„Zastanawiające, że dotychczas nikt Lechowi Wałęsie nie przebaczył. Nie dowodzi to jego niewinności, ale zdaje się coś mówić o motywach jego przeciwników” – powiedział ksiądz Alfred Marek Wierzbicki, profesor KUL. Którego zdaniem „brak manifestacji w obronie Wałęsy oznaczałby moralną kapitulację społeczeństwa”.
To ostatnie to oczywiste wzywanie do zajmowania określonego stanowiska politycznego w określonym politycznym sporze; i zastawiam się dlaczego nie dostrzegła tego tak czuła na przejawy klerykalizmu „Gazeta”. Ale ciekawsze jest dla mnie pierwsze cytowane zdanie.
Pomińmy już fakt, że jest ono nieprawdziwe, bo co najmniej jeden z uważających go za „Bolka” kolegów Wałęsy z lat 70, Kazimierz Szołoch, wybaczył na łożu śmierci byłemu prezydentowi. Ale Księże Profesorze, czy nie dopuszcza Ksiądz Profesor możliwości, że gdyby było tak, jak Ksiądz Profesor uważa, czyli że „nikt Lechowi Wałęsie nie przebaczył”, mówiłoby to coś nie tylko o „motywach jego przeciwników”, ale również – o samym Wałęsie? O tym, jak bolesne było dla otaczających go ludzi to, czego się o nim dowiedzieli? Ale co więcej – jaki był toksyczny? Jak odnosił się do ludzi, nie, nie jako „Bolek”, tylko jako Wałęsa? O tym, jak nimi pogardzał, jak ich krzywdził? O tym, co czuli ci, którzy mieli nieszczęście o Wałęsę się otrzeć?
Jeśli ktoś ma zdolność do konsekwentnego uruchamiania w ludziach nie wielkoduszności, ciepła i skłonności wybaczania, tylko cech i skłonności przeciwnych, to chyba coś nam to o tym człowieku mówi, Księże Profesorze? Nie, nie żądam żeby Ksiądz przyznał mi rację, ostatecznie kapłan powinien kierować się miłością do człowieka. A Wałęsa jest oczywiście człowiekiem. Tylko że, Księże Profesorze, ci którzy mu z jakichś względów nie potrafią wybaczyć – to też ludzie. I mógłby Ksiądz Profesor pochylić się nad nimi z uwagą i szacunkiem, choćby trochę podobnym do uczuć, okazywanych przez Księdza Profesora Wałęsie. Nie wymagam, żeby koniecznie na gościnnych łamach „Wyborczej”.
PIOTR SKWIECIŃSKI