Ostatnie słowa księdza Kaczkowskiego na łożu śmierci

Ojciec księdza Jana Kaczkowskiego opowiada w wywiadzie dla „Gościa Gdańskiego”, jak wyglądały ostatnie chwile życia jego syna. Kapłan zmarł po długiej walce z rakiem 28 marca. W swoim testamencie ksiądz poprosił o nie kupowanie kwiatów i wiązanek na jego pogrzeb, tylko o przekazywanie pieniędzy na cele puckiego hospicjum.

 

Ksiądz Jan Kaczkowski zmarł w Poniedziałek Wielkanocny, 28 marca. Odszedł po długiej walce z rakiem nerki i glejakiem mózgu. Duchowny zasłynął swoim podejściem do życia, choroby i Boga. Udzielił głośnego wywiadu, który potem został opublikowany jako książka „Życie na pełnej petardzie”. Mimo walki z chorobą, do ostatnich chwil swojego życia pozostawał aktywny. Jego ojciec udzielił wywiadu dla „Gościa Gdańskiego”, w którym wspomina ostatnie chwile z życia syna. – Jaś był przygotowany na śmierć. My także. Oswajał nas, jak i całą Polskę z tematem nieuleczalnej choroby, cierpienia, godnego odchodzenia  – mówi pan Józef Kaczkowski. W ostatnich dniach życia kapłan miał problemy z mówieniem. Ostatnim słowem, które wypowiedział było „Miłosierdzie”. Powtórzył to kilka razy. W chwili śmierci towarzyszyli mu najbliżsi. –  Mówiliśmy do niego, trzymając go za dłonie, ale nie wiem, czy nas słyszał. Jasiu nie cierpiał – dodaje ojciec księdza Kaczkowskiego.

– Bardzo proszę mnie pochować w sutannie, z humerałem, w albie, z cingulum i stułą na krzyż, z manipularzem, w takim ładnym, czarnym ornacie, żeby dzieci mojego rodzeństwa, wiedziały, że wujek nie wyparował, nie zniknął – napisał duchowny w książce „Grunt pod nogami”. Ksiądz Jan Kaczkowski zaznaczył w swoim testamencie, aby na jego pogrzeb nie kupować kwiatów ani wiązanek. Wołał, aby pieniądze przekazać  na cele puckiego hospicjum.

SE.PL

Więcej postów

1 Komentarz

Komentowanie jest wyłączone.