Marcin Rżanek (33 l.) wyszedł 22 lutego do pracy. Niestety do niej nie dotarł. Pojechał do Warszawy, żeby odwiedzić byłą narzeczoną. Desperacko pragnął ją zobaczyć. Kiedy nie zastał kobiety w dawnym miejscu zamieszkania, zrozpaczony zadzwonił do matki. Po krótkiej rozmowie rozłączył się. Od tamtej pory nie wrócił do domu.
Marcin mimo dziecięcego porażenia mózgowego był całkowicie samodzielną osobą. Miał pracę, którą lubił, pasję chodzenia po górach, kochającą rodzinę i przyjaciół. W 2013 r. uczestniczył w wyprawie po Irlandii organizowanej przez fundację Jaśka Meli „Poza Horyzonty”. Jak mówi jego siostra, do szczęścia brakowało mu tylko jednego – żony i własnej rodziny. Był bardzo szczęśliwy, kiedy poznał swoją przyszłą narzeczoną na Facebooku. Dla niej rzucił pracę w Wiśniowej Górze i przeprowadził się do Warszawy. W styczniu się zaręczyli, a w lipcu – dwa miesiące przed ślubem – niespodziewanie zerwali.
– Marcin jest chory. Od wielu lat przyjmuje leki neurologiczne. Po rozstaniu z narzeczoną w lipcu ubiegłego roku doszły do tego leki psychotropowe. Brat nie radził sobie po zerwaniu. To była jego pierwsza wielka miłość. Cały czas miał nadzieję, że dziewczyna do niego wróci. Ona jednak całkowicie zerwała z nim kontakt – opowiada w rozmowie z FAKT24.pl, Małgorzata Lauk, starsza siostra Marcina.
Bardzo przeżył rozstanie
– On wpadł w jakiś szok, uaktywniła się depresja. Zapomnieć mu było trudno. Od lipca był siedem razy w szpitalu. Miał ataki i napady agresji. Musieliśmy nieraz wzywać pogotowie, a nawet policję, bo robił sobie krzywdę – mówi Czesława Rżanek (74 l.), mama Marcina. – W tamten poniedziałek jak zawsze wyszedł do pracy o godzinie 5.45. Zdziwiłam się, kiedy o 10.30 do mnie zadzwonił z płaczem. Mówił, że jest w Warszawie i nie wie, co robić, bo pojechał do tej dziewczyny, a ona zmieniła adres. Kazałam mu wrócić do domu. Nie mógł się uspokoić. Koniecznie chciał ją zobaczyć „po raz ostatni”.
Od tamtego telefonu Marcin nie odezwał się do rodziny ani do nikogo z przyjaciół. Wiadomo również, że od 22 lutego, kiedy wypłacił z konta 140 zł, ani razu nie korzystał z karty bankomatowej. Mama i siostra bardzo się o niego boją. – Marcin miał kilka prób samobójczych po tym zawodzie miłosnym, dlatego nie wiemy, co mu może przyjść do głowy. Nigdy nie było sytuacji, żeby nie dawał znaku życia – martwi się pani Małgosia.
„Żyje, ale jest w bardzo złym stanie”
Mimo czarnych myśli wszyscy wierzą, że Marcin się odnajdzie. Rozwieszają plakaty z prośbą o telefon w razie, gdyby ktoś go zauważył. Jest bardzo szczupłym wysokim mężczyzną, ma ponad 180 cm wzrostu. W charakterystyczny sposób chodzi, szurając nogami i niewyraźnie mówi. W dniu zaginięcia ubrany był w krótką brązową kurtkę, granatowy polar, dżinsowe spodnie i beżową czapkę.
Było kilka sygnałów, że widziano go w Łodzi w okolicach Rynku Bałuckiego czy w Nowosolnej. Rodzina i znajomi poprosili również o pomoc jasnowidzów. Ci są zgodni co do tego, że Marcin żyje i znajduje się w okolicach Łodzi. Według nich jest jednak w bardzo złej kondycji psychicznej i pilnie potrzebuje pomocy, dlatego liczy się każdy dzień.
Jeśli zauważysz Marcina Rżanka, skontaktuj się z policją lub z jego rodziną – 501 571 084. W poszukiwaniach pomaga też fundacja „ITAKA”.
EMILIA SZYWAŁA