów lotu i rejestrator głosu, zamach wykluczają.

Gdyby był zamach, musiałby gdzieś pozostać ślad. Samolot rozpadłby się w powietrzu dużo wcześniej, słychać byłoby wybuch, nagrałby się na rejestratorze głosu, bo zawsze się nagrywa jako ostatni dźwięk, po którym nagranie się urywa (potwierdzają to wyniki badań prowadzonych przez inne komisje, np. amerykańską NTSB – badanie wypadku TWA800 – czy holenderską DSB badającą zestrzelenie MH17 nad Ukrainą).

W tupolewie zapisy rejestratora głosu i rejestratora katastroficznego parametrów lotu kończą się w momencie zderzenia z ziemią.

Nie było też wzrostu ciśnienia i wysokiej temperatury, co zawsze towarzyszy wybuchom. Na elementach wraku, które były poddawane oględzinom przez członków komisji Millera, ekspertów prokuratury i policyjnych pirotechników, którzy przygotowywali ekspertyzę dotyczącą ewentualnego występowania materiałów wybuchowych, nie ma śladów ani wysokiej temperatury, ani ciśnienia.

A te nity, które się wbiły w ciała? Nie pod wpływem wybuchu?

– Każdy z ekspertów lotniczych wie, że podczas niszczenia konstrukcji, np. w wyniku zderzenia z ziemią, nity „strzelają”, czyli zrywają się połączenia nitowe. Można to zaobserwować na miejscu każdego wypadku lotniczego. Nawet małego samolotu. Po prostu są zerwane całe rzędy szwów nitowych po przekroczeniu obciążeń niszczących tego rodzaju połączenia. Ale nikomu nie przychodzi do głowy, że jest to efekt wybuchu. To samo można zaobserwować podczas certyfikacyjnych prób obciążeń samolotów. Z reguły pierwszymi symptomami zbliżania się do obciążeń niszczących są „strzelające” nity z połączeń elementów konstrukcji samolotu.

Kształt i wielkość rozrzucenia szczątków tupolewa to nie dowód na wybuch?

– Główne pole szczątków miało rozmiary ok. 60 na 130 m. Szczątki były rozrzucone od miejsca zderzenia z drzewami do miejsca upadku samolotu. Przed punktem pierwszego uderzenia w ziemię znaleziono pojedyncze elementy zewnętrznych części płatowca (głównie pokrycia i konstrukcji skrzydeł) noszące ślady uderzeń w drzewa, nie znaleziono natomiast żadnych szczątków pochodzących z wnętrza kadłuba, wyposażenia ani bagażu, co świadczy o tym, że kadłub do momentu zderzenia z ziemią był cały. Szerokość tego obszaru jest tylko nieco większa od rozpiętości skrzydeł, co przy prędkości 260 km na godz., z którą samolot zderzył się z ziemią pod niewielkim kątem, jest typowym rozrzutem szczątków w takim terenie.

Wystarczy sięgnąć do zdjęć z innych wypadków, jak choćby z wypadków obydwu naszych iłów 62M. Tam rozrzut jest zbliżony, a nawet większy, a nikt nie sugeruje, że do tych zdarzeń doszło w wyniku wybuchu czy zamachu.

Dlaczego samolot rozpadł się na drobne kawałki?

– Wcale nie na drobne. Po zderzeniu z ziemią integralność zachowały duże fragmenty samolotu, choć pojawiło się wiele drobnych elementów, co jest charakterystyczne dla wypadków lotniczych o takim przebiegu. Samolot zderzył się z ziemią w położeniu odwróconym, uderzając w nią oraz pnie porastających ją drzew górną częścią kadłuba wykonaną z blachy o grubości jedynie 1,2 mm. Pnie łamiących się drzew rozrywały konstrukcję kadłuba, a masywna, środkowa część skrzydeł zawierająca zbiorniki z 11 tonami paliwa miażdżyła kadłub dodatkowo pchany od tyłu przez część ogonową z trzema ważącymi po 2,3 tony silnikami.

Jedna z ostatnich hipotez Macierewicza jest taka, że była tajemnicza usterka, którą komisja Millera miała ukrywać.

– Pan minister wiele razy pytany, o jaką usterkę i jakiego systemu chodzi, skrupulatnie unika odpowiedzi. Trudno to traktować poważnie. Poza tym jak to możliwe, że ta rzekoma fabryczna wada 7 kwietnia i we wcześniejszych lotach nie zadziałała, a 10 zadziałała? Nielogiczne.

Można się jedynie domyślać, że ministrowi chodziło o silniki tupolewa. Polski rejestrator ATM-QAR właśnie po to został zamontowany, żeby można było monitorować pracę silników poprzez pomiar ich wibracji (tego standardowy rejestrator rosyjski nie mierzył). W katastrofie pod Smoleńskiem nie zarejestrowano gwałtownego zwiększenia wibracji silników. Jedyny chwilowy wzrost wibracji został odnotowany, kiedy samolot zaczął zderzać się z przeszkodami i do silnika dostały się gałęzie. Ale nawet wtedy wibracje nie przekroczyły wartości alarmowej. Rejestratory zapisały, że silniki pracowały prawidłowo do zderzenia z ziemią. To samo potwierdziły oględziny silników.

