Anna M. to drobna, cicha dziewczyna. Na sali sądowej ciągle ocierała łzy. Rok temu przeżyła piekło. Została uprowadzona przez swojego byłego chłopaka i dwóch jego kumpli.
Od rodziny dziewczyny żądali 20 tys. zł okupu. W przypadku niespełnienia żądań grozili, że sprzedadzą 23-latkę do burdelu.
Przed Sądem Okręgowym we Wrocławiu (woj. dolnośląskie) rozpoczął się proces porywaczy. Prokuratura oskarża Grzegorza S. o uprowadzenie Anny M. Pomagać mu mieli dwaj koledzy, Paweł O. i Sławomir K.. Dopadli dziewczynę w Rożnowie. Wepchnęli do auta, założyli jej na głowę worek. Przewieźli do meliny we Wrocławiu. Tam Anna M., związana kablami i taśmą izolacyjną, była przetrzymywana przez trzy dni. W tym czasie przeżyła istny koszmar, przez który do dziś budzi się w nocy z krzykiem. – Mężczyźni grozili, że jeśli rodzina nie zapłaci 20 tys. zł okupu, to kobieta zostanie sprzedana do agencji towarzyskiej – relacjonował prokurator. W końcu do mieszkania, w którym była więziona, weszła policja i uratowała 23-latkę.
– Bardzo się bałam, że zrobią mi coś złego. Jak ja mogłam być z kimś takim! Nie wiedziałam, że to potwór – mówiła na sądowym korytarzu Anna M. Później przez całą rozprawę siedziała na miejscu dla publiczności. Wtulona w matkę, cicho łkała. A przecież byli parą przez rok…
Grzegorz S. w śledztwie zeznał, że lubił przebywać z Anną. Że ją kochał. – Czy ktoś, kto kocha, robi coś tak okrutnego? – smutno pytała Anna.
Sam oskarżony twierdzi, że nie porwał dziewczyny, a całość była ukartowaną przez Annę M. intrygą. Chodziło bowiem o to, żeby zdobyć 20 tys. zł. Komu da wiarę sąd? Przekonamy się o tym, kiedy ogłoszony zostanie wyrok. Grzegorzowi S. grozi nawet 15 lat więzienia.
SE.PL