Zachowało się też nagranie rejestratora głosu. Do momentu kolizji nie ma żadnego potwierdzenia wystąpienia jakiejkolwiek usterki, a nawigator do końca odczytywał malejącą dramatycznie wysokość.

Macierewicz twierdzi, że zasilanie wysiadło przed katastrofą.

– Zasilanie wszystkich systemów zanikło w momencie zderzenia z ziemią, o czym świadczą ostatnie współrzędne z trzech odbiorników GPS zapisane w pamięci komputera pokładowego FMS i odczytane u producenta tego urządzenia w USA – wskazują one dokładnie bruzdy powstałe przy kolizji z gruntem. Rejestratory katastroficzne (parametrów lotu i głosu) pracowały również do zderzenia z ziemią.

Jaka była rola gen. Andrzeja Błasika? W waszym raporcie mowa o presji pośredniej, biegli prokuratury są przekonani, że to była bezpośrednia presja na załogę.

– Napisaliśmy, że jego rola ograniczała się do roli biernego obserwatora zdarzeń.

Bierny? Z nowo odczytanych fragmentów wynikało, że o 8.35.49 gen. mówi: „Faktem jest, że my musimy to robić do skutku”. O 8.40.11 mówi: „Po–my-sły”. A o 8.40.22: „Zmieścisz się śmiało”. Do katastrofy doszło o 8:41.

– Czekam na kompleksową opinię, o ile prokuratura kiedykolwiek zdecyduje się na jej opublikowanie. Nasza była oparta na materiałach zgromadzonych przez KBWLLP. Biegli dokonali nowych odczytów i na tej podstawie formułowali własne opinie.

Na razie pozostaję przy naszej ocenie, że obecność generała [dowódcy sił powietrznych] w kokpicie była takim samym elementem presji pośredniej jak ranga lotu, to, że na pokładzie był pan prezydent, że lot był opóźniony, że pogoda niespodziewanie dla załogi się zepsuła, że nie było żadnych pomysłów, aby może jednak zrezygnować z lotu do Smoleńska i od razu polecieć na lotnisko zapasowe.

Szef podkomisji Macierewicza dr Wacław Berczyński już wie, że tupolew „prawie z pewnością rozpadł się w powietrzu”.

– A po rozpadzie w powietrzu załoga odczytywała malejącą wysokość, a rejestrator rejestrował parametry lotu do momentu zderzenia z ziemią? Pan dr Berczyński przedstawia wnioski, zanim jeszcze rozpoczął badania, bez przeprowadzonych analiz, bez zapoznania się z informacjami z komisji Millera czy prokuratury. Zapewne jest to efekt całkowitego braku doświadczenia. Nigdzie nie ma informacji, że zajmował się badaniem wypadków lotniczych.

Polskie Radio na stronie internetowej zestawiło z okazji szóstej rocznicy katastrofy raport komisji Millera i zespołu Macierewicza z kwietnia zeszłego roku, że prawdopodobną przyczyną katastrofy była seria wybuchów m.in. na lewym skrzydle, w kadłubie i prezydenckiej salonce.

– Przyczyną wypadku było zejście poniżej minimalnej wysokości zniżania, przy nadmiernej prędkości opadania, w warunkach uniemożliwiających wzrokowy kontakt z ziemią i spóźnione odejście na drugi krąg.

Gdyby załoga po pierwszych informacjach od rosyjskich kontrolerów i od załogi polskiego jaka-40 [wylądował w Smoleńsku wcześniej] o warunkach uniemożliwiających bezpieczne lądowanie skierowała samolot na lotnisko zapasowe, nie byłoby wypadku. Gdyby załoga, przelatując o 120 m za wysoko nad dalszą radiolatarnią, przerwała podejście, to nie byłoby wypadku. Gdyby załoga nie ignorowała ostrzeżeń i komend systemu TAWS, nie byłoby wypadku. Gdyby załoga przerwała zniżanie po osiągnięciu 100 m względem lotniska i odleciała na lotnisko zapasowe, nie byłoby wypadku. Barier, które miały zabezpieczać pasażerów przed wypadkiem, było dużo. Wszystkie jednak zostały przełamane.

Macierewicz oznajmił w sobotę, że raport Millera został sfałszowany i że premierowi Tuskowi należy się za to Trybunał Stanu.

– Pan minister Macierewicz przez ostatnie lata przyzwyczaił nas, iż jego wypowiedzi na ogół niewiele mają wspólnego z faktami. Raport komisji Millera opiera się na faktach i żadne nieprzemyślane opinie tego nie zmienią.

rozmawiała AGNIESZKA KUBLIK

Więcej postów

1 Komentarz

  1. gdzie jest wrak zreszta wyszorowany gdzie by?y i sa czarne skrzynki dlaczegnie nie by?o zadnej ochrony boru dlaczego nie oddano slectwa zachodowi dlaczego kilka razy przywo?ono skrzynki dlaczego nie analizowano mg?y i proby ladowania innego rosyjskiego samolotu przed katastrof? ? dlaczego kopacz klama?a ze w ekschumacji biora udzia? polscy prokuratorzy dlaczego mowi sie o 120 metrach szcz?tkow jak rozpadanie sie samolotu zacze?o sie kilkaset metow do kilometra kto k?amie ?Nie mo?na obra?ac Macierwewicza on jest podstawa do wyjasnienia tragedi.

Komentowanie jest wyłączone.